poniedziałek, 2 czerwca 2008

Metody zwalczania lewactwa

Na Saloonie24 wiele postów poświęciłem zjawisku społecznemu znanemu szerzej jako lewactwo. Zacząłem tam również uchodzić za czołowego lewakologa. Jaki może być wniosek z tych moich licznych gadół, taki najkrótszy i najbardziej dobitny. Otóż, wszędzie gdzie lewactwo dorwie się do koryta, w niedługim czasie jest syf, malaria i korniki!. Jak to jest, że w Europie Zachodniej ludność autochtoniczna wymiera i ten proces przybiera coraz bardziej na sile? W KRLD ludzie umierają z głodu; 70 lat temu na Ukrainie jedli nawet buty i rzemienie. W Wenezuali Hugo Chavez nie potrafi wytłumaczyć ludziom, jak to jest, że nie mogą sobie mięsa w sklepie kupić. Tego typu hocki klocki to jest efekt działań lewactwa. Stanowi ono niszczycielską siłę, przy której siedem plag egipskich to jest nic. Jaki może być z tego morał?

Lewactwo należy zwalczań wszystkimi możliwymi środkami. To jest choroba społeczna porównywalna do bąblowicy wywoływanej przez tasiemce Echinococcus granulosus czy Echinococcus multilocularis. Z tego powodu, zwalczając lewactwo, należy czynić to szczętnie, porządnie i dokumentnie. Wiadomo, jak się bąblowca źle wytnie, doprowadzając do jego rozlania się, to pacjent po jakimś czasie umrze, bo cysty rozwiną się w wielu innych narządach. Tak samo tutaj, lewacy mogą wrócić silniejsi, zupełnie jak w Wietnamie.

Metody Pinocheta i Franco

Pewnie mało kto zastanawiał się, dlaczego może jeździć na wakacje do Hiszpanii. Z tego też powodu nie wie komu to dobrodziejstwo zawdzięcza i nawet sobie z tego nie zdaje sprawy, jak to się stało. A może tak czynić dzięki nikomu innemu jak caudillo Franco. W 1936 roku republikanie - anarchiści, socjaliści, komuniści, trockiści i liberałowie - zaczęli dokonywać mordów. Jeszcze można oglądać tam mury klasztorów poszczerbione nabojami. W Hiszpanii armia się zbuntowała. Po trzech latach wojny domowej republikanie ostatecznie przegrali, ich resztki toczyły wojnę partyzancką jeszcze przez jakiś czas. Franco zdołał uporać się z lewactwem. Część została rozstrzelana, a część wtrącona do więzień i kamieniołomów. Po pewnym okresie, po wprowadzeniu liberalnych reform, kraj stanął na nogach. Dzięki temu można jeździć sobie do Hiszpanii na wakacje. Gdyby nie caudillo cała Europa teoretycznie mogłaby ulec sowietyzacji, wówczas ZSRR rozciągałby się prawdopodobnie od Gibraltaru po Tokio.

Nieco inaczej potoczyły się losy w Chile. Tam w 1970 roku wybory prezydenckie wygrał kandydat Frontu Ludowego, niejaki Salvador Allende. Rozpoczął się epizod komunistyczny. Nacjonalizowano kopalnie oraz inne przedsiębiorstwa. Rozpoczęto kolektywizację rolnictwa. Temu wszystkiemu towarzyszyły dziesiątki tysięcy morderstw; Allende odpowiada za śmierć około 70 000 ludzi. Po trzech konserwatyści i część chadeków obudzili i zaapelowali do dowódcy armii, Augusto Jose Pinocheta Ugarte, aby zrobił porządek. W krótkim czasie tak się stało. W 1973 armia się zbuntowała, Allende popełnił samobójstwo, strzelając sobie w swoim pałacu z AK47 w głowę. Stadion narodowy w Santiago de Chile został zamieniony w więzienie, gdzie zostali osadzeni wszyscy, którzy przez trzy lata niszczyli kraj. Część z nich została następnie wyrzucona z helikopterów do Oceanu Spokojnego. El Presidente wprowadził również reformy gospodarcze, korzystając z pomocy ekonomistów ze szkoły chicagowskiej, między innymi Miltona Friedmana i Josepha Stiglera. Dzięki temu Chile wygląda zupełnie inaczej niż inne kraje Ameryki Południowej.


Doprowadzenie do walk wewnątrz frakcji

Lewactwo jest bardzo ciężko ze sobą skłócić, co może wydawać się paradoksalnie. Oni jednak idą ze sobą łapka w łapkę, nie ważne czy są liberałami klasycznymi, komunistami czy anarchistami. Można jednak wywołać, odpowiednio manipulując walki wewnątrz frakcji, w wyniku których oni się sami spacyfikują w dopychaniu się do koryta. Czasami sprzyjają temu warunki, jak na przykład w czasie wojny domowej w Hiszpanii stalinowscy komuniści zaczęli mordować całą resztę. Metoda ta nie zawsze jest skuteczna, bo trzeba lewactwo chwilowo dopuścić do koryta.


Ośmieszanie i mówienie prawdy prosto w oczy

Lewactwo ma kurzą pamięć. Dla nich Hitler czy Stalin to już nie lewica, a bo nie byli proekologiczni i mieli mocno w poważaniu prawa pracownicze. Uważają, że ich formacja się zmieniła. Trzeba jednakże przypominać im, co wyprawiali i za śmierć ilu ludzi odpowiadają i że tak naprawdę są tacy sami jak faszyści czy komuniści. Z drugiej strony powinno się ośmieszać idee lewicowe wszędzie, gdzie się da, tak aby ludzie nie głosowali na lewactwo, a prawica mogła zasiadać w parlamencie przez długie kadencje.


