niedziela, 31 maja 2009

LPR - jeśli nie skrajna prawica, to co?

W mediach straszeni jesteśmy wizjami różnych kataklizmów. Mówią nam, że dzięki industrializacji klimat się ociepla; w wyniku tego woda ma zalać szereg obszarów przybrzeżnych oraz archipelagów, a dziesiątki milionów ludzi ma szukać miejsca do życiu. Czasem co poniektórzy straszą nas wizją zlodowacenia - Golfsztrom ma wytracić swoją termikę, a w Europie ma się zrobić klimat zbliżony do tego na Alasce. W tym kontekście jest też poruszana również kwestia odwrócenia się biegunów magnetycznych na kuli ziemskiej. Różne indywidua uważają, że w związku z tym dojdzie do masowego wymierania lub wręcz upadku cywilizacji. Dziwne, że jakoś badania magnetyzmu w starszych epokach geologicznych wykazały brak korelacji zmian pola magnetycznego z wymieraniami... Największy problem w tym wszystkim, że ludzie w to wierzą i dają się wodzić jak marionetki.

Tak samo w mediach kreowane są inne potwory. Jednym z nich jest skrajna prawica. Osoba, której przypisze się poglądy z jakiś dziwnych pobudek ultraprawicowe, dostaje łatkę oszołoma. Dlaczego to są dziwne pobudki? Patrzy się z reguły tylko i wyłącznie na postulaty światopoglądowe. Zapomina się, że zarówno prawicowość jak i lewicowość to są całościowe wizje społeczeństwa. W Polsce w takiej medialnej klasyfikacji za skrajnie prawicowe uchodzą NOP i LPR. Tym pierwszym się nie będę w tym tekście zajmował. Na widelec postanowiłem wziąć sławetną Ligę Polskich Rodzin, która to miała być sztandarowym ultraprawicowym ugrupowaniem politycznym. Jak jest natomiast w rzeczywistości?

Nie będę dyskutował tutaj kwestii światopoglądowych, ponieważ do LPR pod tym względem mojej osobie dosyć blisko. Napisałem wyżej, iż prawicowość jest całościową wizją państwa i społeczeństwa. Poza światopoglądowym konserwatyzmem prawica powinna dążyć do jak najszerszej deetatyzacji - likwidacji niepotrzebnej biurokracji, prywatyzacji znacznej części sektora publicznego, obniżenia i uproszczenia podatków. Czy tak chciał LPR? Zdarzało im się mówić, że podatki należy obniżyć czy zlikwidować część urzędów. Obok tego pojawiała się wizja gospodarki, która stanowi wręcz zaprzeczenie tego, co oni mówią o fiskalizmie czy biurokracji.

Jest to autarkia. Oznacza to zaniechanie importu oraz w dużej mierze eksportu, a przy tej okazji skierowanie całej produkcji na rynek wewnętrzny. Przy okazji dochodzi protekcjonizm w postaci ceł zaporowych. Cel jest tutaj jasny: ochrona rodzimego rynku przed zagranicznymi towarami. Do czego to może doprowadzić? Owszem, niektórzy będą zadowoleni, że kupują rodzime towary. Brak konkurencji z zewnątrz doprowadzi do tego, że będą one z jednej strony bardzo drogie, a z drugiej miernej jakości. Po prostu krajowi producenci w takiej sytuacji zaczną wypuszczać buble, z tego powodu też nic im się nie stanie.

Dążenie do autarkii wiąże się również z innymi aspektami. Państwo w założeniu LPR ma być w pełni ekonomicznie niezależne od reszty świata. Co się z tym wiąże? Oczywiście siłą rzeczy rozbudowa sektora państwowego oraz nacjonalizacje. Europoseł z LPR, Maciej Giertych, swojego czasu postulował renacjonalizację banków w Polsce jako formę "walki" z kryzysem. W okresie rządów PiS Liga Polskich Rodzin wysuwała szereg postulatów unieważnienia prywatyzacji w sektorach bankowym, energetycznym i paliwowym. Tak samo pojawiały się projekty ustaw, które zezwoliłyby znacjonalizować przedsiębiorstwo, które zostałoby przez rząd uznane za strategiczne. LPR dążył również do tego, aby nigdy nie mogła zostać sprywatyzowana Polska Żegluga Morska po zawiązaniu sławetnej koalicji z PiS i Samoobroną. Wszystko póki co się trzyma kupy. Autarkiczne podejście LPR mogłoby doprowadzić do powstania szeregu państwowych monopoli. Z tym wiązałaby się, rzecz jasna, nacjonalizacja. Na pewno monopolizacja w rękach państwa dotyczyłaby sektora energetycznego, paliwowego, surowcowego (kopalnie, huty), telekomunikacyjnego, finansowego, chemii wielkoprzemysłowej oraz transportu i okrętownictwa. Na tego typu działalność, jak można przypuszczać, państwo miałoby wyłączność. A teraz wyobraźmy sobie skutek tego wszystkiego. Mielibyśmy znacznie droższy prąd, benzynę, krocie kosztowałyby również zwykłe połączenia telefoniczne. W wyniku tego prawdopodobnie nie dałoby się prowadzić u nas żadnej działalności gospodarczej.

