środa, 2 lipca 2008

O feromonach władzy

Jakiś czas temu Artur M. Nicpoń opublikował tekst pt. Feromony władzy. W momencie ukazania się nie miałem okazji go przeczytać. Zetknąłem się z nim de facto dzięki wypocinom Quasiego na temat katoagresji rzekomo związanej z poglądami prawicowo-konserwatywnymi. Zainspirował mnie on do przemyśleń, czy rzeczywiście powinniśmy my tutaj w Polsce pewne rzeczy robić, czy nas w ogóle na to stać. Okazuje się, że tak. Tylko niestety rządzili nami po 1989 roku idioci, którzy nie zdawali sobie sprawy z geopolitycznego umiejscowienia naszego kraju i wynikających z tego zagrożeń. Świadczy o tym chociażby uprawianie dyplomacji wzorem Quislinga polegającej na przymilaniu się do wszystkich wokół. Polska była wręcz określana jako brzydka panna bez posagu. No i nic dziwnego, że ci ludzie, którzy nami rządzili, nie dostrzegali, że znajdujemy się między dwoma silnymi żywiołami - niemieckim i rosyjskim, a wobec tego jesteśmy w ciągłym stanie zagrożenia. Przecież od zarania dziejów państwa polskiego wiadomo było, że Niemcy parli na wschód, opanowując Wieletów, Obodrzyców, Łużyczan oraz wiele innych nacji występujących w średniowieczu między Odrą a Łabą, z czasem zajmując fragmenty Polski geograficznej, czyli Pomorze Zachodnie, Śląsk, Lubuszczyznę. A z kolei Ruś od zawsze miała apetyt na te ziemie, już u zarania swojej państwowości toczyliśmy z nią wojny o pewne obszary. W XVI w. panowie na Kremlu jasno zdefiniowali, gdzie ma się znajdować przyszła granica państwa rosyjskiego - na Wiśle. A niektórzy z carów, jak Iwan Groźny, uważali się za władców całej Europy. Caryca Katarzyna uznała za dalekosiężny imperialny cel Rosji opanowanie całej Polski oraz cieśnin tureckich. Taki krótki wgląd w nasze dzieje dobitnie pokazuje naszą sytuację, która nie jest wcale inna niż za czasów Bolesława Chrobrego czy Stanisława Augusta Poniatowskiego. Nic się nie zmieniło w tym zakresie. Dalej znajdujemy się na Niżu Środkowoeuropejskim i od Niemiec czy Rosji (w zasadzie te postsowieckie republiki to są satelity, więc można mówić tutaj o jednolitej polityce jednego państwa) nie odgradzają nas żadne naturalne bariery typu łańcuchy górskie. To już by nam bardzo dużo dawało. Ale niestety. Po prostu rządzeni byliśmy przez ludzi, którzy nie potrafią wyciągnąć najprostszych wniosków z dziejów Najjaśniejszej Rzeczpospolitej czy jej położenia geograficznego. Gdybyśmy byli rządzeni przez właściwych ludzi - już nie mówię, że ten kraj wyglądałby zupełnie inaczej, bo tak by pewnie było - ale zainwestowalibyśmy we właściwe rzeczy. Rozwijalibyśmy energetykę atomową (przy okazji wyposażylibyśmy się w kilka głowic) oraz mielibyśmy odpowiednie zasoby broni chemicznej i biologicznej tak, aby w razie czego spustoszyć Niemcy i Rosję.

Pojawia się teraz pytanie: a jak mielibyśmy to zrobić?

Armia w pewien sposób zajmuje się w Polsce badaniami naukowymi vide chociażby WAT czy nie istniejący już WAM. Ale to jest zdecydowanie za mało, ażebyśmy mogli pewne programy związane ze zbrojeniem zrealizować. Powinny powstać większe ośrodki o charakterze instytutów naukowo-badawczych będące własnością armii. Doszedłem do wniosku, że powinny się one zajmować dyscyplinami przyrodniczymi i technicznymi. A teraz jaki one powinny mieć zakres działania?