Zaprowadzenie ładu anarchokapitalistycznego

Możliwość najbardziej futurystyczna. Teoretycznie można by postąpić, jak nam nakazują libertarianie, czyli zdemontować państwo i przekształcić je w małe jednostki polityczne, jak proponują to uczynić Hans Hermann Hoppe czy Jesus Huerta de Soto. Następny aksjomat anarchokapitalizmu (i libertarianizmu w ogóle), to niechęć do przymusu i naruszania wolności. Ergo: można przyjąć, że lewactwo narusza wolność prawicy, i wyrzucić je z naszych posesji, niech się osiedlą, gdzie indziej i tam niech sobie budują Państwo Boże na ziemskim padole. Wyszłaby wówczas nierealność wszystkich lewackich wymysłów. Oni by się tam powybijali i pozdychaliby z głodu, doprowadziliby do regresu materialnego ludności oraz depopulacji. Po jakimś czasie po prostu lewactwo zniknęłoby z powierzchni Ziemi, a prawicowość (i to zoologiczna) stałaby się tryumfatorem.


Lewactwo przyczyniło się do zniszczeń w skali niebywałej. Można się zastanawiać, dlaczego ono jeszcze istnieje. Niestety, wielkie korporacje mają interes w socjalizmie, a poza tym ludzie dają się robić w konia przez różne marks-media...

a mało kto myśli o zwalczaniu tej nawały niszczącej naszą cywilizację!

czwartek, 29 maja 2008

O kształt polskiej prawicy

Jakiś czas temu znalazłem podział polskiej sceny politycznej. Jak się przyjrzałem temu wszystkiemu, to się trochę zdziwiłem. Sami możecie Państwo zobaczyć, że prawą stronę okupuje tam PO. A przecież nie trzeba wielkiego intelektu, żeby zobaczyć, że są to formacja kompletnie bezideowa, która tą swoją cechę wynosi jeszcze do rangi cnoty. To zwykła lewacko-socjalistyczna kontrabanda zrzeszająca filoaborcjonistów i wielbicieli eurokomuny. Poza tym PiS znalazł się po dwóch stronach jako authoritarian right i autoritarian left. Tutaj akurat prawda, bo to jest raczej partia sprzeciwu, w której znaleźli się ludzie o różnych poglądach na kwestie gospodarcze, a poglądach generalnie antykomunistycznych i konserwatywnych na kwestie obyczajowo-społeczne. O położeniu innych partii nie będę dyskutował. Lecz nawet jak się spojrzy na scenę polityczną, to pojawia się potrzeba powstania nowej dużej prawicowej formacji. Ci wszyscy ludzie, którzy teraz rządzą, to ciągle ten sam establishment i to od 1989 roku. A tutaj potrzebna jest nowa ideowa formacja prawicowa.

Tylko jak to zrobić? Prawicowcy to ludzie o poglądach konserwatywnych na sferę obyczajową i wolnorynkowych. Może wydawać się, że to jest zwarty monolit, zwłaszcza z pozycji lewicowych. Jednak tak w zupełności nie jest. To najczęściej indywidualiści, którym ciężko jest grać w jednej drużynie. Efekt jest taki, że prawicowych formacji zazwyczaj jest kilka wzajemnie się atakujących. Natomiast socjaliści i demoliberałowie potrafią się ze sobą dogadać i wspólnie poradzić sobie ze skłóconą, zatomizowaną prawicą. Na czym należałoby więc oprzeć program takiej partii?

Tutaj powinny być naczelne pryncypia, z którymi wszyscy się zgodzą. Niżej je zaproponuję.

Pro-life. Formacja prawicowa powinna sprzeciwiać się aborcji, eutanazji, eugenice, zapłodnieniu in vitro jako sprzecznym z prawem naturalnym (w przypadku eutanazji również z przysięgą Hipokratesa).

Antykomunizm polityczny. Nie powinno się przyjmować w swoje szeregi członków PZPR, ZSL, SD i organizacji związanych z aparatem władzy komunistycznej (jak chociażby PRON). Poza tym powinno się dążyć do dekomunizacji i osądzenia żyjących komunistycznych zbrodniarzy.

Zaostrzenie przepisów prawnych. Kary powinna być proporcjonalna do popełnionego czynów.

Mniejszości etniczne i seksualne. Nie mogą one być uprzywilejowane względem reszty ludności.

Wyrzucenie absurdalnych przepisów. Tego to jest sporo. Dlaczego na przykład mamy mieć włączone przez cały okrągły rok światła mijania czy koniecznie jeździć w zapiętych pasach? Dlaczego bez pozwolenia nie można sobie sprawić owczarka kaukaskiego czy ściąć drzewa na swoim terenie? Te wszystkie absurdy i paradoksy powinny zniknąć.

Redukcja aparatu biurokratycznego. Część urzędów można spokojnie zlikwidować. Od razu wówczas pojawią się ułatwienia dla przedsiębiorczości.

Odpolitycznienie urzędów. Powinno się przywrócić Korpus Służby Cywilnej tak, aby posady urzędnicze nie zajmowali ludzie z partyjnego nadania, a znający się na rzeczy.

Zmniejszenie obciążeń fiskalnych. W tym wypadku powinno się dążyć do zmniejszenia podatku dochodowego (chociaż najlepiej byłoby go w ogóle wyeliminować), VAT, akcyz, jak również likwidacja części taksów (vide podatek Belki, od wdów i sierot, spadkowy oraz wiele innych).

Urynkowienie usług. Trzeba zlikwidować ZUS, który i tak do 2015 roku zbankrutuje, dążyć do prywatyzacji sektora ubezpieczeń i służby zdrowia (przynajmniej częściowych) jak również przełamać monopole korporacji prawniczych. Przy tej okazji należy również ograniczyć kompetencje związków zawodowych do poziomu, jakie mają zwykłe stowarzyszenia.

Oświata i szkolnictwo. Szkoły nie powinny być koedukacyjne (kiedyś jakoś były dysedukacyjne i ludzie problemów w sprawach sercowych i damsko-męskich nie mieli). Przydałaby się również uniformizacja wszystkich rodzajów. Przedszkola i zerówki powinny być nieobowiązkowe. Znieść powinno się egzaminy centralne (vide egzamin po podstawówce, po gimnazjum, nowa matura), a szkoły i uczelnie powinny zastąpić je egzaminami wewnętrznymi. Dążyć się winno również do przynajmniej częściowej prywatyzacji tych usług.