Ciekawą rzeczą, jaką można zaobserwować u LPR, jest krytyka wielkich korporacji z punktu widzenia Nowej Lewicy czy Naomi Klein. Jeżeli się posłucha tego, co mówi o wielkim kapitale na przykład Polska Partia Pracy i porówna to z treściami niejednokrotnie głoszonymi przez Ligę Polskich Rodzin, to wychodzi na to, że to jedno i to samo. Nie będę po raz enty przypominać, że takie socjalistyczne partie jak LPR są bardzo lubiane przez ponadnarodowe korporacje (dopóki nie przychodzą ich oddziałów na terenie danego kraju znacjonalizować), ponieważ zapewniają im takie rzeczy jak cła zaporowe, dopłaty do eksportu oraz utrudnianie działalności drobniejszej konkurencji.

LPR sprzeciwia się również jakiejkolwiek prywatyzacji ubezpieczeń czy służby zdrowia. Tego typu postulaty nazywa darwinizmem społecznym lub neomaltuzjanizmem. Członkowie tej partii uważają, że to zaplanowana działalność na ludobójstwo i eugenikę. Tutaj również mamy do czynienia z retoryką wybitnie socjalistyczną oraz klasyczną argumentacją wyciągniętą z tego kuferka. Zwykle to lewica, gdy chce zdyskredytować prawicę sięga po argumenty ad Hitlerum. A tu mamy partię rzekomo skrajnie prawicową

Liga Polskich Rodzin twierdziła niejednokrotnie, że jest za obniżaniem podatków oraz redukcją etatów w państwowych urzędach. To jest wewnętrznie sprzeczne z całą resztą ich programu dotyczącego gospodarki i konstrukcji państwa. Aby kontrolować zmonopolizowane gałęzie gospodarki, należałoby wygenerować szereg nowych urzędów. Również po nacjonalizacji nie należałoby się spodziewać obniżenia podatków. Raczej one wzrosłyby, ponieważ państwo zmuszone byłoby utrzymywać szereg państwowych molochów, a to przecież pożerałyby mnóstwo pieniędzy. Powtórzyłby się proces z faszystowskich Włoch Mussoliniego po wejściu w fazę korporacjonistyczną.

LPR jest zatem obok Samoobrony i Polskiej Partii Pracy jednym z najbardziej etatystycznych ugrupowań istniejących w Polsce. Stanowi przy tej okazji podobnie jak NOP odłam narodowej lewicy. Paradoksalnie zatem, gdy Giertych senior mówi o dinozaurach żyjących razem z ludźmi kilka tysięcy lat temu nie powinni wstydzić się prawdziwi konserwatyści z krwi i kości. Kajać i zżymać się winni Napieralski z Olejniczakiem.

wtorek, 26 maja 2009

Jak walczyć z AIDS?

Na początku lat osiemdziesiątych u grupki homoseksualistów w Los Angeles stwierdzono występowanie szeregu bardzo rzadkich schorzeń. Były to mięsak Kaposiego oraz zapalenie płuc wywoływane przez grzyba Pneumocystis jiroveci. Ten ostatni towarzyszy z reguły niedoborom odporności i jest bardzo rzadko stwierdzany, z reguły u pacjentów cierpiących na białaczki, chłoniaki lub otrzymujących leki immunosupresyjne. Mięsak Kaposiego - jak wyżej wspominałem - też jest bardzo rzadkim nowotworem. Wirusolodzy wyodrębnili następnie czynnik chorobotwórczy, który był w pewnym stopniu przyczyną wystąpienia wyżej wymienionych. Okazał się nim HIV. Wywoływane schorzenie określono mianem acquired immunodeficiency syndrome, czyli w skrócie AIDS.