Pierwszy to rzecz jasna fizyka, chemia, elektronika, informatyka, automatyka, inżynieria chemiczna i procesowa, nanotechnologia, technologia jądrowa et consortes. Ustalmy tutaj jedną rzecz: miałyby one jawny zakres działania oraz ściśle tajny. W pierwszym przypadku to oczywiście zajmowano by się: fizyką półprzewodników, optyką kwantową, chemią kwantową, fizyką i chemią jądrową, elektrochemią, oczywiście chemią organiczną, również supramolekularną, metodami otrzymywania różnych związków na skalę przemysłową. W zakres ściśle tajny wchodziłyby między innymi badaniami nad zimną fuzją termojądrową. Wbrew pozorom może to nie być wcale humbug. Fleichman i Pontz musieli otrzymać sowitą zapłatę od przedstawicieli trustu wydobywczo-energetycznego, aby przyznać się do popełnienia fałszerstwa. Znalazłem informacje, że jedno z laboratoriów związane z US Navy prowadzi badania nad elektrolizą na porowatych elektrodach palladowych w deuterze, czyli z wykorzystaniem klasycznej już metody przedstawionej w 1998 roku przez wymienionych wyżej badaczy. Poza tym są jeszcze inne metody rozważane, jak kawitujące pęcherzyki pary wodnej. Gdyby to była fuszeria od początku do końca, to nikt by się tym nie zajmował; wszyscy daliby sobie spokój już z tym. Tak więc być może procesy zachodzące normalnie w gwiazdach przeprowadzić można w niższej temperaturze... Inną gałęzią, jaką należałoby rozwijać to kryptografia kwantowa. Z użyciem odpowiednich laserów można szyfrować wiadomości oraz przekazywać je praktycznie błyskawicznie pomiędzy nawet oddalonymi od siebie jednostkami. Jawną częścią tego typu military research byłaby optyka i informatyka kwantowa. Obok tego powinno się jeszcze rozwijać nanotechnologię, w tym układy mikroelektromechaniczne. Byłaby to synteza kilku działów fizyki, chemii oraz inżynierii. Tutaj również można oczekiwać potencjalnych zastosowań militarnych. Jeszcze inne badania z gatunku top secret, jakie powinny być tam prowadzone, to broń chemiczna. Powinny one obejmować metody syntezy odpowiednich związków jak również ich projektowanie na zasadach zbliżonych do drug desinging; w oparciu o strukturę odpowiednich białek. Wykorzystywane tutaj winny być również metody chemii kwantowej, aby odpowiednio wyliczyć dany związek. Pion - bo tak to można określić - zajmujący się bronią chemiczną powinien również zajmować się syntezą analogów substancji neurotoksycznych występujących w organizmach żywych, aby móc je wykorzystać później na polu walki. Poza tymi stricte naukowymi aspektami, należy prowadzić również prace nad otrzymywaniem substancji chemicznych mogących zostać wykorzystanych jako broń w skali przemysłowej. Należałoby zaprojektować odpowiednie procesy technologiczne, w jakich można by te związki produkować. Nie sztuka posiadać jakiś związek w bardzo małych ilościach. Trzeba jeszcze go móc otrzymywać w ilościach, jakie pozwalają go zastosować jako broń masowego rażenia.