W oparciu o te postulaty można by spokojnie zbudować dużą i liczącą się formację stricte prawicową.

PS. Zapraszam do dyskusji.

poniedziałek, 26 maja 2008

Lewicowość nazizmu

Swojego czasu obejrzałem film Top Secret. Amerykański gwiazdor jedzie tam na koncert za żelazną kurtynę do NRD. Ale jak to historyczne już państwo zostało ukazane. Abstrahuję już od całej absurdalności tego filmu, między innymi w postaci systemów uzbrojenia, nie przystających raczej do środka zimnej wojny. Funkcjonariusze paradują tam w nazistowskich mundurach, a na ich piersiach dopatrzeć się można Krzyży Żelaznych. Dostrzegalne jest tam podobieństwo obydwu totalitaryzmów - komunizmu i nazizmu. Nieświadomie najpewniej ukazali oni sedno sprawy, że to identyczne ideologie przynależące do tego samego nurtu i wyrastające z tego samego pnia. Czy przypadkiem lewicujące Hollywood nie pokazało lewicowości odłamu myśli politycznej, który - niesłusznie - na całym świecie jest uważany za skrajnie prawicowy. Nazizm to lewica. Dlaczego?

Pojawia się tutaj do rozwiązania pewien podproblem. Co mianowicie można nazywać mianem prawicy? Jest to formacja konserwatywna obyczajowo i liberalna gospodarczo. Cała reszta to jest lewica. Pewnie zaraz ktoś mi przypomnie, że obecnie ten cały podział prawo-lewo jest do niczego, no i należy opierać się na dwuosiowych przedstawieniach. Tylko, że jak wyjaśnić naturalny wręcz tropizm klasycznych liberałów do socjalistów i komunistów? Ale mniejsza z tym.

Zacznijmy od kwestii gospodarczych. Nazizm pierwotnie posturował nacjonalizację trustów. Później Hitler złagodniał i się dogadał z wielkim kapitałem. Prowadził jednak etatystyczną politykę. Członkowie NSDAP i SS poprzejmowali wiele mniejszych zakładów i fabryk. Co więcej, robotnicy zaczęli dostawać węgiel. Wprowadzono plany czteroletnie, mieliśmy zatem do czynienia z klasyczną gospodarką centralnie sterowaną. W wielu wypowiedziach naziści wskazywali na swój antykapitalizm. Psioczyli nawet na typową dla człowieka dietę - Hitler bowiem chciał narzucić wszystkim Niemcom wegetarianizm.

Lewicowcy przywołują jeszcze związek z wielkimi korporacjami jako dowód na prawicowość nazizmu. Niestety, nie rozumieją, że to oni za pomocą wszelkich regulacji je wspomagają, prowadząc do utrwalenia monopoli i/lub monopolizacji rynku. Ale to temat na oddzielny artykuł.

Teraz kwestie obyczajowe. Nazizm, podobnie jak inne odłamy lewicy, dążył do wprowadzenia nowej tradycji. Był z gruntu antychrześcijański, dążył do narzucenia nowej nordyckiej religii opartej na pogańskich, staroskandynawskich kultach. W tym opierał się na zrodzonym w okresie cesarstwa volkizmie. Traktował społeczeństwo jak swoistą maszynę, w której można różne części wymieniać i zamieniać. Z tego powodu dopuszczał eutanazję i eugenikę, a po 1943 roku - dla nie-Aryjczyków - aborcję. Ideałem dla nazistów był człowiek pracy - chłop lub robotnik. Goebbels nawoływał wręcz na wielu wiecach do zniszczenia tradycyjnego burżuazyjno-arystokratycznego społeczeństwa. Był przy tym bardzo podobny w retoryce do Nowej Lewicy. Żeby było ciekawiej, rozwinęła się w tamtym okresie właśnie sztuka zbliżona do socrealistycznej przedstawiająca właśnie ludzi prostych. Abstrahuję już od tego, że nazizm - podobnie jak stalinizm czy współczesna lewica - miał aspiracje do poprawiania nauki. Mechanika kwantowa czy teoria względności były tam ideami żydowskimi i komunistycznymi; z tego powodu były odrzucane. W latach trzydziestych naziści zorganizowali mnóstwo wypraw do Azji Środkowej, chcąc udowodnić związek... Niemców i Tybetańczyków. Chcieli napisać na nowo historię, która miałaby się zaczynać od tego, że istniało kiedyś państwo zamieszkane przez Aryjczyków jakie obejmowało znaczne połacie Starego Świata. Pod względem naginania nauki na własne potrzeby i jej ideologizacji, nazizm nie odbiegał od reszty lewicy.

Nazizm również dążył do współpracy z innymi nurtami lewicy. Po tym jak Franco wygrał wojnę domową w Hiszpanii, Hitler pluł sobie w twarz. Uważał, że należało pomóc republikanom zakładając, że dałoby się z nich zrobić z nich dobrych narodowych socjalistów. Do władzy Hitler doszedł tylko dzięki Stalinowi, który uniemożliwił sojusz KPD i SPD.

Lewicowcy często się nie zgadzają z twierdzeniem, że nazizm jest lewicowy. Twierdzą, że rasizm dyskwalifikuje narodowy socjalizm jako odłam lewicy. W tym momencie wykazują się ogromną niewiedzą. Chyba wszyscy się zgodzą, że Stalin był lewicowy. No to był on rasistą, antysemitą i imperialistą. Wymordował całe narody. Prawdopodobnie Wielka Czysta miała przyczyny w nienawiści Stalina do Żydów, podobnie jak rzekomy spisek lekarzy na Kremlu w 1948 roku. Dążył również do panowania nad światem. Również Kinsey - gloryfikator wszelkich dewiacji - był rasistą, nie cierpiał Żydów i Murzynów.