Na tą chorobę do tej pory nie wynaleziono lekarstwa. Są stosowane pewne leki będące inhibitorami proteazy HIV oraz nukleozydowymi inhibitorami odwrotnej transkryptazy (dzięki temu enzymowi HIV może się niejako wbudować w genom zarażonego limfocytu T CD4+). Nie znana jest również szczepionka; o tej możemy póki co pomarzyć ze względu na duże tempo ewolucji wirusa. Nie ma co ukrywać, że to choroba śmiertelna. Terapia antyretrowirusowa jest w stanie przedłużyć życie zakażonego tym wirusem o kilkadziesiąt lat, jednakże nie jest w stanie go całkowicie wyleczyć, nie mówiąc już o powikłaniach czy wysokich kosztach leczenia. Co więc należy zrobić i jak z tą chorobą walczyć?

Wykonajmy najpierw taki prosty eksperyment myślowy. Na lotnisku przyleciał z Afryki człowiek, który nagle zaczął pluć krwią. Okazało się, że zapadł na gorączkę krwotoczną wywoływaną przez wirusy takie jak Lassa, Marburg czy Ebola (w każdym razie, któryś z tych przeze mnie wymienionych). No i co z nim zrobimy? Czy pozwolimy mu chodzić wśród zdrowych i zarażać, czy też go wyizolujemy od reszty społeczeństwa. Zaznaczyć należy, że gorączki krwotoczne mają bardzo wysoką śmiertelność. W przypadku Eboli może osiągać ona nawet 90%. Oczywistym rozwiązaniem wydaje się to drugie, ponieważ nie należy pozwolić, aby zaraza się szerzyła.

Teraz przenieśmy to na przykład HIV. Tutaj nie mamy śmiertelności rzędu kilkadziesiąt procent jak w przypadku wymienionych wyżej gorączek krwotocznych. W tym przypadku wiadomo, że zarażony umrze, tylko jest pytanie kiedy. Na zasadzie prostej indukcji dochodzimy do następującego wniosku. Jeżeli izolujemy chorych na choroby, u których śmiertelność wynosi kilkadziesiąt procent, to dlaczego nie robimy tego w przypadku zarażonych wirusem uśmiercającym wszystkich zarażonych? (Co prawda uśmierca pośrednio, do śmierci doprowadzają różne oportunistyczne zakażenia grzybicami, nietypowymi chorobami pierwotniakowymi wywoływanymi przez Microsporidia et cetera, co nie zmienia jednak takowego faktu). Dodam, że na bank izolowano by chorych na śpiączkę afrykańską - choć muchy tse-tse Glossina palpalis i Glossina morsitans oraz rezerwuary świdrowców Trypanosoma gambiense lub Trypanosoma rhodesiense u nas nie występują...

Tak więc, nie żadne prezerwatywy, których rozpowszechnianie prowadzi do uprawiania seksu z byle kim i byle gdzie dla samej mechanicznej czynności. Ponieważ ich skuteczność nie jest stuprocentowa, ponieważ kondom może się zsunąć lub pęknąć, a biorąc pod uwagę wzrost promiskuityzmu, ilość zarażeń raczej nie spadnie. Chorych na AIDS należy zwyczajnie od całej reszty społeczeństwa izolować. A wynika to ze stuprocentowej śmiertelności tego wirusa w perspektywie czasu. Również łatwo się roznosi. Co prawda, nie jest przenoszony przez komary, kleszcze, bąki i tego typu klasyczne owadzie wektory szeregu czynników chorobotwórczych i pasożytów, nie można się tym zarazić przez podanie ręki... ale można już na przykład zarazić się w salonie fryzjerskim, u dentysty - wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia nawet z bardzo drobnymi i/lub niedostrzegalnymi wręcz ilościami krwi ludzkiej. Możliwość roznoszenia się przez kontakty seksualne jest truizmem. Tak więc dlaczego nie izolować?

Zaraz odezwie się legion politycznie poprawnych, który stwierdzi, że jest to nieludzkie. Wrócić tutaj należy do początku. Czy człowiekowi zarażonemu na przykład gorączką krwotoczną pozwoliliby swobodnie poruszać się, a przy okazji zarażać dziesiątki, jeśli nie setki innych osób? Jestem w stanie przewidzieć ich odpowiedź. Brzmiałaby: "Nie, nie można na coś takiego pozwolić". Ale cóż, na AIDS spadło również dziwne odium politycznej poprawności, więc z tematem należy obchodzić się, jak z jajkiem. Swojego czasu, gdy JKM zaproponował podobne rozwiązanie, zaraz ściągnęło to gromy z jasnego nieba...