Druga placówka badawcza powinna się zajmować zagadnieniami biologii molekularnej i eksperymentalnej. W jej zainteresowania powinny wchodzić: biochemia, biofizyka (w tym biologia strukturalna), genetyka molekularna, oczywiście genomika, transkryptomika, proteomika, biologia systemów, biologia rozwoju, onkologia, immunologia, neurobiologia, neurofizjologia, chronobiologia, wirusologia, mikrobiologia, parazytologia molekularna z immunoparazytologią. Część badań prowadzonych powinna być jawnie tak, żeby nikt nie mógł się przyczepić. Natomiast - tak jak w powyższym przykładzie - inne powinny mieć klauzulę top secret. Należałoby tu wymienić część badań związanych z inżynierią genetyczną związanych bezpośrednio z otrzymywaniem broni biologicznej. Dotyczyć to powinno wirusów, bakterii, grzybów, pierwotniaków oraz robaków pasożytniczych. Te ostatnie - wbrew pozorom - też można wykorzystać jako broń biologiczną. Uzyskiwać powinno się odpowiednie organizmy transgeniczne będące bardziej zjadliwe niż ich naturalne odpowiedniki. Testować powinno się je między innymi na myszach. Instytut powinien również w tym samym okresie, w którym wytworzy organizm mogący zostać użyty jako broń, odpowiednią szczepionkę. Tutaj nie planuję robić ograniczeń - mogłyby zostać użyte klasyczne już atenuowane drobnoustroje, jak i szczepionki DNA czy przeciwciała antyidiotypowe. W przypadku broni biologicznej powinny być prowadzone badania na myszach różnych inbredów (jak również knock-outach lub osobników mających nadekspresję danego genu, również klonach uzyskanych metodą nuclear transfer - takich możliwości nie można wykluczać) jak również na zwierzętach gospodarskich. Prowadzone powinny być również prace nad drobnoustrojami bądź pasożytami atakującymi wyłącznie wybrane grupy etniczne. Testowana winna być również broń chemiczna wszelkiego typu - od neurotoksycznych gazów bojowych typu VX po broń psychochemiczną. W tym wypadku badania można wykonywać nie tylko na kręgowcach, ale również na muszkach owocówkach (Drosophila melanogaster) czy nicieniach Caenorhabditis elegans. Co więcej, można podążyć tutaj drogą, jaką obecnie testuje się wiele leków: wychodzi się od modeli drożdżowych, potem robi się doświadczenia na liniach komórkowych, a dopiero potem przechodzi się do całych organizmów. Taki schemat byłby wielce optymalny. Badane powinny być wszystkie reakcje od poziomu genów aż po obserwowalne zmiany w zachowaniu czy odpowiedzi immunologicznej. Wracając jeszcze do broni biologicznej, nie należy wykluczać jeszcze takich ewentualności jak inżynieria białek. Można by poprzez zamianę kilku nukleotydów na drodze zlokalizowanej mutagenezy uzyskać bardziej toksyczną formę omega-konotoksyny. Później można odpowiedzialny za to gen (oczywiście odpowiednio zmodyfikowany) wprowadzić do jakiegoś patogenu, w ten sposób znacznie zwiększając jego zjadliwość.

Trzeci instytut powinien zajmować się naukami o środowisku. Skupić się tam należy na aspektach dotyczących nauk o Ziemi - geomorfologia, hydrologia, meteorologia, glacjologia, geofizyka, geologia, jak również części nauk biologicznych - zoologia, botanika, ekologia. Można tutaj zadać pytanie, a po co czymś takim ma się zajmować armia. Wbrew pozorom tego typu wiedza może być bardzo przydatna. Wyjaśnijmy czym by się tego typu placówka zajmowała. W przypadku nauk o Ziemi to oczywiście wszelkie badania podłoża skalnego, składu atmosfery, składu gleby et consortes. Jeżeli chodzi o badania biologiczne - to biologia systematyczna, anatomia, etologia, ekologia, fizjologia środowiskowa, ekotoksykologia. To pion jawny. A czym w takim razie powinien zajmować się ten ściśle tajny. W przypadku geologii czy geofizyki to wykrywanie na podstawie rozchodzenia się fal mechanicznych w skalnym podłożu bunkrów i innych podziemnych obiektów militarnych wroga. W tym wypadku istnieje również możliwość rozpoczęcia prac nad bronią sejsmiczną. Można też dyskutować o umiejscowieniu poszczególnych swoich twierdz tak, aby ciężko było je zdobyć z użyciem sił konwencjonalnych. W przypadku innych badań, to określać trzeba by skalę skażeń w razie użycia broni chemicznej lub atomowej. Ergo: prowadzone powinny być zatem odpowiednie prace z zakresu ekotoksykologii. Tutaj dogodnym modelem wydają się zwykłe rozwielitki oraz w ogóle ekosystemy wodne, jeżeli rozumujemy w tej skali; wynika to, rzecz jasna, z większej stabilności warunków wewnątrz nich. Powinny być prowadzone prace - zarówno w pionie jawnym, jak i tajnym - dotyczące analizy kondycji ekosystemów - zarówno lądowych jak i wodnych - z użyciem odpowiednich organizmów stosowanych w tym wypadku jako wskaźniki. Proponowałbym tutaj badania zooplanktonu, owadów, ptaków i ssaków drapieżnych oraz pasożytów wywodzących się z pierwotniaków i zwierząt wielokomórkowych (dodam, że bardzo dużo da tutaj sam pomiar poziomu stresu fizjologicznego). Inny zakres prac powinien dotyczyć pewnego rodzaju inżynierii ekosystemów. Wały będące umocnieniami można obsadzić przecież odpowiednimi roślinami, w wyniku czego będą bardziej wytrzymałe. Powinny być również prowadzone prace na temat sztucznego zabagniania terenów przyległych do fortyfikacji; wówczas po prostu ciężej je zdobyć. Dużo trudniej przeprawić się przez taki teren zwykłym siłom konwencjonalnym. Redefinicji wymaga również samo określenie broń biologiczna. Pojmujemy ją zazwyczaj w związku z masowym rażeniem siły ludzkiej. A to niekoniecznie... Na tyłach wroga można prowadzić szeroko zakrojoną dywersję, przez co można zniszczyć praktycznie rolnictwo i przemysł drzewny, a nawet części rybołówstwa śródlądowego, doprowadzając w ten sposób do klęski nieurodzaju i głodu. Teoretycznie wprowadzając stosunkowo niewielkie zmiany w ekosystemach można doprowadzić do ich destabilizacji. Z tego powodu warto prowadzić badania w zakresie klasycznej zoologii i botaniki. Można znaleźć organizm, który bez wrogów naturalnych będzie potrafił siać ogromny chaos w biocenozach. My będziemy znali jego wrogów naturalnych (jakieś czynniki chorobotwórcze, pasożyty lub drapieżniki) i w razie czego będziemy potrafili ograniczyć jego liczebność. Problem będą mieli ci, u których dane zwierzę lub roślina zostanie uwolnione.