Inny rodzaj argumentacji, to wymordowanie frakcji domagającej się realizacji części głęboko socjalistycznych postulatów związanej z Ernstem Roehmem i SA. To była zwyczajna wojna wewnątrz partii. Hitler chciał się pozbyć w ten sposób opozycji na własnym poletku i nie ma to nic do kwalifikacji "prawo-lewo". To, że Stalin wyrzucił w 1928 roku Trockiego z ZSRR, nie świadczy o tym, że jeden był prawicowy, a drugi lewicowy; nikt przy zdrowych zmysłach tak nawet nie pomyśli.

Zmiażdżenie związków zawodowych... a czy one w ZSRR istniały? czy mamy z nimi do czynienia w ewidentnie lewicowej KRLD? Wysokie kompetencje związków zawodowych lub ich występowanie nie są i nie mogą być wyznacznikiem lewicowości.

Lewica wypomina również konserwatystom, że poparli nazistów. Raczej byli postawieni pod ścianą, bo nie chcieli dopuścić do rządów komunistów. Mało kto zauważa, że naziści chcieli się z czarnymi rozprawić po socjalistach i komunistach. Zatem - jak zwykle po lewej stronie - kulą w płot...

Najciekawszy argument, z jakim się spotkałem, został zastosowany przez klasycznego liberała Quasiego. Wiązał się on z umiejscowaniem Adolfa Hitlera w Political Compass. Muszę go poinformować (pod warunkiem, że jeszcze czyta mój blog, a katofundamentalistami jest raczej zainteresowany), że lokalizacja jest błędna, bo jak zrobiłem ten test, opierając się na założeniach nazizmu, to w skali ekonomicznej otrzymał -5,56.

Wypada stwierdzić, że nazizm jest lewicą i to taką najbardziej typową: utopijną i chcącą przemodelować człowieka. Podrzucanie go prawicy jest intelektualnym szalbierstwem, odsuwaniem od siebie zgniłego jajka. Lewica jednak nie umie uderzyć się w pierś i przyznać się do tego, że odpowiada za śmierć kilkuset milionów ludzi. Zamiast tego woli ukrywać fakty i - wzorem nazistów - pisać historię na nowo.

piątek, 23 maja 2008

Nowoczesny Massolit

Każdy, kto przeczytał powieść Bułhakowa Mistrz i Małgorzata powinien kojarzyć towarzystwo Massolit. Ich przywódcą był Berlioz. Premiowało ono pisarzy marnych, acz zgadzających się z ateizmem i komunizmem. No i przyjrzyjmy się otaczającej nas rzeczywistości. Czy Bułhakow, pisząc swoją powieść, nie był prorokiem?

Niestety, okazuje się, że tak. Wystarczy przyjrzeć się, jacy artyści dostają nagrody, jaka sztuka jest wsadzana na piedestał oraz jaka filozofia jest popularna. Wówczas okaże się - co może być przerażające - że mamy do czynienia z nowoczesnym Massolitem dyktującym, jakie mają być trendy. Wcale nie trzeba daleko szukać.

Dwa lata temu ogromnie popularna była książka Dana Browna Kod Leonarda da Vinci. Sam ją przeczytałem; całkiem nieźle napisany kryminał - chociaż jak dla mnie Zwodniczy punkt tego samego autora był znacznie lepszy. Sprzedał się w liczbie 11 milionów egzemplarzy na całym świecie. Dlaczego ta książka miała taką reklamę? Otóż powtórzono tam banialukę rodem z Ostatniego kuszenia Chrystusa Nikosa Kazantzakisa. Mianowicie jakoby Jezus Chrystus miał być kochankiem i mężem Marii Magdaleny. Książka swoją idee fixe uderzała w Kościół, więc nic dziwnego, że musiała mieć taką reklamę. Czego bowiem współczesny Massolit nie zrobi w celu walki z nim, z wiarą w latające potwory Spaghetii czy różowe jednorożce?

Z tego samego powodu rozreklamowano książkę God Delusion brytyjskiego zoologa Richarda Dawkinsa. Sama lektura oczywiście przeładowana jest chwytami erystycznymi sprowadzającymi się do stwierdzenia, jacy ci ludzie są głupi. Oczywiście musiała być tam umieszczona ukryta pochwała aborcji i eutanazji. Nowoczesny Massolit z miejsca - obok Marksa i Keynesa - uznał tą lekturę za obowiązkową. Także traktują ją jako poradnik do wychowania dzieci.

Ergo: żeby książka się sprzedała w wielkim nakładzie musi atakować Kościół. Inaczej nie ma szans.

Jakiś czas temu słyszałem, że ktoś tam napisał romans. O miłości żony nazisty do Żydówki podczas drugiej wojny światowej. Przez kilka sekund myślałem, że to jest żart. Potem jednak przeszła inna myśl: jakich to czasów się dożyło. Za przeproszeniem, już wyższy jest poziom różnych Narzeczonych księcia Maxima. Mamy tutaj do czynienia z homoseksualną propagandą. Swojego czasu kontrowersje wzbudził również film Anga Lee Tajemnica Brokeback Montain o gejowskiej miłości na Dzikim Zachodzie. Taka słaba melodramacina dostała jeszcze Oscara...

Wniosek następny. Massolit rozkoszuje się w atakach na tradycyjną obyczajowość i rodzinę. Będzie zatem premiował odpowiednie książki i filmy.

Następna rzecz. Nagrody literackie przyznawane są niejednokrotnie byłym komunistom (casus Elfriede Jelinek) czy feministkom (Doris Lessing). Celem jest przedstawienie ruchów lewicowych jako lepszych, światłych, związanych z postępem.

Co się z tym wiąże? Massolit musi premiować sztukę wybielającą lewicę. Dlatego film o Che Guevarze jeżdżącym motorem po USA dostaje tyle nagród. Innego powodu nie ma. Widziałem też taki film (tytułu sobie nie przypomnę) o rodzinie arystokratycznej w Chile. Zwycięstwo Frontu Ludowego w 1970 roku zostało ukazane normalnie jak przełom cywilizacyjny, że o to będziemy budować krainę wiecznego szczęścia, mlekiem i miodem płynącą. O dziwo, nie pokazano nacjonalizacji przemysłu i kolektywizacji rolnictwa. Pucz dokonany przez generała Pinocheta został ukazany jako koniec Państwa Bożego. No cóż, prawica z punktu widzenia Massolitu jest zła i niedobra. Tak samo kręci się filmy o aktorach-komunistach, jacy to dobrzy i światli ludzie byli. Przykładem jest Czarna lista Hollywood. Najokropniejszy jest ścigający komunistów senator McCarthy.