Można przewidzieć również pewien typ niemerytorycznej argumentacji, a mianowicie argumentum ad Hitlerum. Zaraz znajdzie się porównanie takich praktyk do działań nazistów. Dodam, że na mocy prawa Godwina taki argument powinien zakończyć dyskusję.

Poza izolacją, co należy czynić? Moim zdaniem za umyślne zarażenie wirusem HIV należy karać jak za morderstwo z premedytacją. Z punktu widzenia ostatecznych skutków niczym się to nie różni od na przykład pchnięcia nożem czy zastrzelenia - we wszystkich przypadkach kończy się to śmiercią. Adekwatna wobec takiego przewinienia byłaby zatem kara główna. Obok tego przeciwdziałać należy prostytucji i narkomanii; w końcu mało rzeczy sprzyja tak roznoszeniu się HIV jak wolny seks z kim popadnie oraz wielokrotne używanie tych samych strzykawek przez narkomanów. Tak samo punkty krwiodawstwa nie powinny przyjmować krwi od homoseksualistów jako grupy ryzyka.

Ciekawą sprawą jest również, dlaczego lewica wspiera wszystkie postulaty, dzięki którym AIDS się może tylko coraz bardziej panoszyć. Można tutaj dojść do dwóch wniosków. Pierwszy: może to rzeczywiście są idealiści, pięknoduchy, którym marzy się jakiś utopijny, lepszy świat od tego przezeń zastanego. Drugi jest bardziej przerażający. A może oni rzeczywiście pragną depopulacji?!

niedziela, 24 maja 2009

Szambo, perfumeria i dlaczego odchodzę z Niepoprawnych?

Po przejściach ostatnich kilku dni jestem zmuszony wycofać się z Niepoprawnych. Zaraz pewnie wszyscy będą zastanawiali się, a dlaczego, co mi się takiego stało?

To, że nikt nie czyta moich wypocin, wcale nie wywołuje mojego wielkiego zdziwienia. Nie mam ambicji bycia opiniotwórczym bloggerem, którego wypowiedzi spędzają sen z powiek politykom. Nie zajmuję się poza tym tzw. bieżączką, tylko dyskutowaniem na poziomie doktryn oraz walką z różnymi faktoidami powielanymi przez naszych ideologicznych przeciwników.

Za konserwatystów przebierają się w naszym kraju ludzie niejednokrotnie różniący się od SLD czy Polskiej Partii Pracy tylko i wyłącznie nienawiścią w stosunku do Michnika i środowiska "Koszernej" oraz chodzeniem do kościoła. Cała reszta ich postulatów jest natomiast lewicowa. To jestem w stanie ścierpieć, no i z takimi ludźmi się jednoczyć celem walki o postulaty natury światopoglądowej, próbując ich emancypować z mniejszym lub większym rezultatem w stronę wolnego rynku.

Nie jestem w stanie ścierpieć innej rzeczy. Jak pod płaszczykiem konserwatyzmu broni się pseudonaukę. Antropogenicznego pochodzenia globalnego ocieplenia, czegoś takiego jak "orientacje" seksualne, ekofaszyzmu, gender studies itd. nie uważam za prawdziwe; uważam to za wytwór ideologii, no i jestem to na gruncie biologii, geologii, antropologii czy nauk behawioralnych wykazać ich błędność. Zdarzało się mnie o tym już wcześniej pisać. Są jednakże pseudonauki na poziomie ufologii i danikenowskiej paleostranautyki, które plugawią elitarną ideologię konserwatyzmu i narażają ją na śmieszność. Nie będę wymieniać ich z nazwy, ponieważ wszyscy bardzo dobrze wiedzą, o co chodzi. Dyskutowanie z ich wyznawcami to perły przed wieprze, ponieważ nie rozumieją podstawowych faktów.

Ciekaw jestem zatem, kiedy to na Niepoprawnych zalęgną się na przykład ufolodzy. Czy będziemy zmuszeni dyskutować o Szarakach i/lub Reptilach? A może przyjdą tutaj wyznawcy Danikena... czy wówczas zaistnieje potrzeba mówienia, że Grobla Olbrzyma to efekt ciosu termicznego, a nie budowla kosmitów? Wyznawców tego typu dziwaczności już mamy. Ja osobiście nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Ich wypowiedzi zostaną potem przytoczone przez lewactwo jako reprezentatywne dla całego środowiska prawicy. Lewica kategorii jednostkowych bowiem nie zna i nie jest w stanie spostrzec, że to czyjaś pojedyncza przypadłość. Tego typu wypowiedzi zostaną następnie wykorzystane w celu ośmieszenia i dyskredytacji naszych poglądów; a przy okazji nas wszystkich.