Poszczególne instytuty powinny również ze sobą współpracować. Techniki modelowania wypracowane na pierwszym mogłyby zostać z powodzeniem zastosowane w przypadku analizy ekspresji wielu tysięcy genów oraz procesów zachodzących na szczeblu ekosystemalnych. Inżynieria białek i bioinformatyka wymagają obliczeń ab initio, zatem teoretycznie pojawia się możliwość zastosowania tutaj chemii kwantowej. Również enzymy pochodzące z odpowiednich organizmów mogą zostać zastosowane w procesach produkcji pewnych interesujących związków. Być może również można zaprzęc do tego celu organizmy takie jak transgeniczne drożdże Saccharomyces cerevisiae, które otrzymałyby w zasadzie za nas odpowiednie substancje. Co więcej, uzyskiwanie pewnych związków na drodze syntezy chemicznej może okazać się zbyt drogie, więc możliwe jest, że z pewnych roślin czy zwierząt dane substancje będzie trzeba zwyczajnie pozyskiwać.

Kto jeszcze powinien być tam zatrudniony? Oczywiście absolwenci uczelni wojskowych. Można by również brać naukowców z przysłowiowego cywila, po paromiesięcznym militarnym przeszkoleniu. Można by ustalić też, że równocześnie realizuje się jeden plan jawny, a drugi top secret.

Taki plan ma w Polsce niewielkie szanse na spełnienie. Do tego celu musiałby powstać prawdziwy prawicowy, konserwatywny, autorytarny rząd, który utrzymałby się przez dłuższy czas. Jak wyżej, w pierwszym akapicie, zaznaczyłem, rządzą nami niestety idioci, przez których jesteśmy w zasadzie bezbronni. W razie konfrontacji nawet z malutką Litwą nie mamy żadnych szans. Teoretycznie to może nas bez większych problemów opanować Łukaszenka. My nie mamy nawet możliwości na kontratak, ani na prowadzenie szeroko zakrojonej dywersji na tyłach wroga. Obok siebie mamy też państwa o planach ewidentnie imperialistycznych, jak Niemcy czy Rosja. A wiadomo na imperializm najlepiej reagować tym samym. Niestety, tego rządy po 1989 roku nie rozumiały. Ich zdaniem należało prowadzić politykę Widkuna Quislinga, nie budować żadnych siłowni atomowych ani nie zbroić się. Postawiliśmy niestety na socjaldemokratyczny pacyfizm, który jest debilizmem do sześcianu.

Ludzkość pchał na przód militaryzm. Indukował on postęp całej nauki i techniki. A teraz jak dominować na świecie zaczyna lewactwo, to zaczynają się nowe Wieki Ciemne. Oni są zwolennikami demilitaryzacji tak, aby nie było niczego, parafrazując Kononowicza. Historii oni po prostu nie znają, co już mówić o subdyscyplinach jak historia wojskowości, techniki, nauki... nie wiedzą, co pcha ten cały grajdoł, jakim jest ludzkość, do przodu - od strony rzecz jasna czysto pragmatycznej. (Od strony idealistycznej, bowiem, mówi się o ciekawości...)

Czyżby więc od Najjaśniejszej Rzeczypospolitej miały się zacząć Wieki Ciemne?