Massolit popiera też jedyną słuszną filozofię, a mianowice postmodernizm czy, jak kto woli, dekonstruktywizm. Zakłada ona pełny relatywizm. Jakbym się wyszedł i zaczął się pytać ludzi na ulicy o postulat Nernsta, to wszystkie odpowiedzi musiałbym uznać za tak samo prawdziwe - to jest całe clou postmodernizmu. Twierdzenie naukowe ma być równoznaczne z bredzeniem pijaka w malignie. Wniosek z tego jest następujący: Massolit popiera relatywizm, ponieważ dzięki temu można twierdzić dla przykładu, że homoseksualizm czy pedofilia są równoznaczne heteroseksualizmowi.

Kiedyś Józef Wissarionowicz Stalin mówił, że artysta ma być inżynierem dusz. Teraz to arcyciekawe przesłanie realizuje nowoczesny Massolit razem z popieranym przez nich stadem pisarzy, aktorów, reżyserów et consortes.

Na odgłowienie Berlioza nie mamy jednak co liczyć...

środa, 21 maja 2008

Chwilowo wróciłem na Saloon24

Miałem już tego nie czynić, ale się zdecydowałem. Komuszydłom nie wolno popuszczać. Opublikowałem następujący tekścik pt. Nowy początek.

Już jakiś czas egzystowałem na s24. Było to około siedmiu miesięcy, podczas których opublikowałem 153 artykuły oraz około 3100 komentarzy. W pewnym momencie zostałem orwellowsko zniknięty, ponieważ rzekomo złamałem regulamin. Doskonale zdaję sobie sprawę, teraz, w trakcie pisania tych słów, że jest ponad pięćdziesięcioprocentowe prawdopodobieństwo ponownego orwellowskiego zniknięcia tego mojego nowego bloga. Jednak - i to kieruję do Wielce Szanownej Redakcji - teraz nie będzie skatologii. Przynajmniej będę się jej wystrzegać. Ciekaw jestem również, dlaczego salonowa lewica - ci Jaśnie Oświeceni - mogą sobie prywatny ściek urządzać bądź wyzywać ludzi od różnych, i jakoś nawet włos im z głowy nie spadnie, a tego nie może czynić prawica.

Tutaj należy się wyjaśnienie. Wiele tekstów poświęciłem pewnej intelektualnej formacji (tutaj mi się gardło ściska) o nazwie lewica. No i jaka to jest cywilizacja? Oczywiście zaznaczam, iż takie określenie takie w odniesieniu do tych amoralnych totalitarystów i takiej bandy koniunkturalistów jest nad wyrost. Wtedy przemówiłem do jego przedstawiciela językiem, jaki jest dla niego zrozumiały. Nie miałem bowiem pewności, czy bardziej uczony i eufemistyczny jest dla takiej persony pojmowalny. To po pierwsze. Secondo: cywilizacja lewicowa to właśnie skatologia i łajdactwo, więc mówiąc o tym wyrodku wręcz niemożliwe i nie do uniknięcia jest wskazywanie na patologie. Ergo: nie sposób mówić zatem o nich bez wskazywania na pewne elementy fizjologii. Jak im się marzy świat jak ze Stu dwudziestu dni Sodomy, to dlaczego nie można o tym pisać? - a tego, niestety, bez wskazywania na wydalanie czy inne czynności poczynić się nie da. Kiedyś przeglądałem numer NIE!. Tam to doskonale zostały skwitowane ciągoty współczesnej lewicy jako cywilizacja d... (nie powiem tego słowa, bo znów wylecę!). Poza tym nawet w państwowej centralnie sterowanej szkółce mnie uczono, że w tekstach publicystycznych typu eseje czy felietony wiele rzeczy zwyczajnie przechodzi. No więc jak to jest?

Dlaczego powróciłem? Już miałem tego nie robić i dać sobie spokój. Doszedłem jednak do zgoła odmiennego wniosku. Zdaniem Pandady, jeden z czołowych prawicowych chamów, powrócił! Trzeba się bowiem mierzyć z lewicą. Prawica powinna to doskonale rozumieć! Nie powinna się izolować, bo inaczej zwyciężą ci Jaśnie Oświeceni. A co oni robili, to doskonale wszyscy wiemy... Nie można im oddać frontu bez walki i pozwolić posunąć się choćby milimetr na przód. To jest inna żarłoczna pasożytnicza cywilizacja, całkowicie odmienna od wszystkiego, co uważamy za normalne i dopuszczalne. Oni mają jawne plany przemodelowania społeczeństwa i stworzenia jakiegoś homo sinister. Nowego Człowieka, jaki ma być kompletnie zdehumanizowaną istotą. Każdy człowiek mający prawicowe przekonania polityczne powinien sobie doskonale z tego zdawać sprawę. Oddawanie pola lewicy bądź próba gry według jej zasad oznacza bowiem tchórzostwo.

Dlaczego taka nazwa? Nazwałem bloga ostatnia krucjata. Walka z lewicowymi pomysłami społecznymi jest czymś takim jak właśnie wyprawa krzyżowa. Różni się tym od średniowiecznych krucjat, że jest realizowana na swoim terytorium. Przynajmniej powinna być. Nie trzeba pływać za morze, żeby walczyć z wrogami, tak to było w średniowieczu. Teraz wróg jest tutaj i sobie można nie zdawać z jego obecności sprawy. Społeczeństwo jest jak krowa, która nie jest świadoma, że w jej wątrobie znajduje się motylica. Dlaczego ostatnia? Pozostaje mieć nadzieję, że jak już przepędzi się to lewactwo, gdzie pieprz rośnie, nie będzie trzeba już uciekać się do podobnych środków.