Z tego powodu jestem zmuszony opuścić Niepoprawnych. Może to sprawi paru osobom przykrość, ale szambo od perfumerii trzeba umieć odróżnić.

Do administracji: proszę wyłączyć agregację mojego bloga. W razie czego wiadomo, gdzie mnie szukać.

Pozostaje pozdrowić mi na zakończenie pozdrowić wszystkich moich Czytelników.

sobota, 16 maja 2009

Wstyd własnych korzeni

Zakłamanie środowisk lewicowych przestało mnie już dziwić. Przypadłość ta - o nazwie lewokskrętność - musi się wiązać z jakimś rozdwojeniem jaźni. Osobiście znam kilka osób wykształconych na naukach przyrodniczych, które uważają homoseksualizm za rzecz normalną, odrzucających przy tym tradycyjny model rodziny. Oczywiście zawsze zadaję pytanie, jak można nie dostrzegać pewnych oczywistości. W końcu te wszystkie konserwatywne reguły gry z czegoś muszą wynikać, a mianowicie ze zmagania się człowieka z jednej strony z warunkami środowiska, a z drugiej organizacją coraz to większych społeczności. Tak samo pewien blogger, który powinien być nam wszystkim powszechnie znany jako tropiciel katoagresji i katofundamentalizmu, głosi postulat przymusowej aborcji i takiej samej eutanazji dzieci z zespołem Downa. Brzmi to jak sławetna akcja T4; mamy tutaj do czynienia z kuferkiem nazizmu. Natomiast ów blogger uważa niemiecki narodowy socjalizm za wytwór prawicy. Jak tu nie mówić, że nasi ideologiczni oponenci nie cierpią na rozdwojenie jaźni. Na lewicy istnieje jeszcze jeden ciekawy fenomen. Ma ona mianowicie mentalność nieślubnego dziecka lub owocu mezaliansu. Uparcie twierdzi, iż wypadła sroce spod ogona. Na wszelkie sposoby odcina się od przeszłości...

Najzwyczajniej w świecie lewicowcy wstydzą się pochodzenia swojej ideologii. A przecież żaden system aksjologiczny nie wziął się z powietrza...

Lewica wstydzi się nazizmu. Bardzo skutecznie zadbała, aby był on postrzegany jako twór skrajnie prawicowy. Moim zdaniem lewactwo nie ma tutaj czego się wstydzić. Przecież naziści zalegalizowali aborcję, uważali eutanazję za dopuszczalną, toczyli kampanie antynikotynowe, wprowadzili gospodarkę centralnie sterowaną oraz rozbudowali system opieki społecznej. Wypisz wymaluj współczesny europeizm. Dodam, że jeszcze Adolf H. bardzo chętnie mówił o zjednoczonej Europie i jednej europejskiej walucie. Lewactwo zatem tylko dlatego podrzuca nam to zgniłe jajko, ponieważ nazizm był wymierzony w ich zdaniem nietykalny Herrenvolk, który ma być nawet bardziej inteligentny niż cała reszta gojowskich Untermenschen. A to grzech nie dopuszczalny. Morderca czy gwałciciel jest zbrodniarzem mniejszego kalibru niż osobnik mówiący o "rasie panów" złe rzeczy. Bardzo wstydzili się również swoich korzeni ci naziści, którzy po drugiej wojnie światowej wstąpili do SPD i zaczęli tworzyć partie Zielonych. Również komuniści w NRD byli niejednokrotnie zdumieni, widząc byłych nazistów w aparacie swojego państwa. Jakoś narodowi socjaliści nie mieli żadnego tropizmu do prawicy. W pewnym momencie Hitler wstydził się, iż pomógł generałowi Franco, gdyż widział w otoczeniu caudillo tylko i wyłącznie arystokrację i kler.