4 komentarze:

Unknown pisze...

O rany, potrafi Pan "ogłuszyć"... Nie dziwię się, że nie ma tu jeszcze zadnych komentarzy... Ja się odważę, bo było tak:
-najpierw całkowicie się zgadzałam z Panem,
-w sprawie projektów z zakresu fizyki, chemii, elektroniki (...) nanotechnologii, technologii jądrowej, pokiwałam głową. Hmm, no tak, nie ma co chować głowy w piasek,
-i wtedy "cios w nos"! Organizmy transgeniczne?! Myslę,że podstawową miarą skuteczności broni XXIw. musi być precyzja, pełna kontrola nad zakresem i siłą rażenia. Skutki uboczne wprowadzenia do środowiska organizmów transgenicznych nigdy nie będą w pełni przewidywalne, ani kontrolowalne. W ten sposób można popełnic globalne samobójstwo (nawet jeśli czas agonii ludzkości rozciągnąłby się na pokolenia, mielibyśmy przerąbane).
Może Pan to jeszcze przemyśli? Proszę, niech Pan przemyśli... :)

Kirker pisze...

mme:

No nie ma co być gorszym od innych. Wiele armii na świecie ma arsenały nuklearne, broń biologiczną oraz chemiczną.

Co do organizmów transgenicznych pisałem o co najwyżej drobnoustrojach chorobotwórczych lub ewentualnie pasożytach (za Ekologią Krebsa rozdzielam chorobotwórczość i pasożytnictwo). Nic o na przykład transgenicznych owadach. Dodam, że to jest kwestia mocno dyskutowana - odnośnie widliszka przenoszącego malarię lub pluskwiaków Rhodnius prolixor czy Triatoma megista roznoszących chorobę Chagasa wywoływaną przez Trypanosoma cruzi. Pisałem również o wykorzystaniu organizmów do walki zupełnie nie transgenicznych. Przecież czasem przypadki introdukcji - vide opuncja czy króliki w Australii - mogą przynieść niezłe spustoszenia. Ale można ograniczać liczebność tego paskudstwa, jeżeli zna się naturalnych wrogów. Australia sobie poradziła, bo użyła ćmy Cactoblastis cactorum oraz wirusa myksomatozy.

Co do organizmów transgenicznych można je bardzo kontrolować. Na przykład wykorzystywać bakterie Escherichia coli, jakie nie mogą robić chociażby tryptofanu i musi on być im dostarczany do środowiska. Tak samo w przypadku drożdży Saccharomyces cerevisiae jest szereg mutantów, które bez dostarczenia im odpowiednich substancji wyginą najnormalniej w świecie. Tak więc w razie ucieczki to one nie pożyją długo. Dodam tutaj, że część projektów, o jakich myślałbym w wykorzystaniu do celów militarnych, jest realizowana obecnie przez badaczy. Na przykład są ludzie, którzy chcą żeby cały szlak metaboliczny produkcji artemizyny odtworzyć w drożdżach po wprowadzeniu do nich genów odpowiednich enzymów.

Poza tym my mielibyśmy odpowiednie szczepionki przeciw wyprodukowanemu przez nas paskudstwu - i to jak zaznaczyłem kilka rodzajów.

Poza tym dlaczego u mnie nie ma komentarzy tak dużo:
- to nie jest salon24, a blogerem jestem raczej niszowym, więc mało ludzi przychodzi czytać moje teksty,
- czy tekst jest taki mocno fachowy? tu bym się zastanowił.

pozdrawiam

triarius pisze...

No i nie ma komentarzy, bo się boimy!

Gdybym się nie bał Zemki i WSI to bym jednak rzekł, że mi się tekst b. podoba. I nie chodzi jedynie o styl.

Pzdrwm

Kirker pisze...

Tygrysie:

No i nie ma komentarzy, bo się boimy!

Gdybym się nie bał Zemki i WSI to bym jednak rzekł, że mi się tekst b. podoba. I nie chodzi jedynie o styl.


Niestety, jest strach przed sowieciarzami, którzy jaja chyba w kuferku na strychu trzymają. Na codzień ich nie noszą;))

A z drugiej strony trzeba coś robić, bo inaczej nas Niemcy i Rosja w końcu wchłonął, a jakiś przyszły Ribbentrop powie, że wreszcie zniknęła przeszkoda między nimi...

pozdrawiam