Do sympatyków: w razie czego, jakbym został znowu orwellowsko zniknięty można mnie szukać tutaj. Można mnie też będzie znaleźć na blog.media.pl czy Liście Obecności. Wiedząc, jaka jest obecnie polityka Wielce Szanownej Redakcji, chyba tam będę zmuszony wieszać teksty, które mogłyby zostać uznane za agresywne.

Tak więc na przyszłość zapraszam do siebie, czy na Ostatniej Krucjacie, czy w innych miejscach, gdzie będę funkcjonować.

Brytyjski astrofizyk Subrahmanyan Chandresekkar powiedział do swojego mistrza sir Arthura Eddingtona: Zobaczmy, jak wysoko zdołamy wzlecieć, zanim słońce stopi wosk naszych skrzydeł. Ciekawe, jak długo się tutaj da po nie najrychlejszym powrocie.

Serdecznie pozdrawiam,

Kirker+


Ciekawe, jak długo tam wytrzymam. Bo raczej Oberredakcja dalej będzie na mnie cięta. W to nie wątpię.

poniedziałek, 19 maja 2008

Kwestia narkotyków

Analizując podejście lewicy i prawicy, można dotrzec dwa rozumienia słowa wolności. Ci pierwsi zakładają, że nie ma odpowiedzialności za swoje czyny. Jeżeli na przykład morderca zabije człowieka z premedytacją, to nie można go skazać na śmierć, należy go jeszcze pogłaskać po głowie i cieszyć się, że jak zabije jeszcze kilka osób, to zmniejszy się dewastacja środowiska i efekt cieplarniany. Tak samo można uprawiać seks do woli, z kim i z czym popadnie, a jak coś z tego wyjdzie, to się wyabortuje. Rodzina nie musi być odpowiedzialna za starca, bo przyjdą panowie ze smutnymi twarzami, no i ten wstrętny zgryźliwy tetryk zostanie poddany eutanazji. Tak samo różni socjaldemokraci, anarchiści i trockiści organizują marsze wyzwolenia konopii; oni chcą palić do woli, a potem jak wpadną w tarapaty być leczeni za pieniądze nas wszystkich. Lewica tak podchodzi do wolności. Prawica rozumuje to inaczej. Zakłada, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje czyny i musi ponieść ich konsekwencje...

Przejdźmy jednak do meritum sprawy. Jak to jest, że narkotyki są nielegalne?

Powinniśmy na początku przyjrzeć się historii. Przez większą część historii narkotyki były legalne i żadna cywilizacja nie zaćpała się na śmierć. Swojego czasu nawet do niektórych marek piwa dodawano substancje psychoaktywne - jak wyciąg z nasion lulka do pilsnera. Narkomania zawsze była marginesem ograniczonym do kilku bogatych degeneratów. Takim przykładem był chociażby Teofil Różyc w powieści Orzeszkowej Nad Niemnem; był on morfinistą. Kiedy zaczęła się prohibicja? Pewne początki były już pod koniec XIX w. W 1875 roku w Stanach Zjednoczonych zdelegalizowano opium i zamknięto tegoż palarnie. Wywołane to było raczej niechęcią do chińskich kulisów niż jakimkolwiek wzrostem narkomanii. Niedługo potem zakazano całkowicie ich imigracji.

Ciekawa historia jest związana z kryminalizacją marihuany. Kiedyś konopia była wykorzystywana jako surowiec energetyczny, do produkcji papieru, części leków oraz tkanin. Komu więc zależało, aby nią zdelegalizować? Na początku dwudziestego wieku niejaki Wiliam Randolph Hearst chciał wytwarzać papier z pulpy drzewnej. Proces był kilkadziesiąt razy mniej wydolny niźli by to robić z konopii - tak policzył to przynajmniej Departament Rolnictwa. Zresztą łatwo sobie policzyć, jeżeli z jednego akra konopii można otrzymać tyle papieru, co z czterech akrów lasu, konopię można wysiać sobie corocznie, a drzewo na przerób na papier nadaje się conajmniej po 15 latach, to wychodzi na to, że produkcja papieru z konopii jest 60 razy bardziej wydajna niż z drewna. Do tego dochodzą jeszcze koszty użycia odczynników oraz mniejsze zanieczyszczenie środowiska. Hearst wiedział, że musi doprowadzić do ograniczenia upraw konopii. W tym celu dogadał się z późniejszym szefem Departamentu Skarbu, niejakim Harrym Anslingerem. Ów zaczął publikować w gazetach (których Hearst był właścicielem!) różne doniesienia na temat tego, jak konopia zamienia ludzi w bestie w ciągu miesiąca. Wiązał z tym strzelaniny i napady, które przecież w epoce prohibicji były na porządku dziennym. Do walki z konopią przyłączył się koncern Du Pont. Ten w połowie lat trzydziestych miał ambitny plan ubrania wszystkich ludzi na świecie w ubrania wykonane z poliestrów i nylonu. Tym produkcja tkanin z konopii stała również na przeszkodzie. W efekcie utworzono Marihuana Tax Act w 1937 roku. Nakładała ona na plantatorów podatek w wysokości 1100 dolarów (na owe czasy astronomiczny). Spowodowało to, że od tego roku praktycznie nielegalne jest uprawianie konopii na terenie Stanów Zjednoczonych.

Narkotyki postrzegane jako twarde czyli kokaina, heroina, amfetamina zostały stopniowe zdelegalizowane w okresie od lat trzydziestych do pięćdziesiątych. LSD spotkał ten los w końcu lat sześćdziesiątych. Wynalezione zostało jako środek psychotropowy przez szwajcarskiego chemika organika pracującego dla koncernu Sandoz (obecnie Novartis), Alberta Hoffmanna. Część psychiatrów i psychopatologów wykorzystywało je w swoich badaniach (jak chociażby Stalinislav Grof, jeden z późniejszych najbardziej zaciekłych przeciwników kryminalizacji kwasu) Potem okazało się, że przynosi ono więcej szkód niż pożytku, no i doszło do kryminalizacji.

Jakie są najczęstsze przyczyny delegalizacji określonych substancji? Często mówi się o ich szkodliwości. Ale przyjrzyjmy się. Wiele z tego, co jemy, to też jest szkodliwe, jak chociażby słodycze. Na razie nikt nie chce delegalizować czekolady, ale kto wie. Taki scenariusz jest całkiem prawdopodobny. Poza tym na receptę można dostać środki typu prozac (fluoksetyna) czy xanax (triazolowa pochodna benzo-1,4-diapeminy). Są one mocno uzależniające, a jakoś można je dostać. Część leków psychotropowych zawierających lit też da się dostać, jeżeli posiada się receptę od neurologa bądź psychiatry, a są one w zasadzie twardymi narkotykami.

Inna rzecz to monopolizacja rynku umożliwiona poprzez poważne utrudnienia w teorii, a w praktyce delegalizację konopii. Po prostu pewni oligarchowie chcieli produkować papier z pulpy drzewnej oraz ubrania z polimerów, no i wymusili odpowiednie akty prawne.

Po trzecie prohibicja. W 1919 roku Kongres wprowadził poprawkę zakazującą spożycia alkoholu. Ilość barów i nocnych klubów w samym Nowym Jorku wzrosła wtedy czterokrotnie. Niektórzy ludzie zrobili wtedy gigantyczne fortuny, jak chociażby rodzina Kennedych. Zarobiły na tym włoskie i irlandzkie rodziny mafijne, którym - co ciekawe - późniejsza delegalizacja narkotyków umożliwiła przetrwanie. A pijaństwo jakoś się nie zmniejszyło.

Teraz pozostaje pytanie, w jakiej sytuacji można zalegalizować narkotyki. W obecnym stanie rzeczy jest to po prostu nie możliwe. I niech sobie to różne odłamy lewactwa wybiją z głowy. Aby narkotyki mogły być legalne, należałoby w całości sprywatyzować służbę zdrowia, to samo zrobić w przypadku ubezpieczeń, jak również wprowadzić ich dobrowolność. Do tego jeszcze korzystne byłoby zniesienie państwowej opieki społecznej i zastąpienie jej systemem fundacji. Gdyby zalegalizować narkotyki w obecnej sytuacji, to narkomania by tylko rosła. Dlaczego? Otóż, za pobyt narkomana na detoksie i na odwyku, nie płaci on, tylko my wszyscy. Ma on zatem przyzwolenie na ćpanie. W efekcie większa część ludzi zaczęłaby dawać sobie po kablach albo popalać. Wzrosłyby koszty leczenia tychże. W efekcie wszystkim nam poszłoby po kieszeniach, ponieważ wzrosłyby składki zdrowotne, być może wprowadzono by jakiś podatek albo jeszcze inny taks podniesiono. Gdzieś musiałyby się znaleźć pieniądze na leczenie zwiększającej się rzeszy narkomanów oraz na programy ich aktywizacji. Pewnie niektóre urzędy zajmujące się narkomanią żądałyby więcej pieniędzy, tak więc wzrost obciążeń fiskalnych byłby nieunikniony. W efekcie ci narkomani byliby uprzywilejowani. Nic dziwnego, że taka Holandia, gdzie jest państwowa służba zdrowia, zasiłki et consortes wycofuje się z tego. Natomiast w systemie, kiedy narkoman musiałby płacić za swoje leczenie, najpewniej zażywając dragi skazałby się sam na śmierć. Skutek byłby taki, że ci, co mieliby się zaćpać, to by to zrobili, część by jeszcze wymarła z głodu oraz na AIDS, a sama narkomania zostałaby ograniczona do poziomu sprzed kilku stuleci.

Jakie jeszcze należałoby zastosować rozwiązania prawne. Przydałby się zakaz ich reklamowania. Chyba nikt nie chciałby zobaczyć w przerwie filmu reklamy dietyloamidu kwasu lizergowego, znanego pod szerszą nazwą LSD. (Powstaje tutaj kwestia, czy nie należałoby w ogóle zakazać reklamowania wszelkich używek). Zwiększyć należałoby kary za sprzedaż nieletnim środków psychoaktywnych, w przypadku twardych narkotyków z karą śmierci włącznie. Za przestępstwa popełniane pod wpływem narkotyków należałoby karać tak samo jak w stanie pełnej poczytalności. Exemplum: jeżeli ktoś, kto jest pod wpływem narkotyków, zabije z AK47 na ulicy dziesięć osób, a dopuszczalna jest kara główna, powinien ją otrzymać. Nie powinno być żadnej taryfy ulgowej, jak to chce nam wmówić lewactwo. Ostatnio bredzenie tego typu ukazało się w Traktacie ateologicznym Onfraya. Były już wysuwane argumenty, czy rak mózgu czy spożywanie dużej ilości junk food, mogą być okolicznością łagodzącą na przykład w przypadku pedofilii (przypadek omawiany w wyżej przytoczonej przeze mnie lekturze) oraz morderstwa. Nic z tego... dany osobnik mógł zacząć się leczyć, zanim doszło do aż tak poważnych zaburzeń osobowości czy pomyśleć dwa razy, zanim chwycił za pistolet. To tak jakbyśmy usprawiedliwiali Hitlera czy Stalina tym, że ich ojcowie tłukli w dzieciństwie. Tak samo jest w przypadku narkotyków. Można decydować o tym, czy się bierze dane substancje psychoaktywne, a z tego wynika, że należy ponieść wszelkie konsekwencje ich zażycia.

Prawica - jeżeli mówi o narkotykach w ogóle - uważa, że człowiek powinien ponieść konsekwencje swoich czynów w pełni. Lewica, jeżeli o nich mówi, to celem zdobycia większej ilości głosów. Nie tak dawno temu Donald Tusk przyznał się, że palił trawę. Moim zdaniem to jest nic innego jak lewacki populizm potwierdzający regułę. W tym wypadku chodzi o przyciągnięcie głosów młodzieży. I o nic więcej.

Wychodzi też tutaj kwintesencja lewactwa. Zdejmowania z ludzi odpowiedzialność za ich czyny, co - jak zwykle - prowadzi do kataklizmów.

sobota, 17 maja 2008

O wolności słowa

W konstytucji Najjaśniejszej Rzeczypospolitej mamy zapis o wolności słowa. Zakłada on, że możemy gadać, co nam się żywnie podoba oraz wierzyć we wszelkie głupoty, jakie sobie uroimy. Nikt nam nie może zatem bronić wiary chociażby w to, że Ziemia jest płaska i w geocentryczną teorię Ptolemeusza. Ale niedługo potem widoczny jest tam inny zapis. Otóż, nie można być wyznawcą ideologii rasistowskich i totalitarnych - wymienione są tam nazizm, faszyzm, komunizm. Abstrahując już od samej konstytucji, w zasadzie można mieć wielkie kłopoty za wypowiadanie się o pewnych grupach etnicznych oraz innych orientacjach seksualnych. Może się to skończyć grzywną albo nawet karą więzienia. Pozostaje się zapytać, jak to jest z tą wolnością słowa? Czy to nie jest fikcja?

Obecnie można zaobserwować przeginanie w jedną stronę. Znaczy się wolność słowa jest, ale tylko dla wybranych. Amerykański filozof Peter Singer może pisać, że prawa przysługujące ludziom powinny otrzymać małpy człekokształtne oraz walenie, jak również że ludzki noworodek z punktu widzenia racjonalizmu-utylitaryzmu wart jest mniej niż dorosła świnia. Ów myśliciel może tak samo wyzywać ludzi starszych i upośledzonych od bezwartościowych odpadów. Tu mamy przegięcie w jedną stronę, a mianowicie próba zrównania statusu prawnego człowieka i pewnych zwierząt. To może się ukazać i nawet część przedstawicieli Oświeconych dostaje orgazmu na myśl o chociażby Wyzwoleniu zwierząt. To ja się w takim razie pytam: skoro może ukazać się książka zakładająca, że osobnik szympansa czy też delfina ma mieć takie prawa jak osoba ludzka, to dlaczego nie można wydać książki, w której zakładano by wyższość pewnych ras nad drugimi? Przecież obecna sytuacja jest absurdalna. Można dowodzić, że ludzie i pewne zwierzęta mają mieć takie same prawa - i to się ukaże. To dlaczego nie jest możliwe wydanie książki, w której będzie napisane, że jedne rasy stoją wyżej niż inne i że to powinno znaleźć odzwierciedlenie w prawie? Po prostu nie pasuje to lewackiemu mainstreamowi.

Przeginanie w jedną mańkę można też zaobserwować na innym przykładzie. Nie tak dawno temu ukazał się jawnie antypolski Strach. Gross ma prawo na forum publicznym atakować naród polski. To dlaczego jakiś polski ultranacjonalista nie może napisać i wydać czegoś, co jest antysemickie? Skoro dopuszczany jest antypolonizm, to dlaczego ostatecznym złem ma być antysemityzm? Poza tym to całe kłamstwo oświęcimskie. Jakoś neguje się mordy o wiele większe, jak chociażby głód na Ukrainie (zaniżając znacznie liczbę ofiar), ze 100 milionów ofiar Stalina robi się ich raptem 5-20 milionów... w takim razie, dlaczego nie można zanegować Holocaustu albo stwierdzić, że zginęło w nim mniej ludzi niż w rzeczywistości. Jak to jest? Czy oznacza to, że pewne grupy etniczne są bardziej uprzywilejowane niż inne? Widziałem swojego czasu też taką książkę Wiek żydostwa. Napisana z pozycji żydowskiego szowinizmu, z której wynikało, że gdyby nie oni, to nawet do kina nie mielibyśmy na co pójść. O dziwo, gdyby to samo napisał przedstawiciel środowisk narodowych albo konserwatywnych, to najpewniej by to się nigdzie nie ukazało. Po prostu coś takiego nie ujrzałoby światła dziennego. Najnormalniej w świecie.

Inna rzecz. Wolność słowa dotyczy o dziwo komunistów. Jakoś działają takie różne ustrojstwa jak Lewica Bez Cenzury czy Nurt Lewicy Rewolucyjnej. Taki Che Guevarra czy Lenin to jacyś świeccy święci. Tak samo może sobie działać taka formacja Nowa Lewica, która jawnie przyznaje się do bolszewizmu. Z kolei nazizm i faszyzm są na cenzurowanym. Nigdzie nie można dostać Mein Kampf, bo to lektura rasistowska. To jak to jest, można wydawać książkę, w której pisze się o zamiarze odgłowienia społeczeństwa poprzez wymordowanie jego elit, a nie można wydać książkę, gdzie te zamiary wysuwane są wobec poszczególnych grup etnicznych. Skoro komunizm jest dopuszczalny, to dlaczego nie uznać za taki nazizm? Jak to w końcu jest? Są lepsi i gorsi totalitaryści? Przecież to wszystko gałęzie wyrastające z jednego pnia, więc dlaczego ma być inaczej traktowane. Tego nie rozumie tylko lewactwo, ostatnio mocno zainteresowane udowadnianiem wielkiego humanizmu Józefa Wissarionowicza Stalina. Przy okazji ujawnia się dwulicowość laickiej lewicy. Tak więc, czy nie powinno dokonać się depenalizacji ideologii totalitarnych? Weźmy pod uwagę, że jakoś w USA działa nawet cała neonazistowska partia NSOA, która wystawiała nawet kandydata na prezydenta - niejakiego Johna Bowlesa. Stosując bezwzględne kryteria, komunizm okazał się znacznie bardziej zbrodniczy niż nazizm, a mimo to uważany jest za dobry. Tak więc pobłażliwość dla komunizmu przy jednoczesnym tępieniu nazizmu jest co najmniej hipokryzją.

No cóż, wychodzi na to, że wolność słowa to kolejna fikcja wciskana nam przez różnych postępowców. Okazuje się również, że wolno mówić to, co ubzdali sobie urzędnicy. W efekcie wolności słowa może być, ale po słowie - niekoniecznie.