Odpychany zaczyna być również od lewicy komunizm. Najwyraźniej wybielanie tego systemu mającego kilkaset milionów ofiar na całym świecie przestaje się udawać. Niejaki Maruti nazwał nawet komunizm czerwonym konserwatyzmem! Lewica obecnie uważa się za wielkich obrońców demokracji. Fakt istnienia systemu monopartyjnego w państwach komunistycznych to ich zdaniem świadectwo prawicowości tego systemu. Tak samo rozumują w przypadku jego surowości obyczajowej. Zapominają, że to są elementy wtórne, które to wynikają z nieprzystawalności systemu do rzeczywistości. Pierwotnie w ZSRR na przykład wolno było absolutnie wszystko z wyjątkiem złego wypowiadania się o władzy. Potem bolszewicy wszelkiego libertynizmu poza aborcją i rozwodami zakazali. Lewicowcy zatem albo nie znają należycie historii swojej własnej formacji, albo po prostu omijają w dyskusjach niewygodne dla nich fakty. Pojawia sie też tutaj pewien paradoks. Za każdym razem, jak lewica doprowadzi do kataklizmu, po pewnym czasie okazuje się to winą prawicy...

Czasami lewacy negują wręcz podział sceny politycznej na prawicę i lewicę. Wprowadzają różnorakie dwuosiowe podziały polityczne celem odseparowania od nich komunizmu. Ten zaliczany jest tam do left-wing authoritarianism, oni siebie widzą w obozie wolnościowych socjalistów. Wówczas przyrównują konserwatystów do komunistów (sic!), że obydwie grupy są autorytarne. Zapominają, że pewne cechy komunizmu nie wzięły się znikąd. Na papierze to był wręcz anarchizm - po zapanowaniu dyktatury proletariatu państwo nie miało być do niczego potrzebne, a wszyscy bardzo dobrze wiemy, jak to wyglądało w praktyce. Z punktu widzenia ideowych założeń komunizm i współczesny socjalizm to byty z jednej bajki. Jeżeli się weźmie praktykę pod uwagę - na przykład montowanie Euro-ZSRR - to rzecz identyczna. Lewactwo wypiera się niczym żaba błota.

Skąd się wziął ichniejszy antyklerykalizm? Oni mówią, że są wykształceni, oświeceni, obnoszą się naukowymi tytułami jak podpułkownikowskimi rangami, zatem jako takim iluminowanym w transcendencję nie wypada wierzyć, a nawet nie można, bo to rzekomo sprzeczne z naukowym widzeniem świata. Kościół zatem to ciemnogród, który należy tępić, to opium dla ludu et cetera. Przyczyna jest jednakże inna, ponieważ - jak zwykle - lewica nie zna dobrze nawet swojej historii. Antyklerykalizm wywodzi się z dziewiętnastowiecznego liberalizmu. Taki na przykład Cavour zasłynął nacjonalizacją majątków kościelnych. Podobne ekscesy zdarzały się wszędzie tam, gdzie do władzy dorwali się liberałowie. Z tego też wziął się antyklerykalizm komunistów, a przy okazji - współczesnej lewicy.

Wiadomo, że lewica to formacja skompromitowana i załgana. Jednakże ichniejszy stopień załgania powoli zaczyna przekraczać wszelkie wyobrażenia...

niedziela, 10 maja 2009

Odium politycznej poprawności

W czasach, kiedy byłem młodszy, zdarzało mi się jeździć na obozy dla wybitnie uzdolnionej młodzieży. Tego typu imprezy odbywały się z reguły w marcu oraz na przełomie kwietnia i maja, czasem w wakacje. W swoim czasie uchodziłem tam za zręcznego młodego pasjonata zoologii i paleontologii; doszedłem nawet do rangi stypendysty. Zadawałem się z szeregiem młodych ludzi interesującymi się różnymi dziedzinami nauk przyrodniczych i humanistycznych; o wielu z nich nie można powiedzieć inaczej niż że były to jednostki wybitne. Pewnego razu trafił się jednak osobnik, który wyraźnie odstawał. Był to głuchy przygłup wykazujący również problemy z koordynacją ruchową. Wydawało się, że zniknie tak szybko, jak się pojawił. Niestety, stał się elementem pejzażu na kilka ładnych lat. Zarzucaliśmy mu głupotę; fakt, chłopię nie miało nawet najbardziej podstawowej wiedzy z dziedzin, którymi rzekomo się interesowało. Wszystko to był groch o ścianę. Kadra obchodziła się z nim jak z jajkiem. My tego w tamtym czasie nie rozumieliśmy. Pochłonięci byliśmy inną problematyką, zresztą niejednokrotnie dzieje się tak do tej pory.

Jednak w pewnym momencie przyszło olśnienie. Doszedłem do banalnego wniosku. Gdyby wyleciał, jego mamuśka - a była to zadziorna kobieta - pewnie poszłaby z tą sprawą do jakiegoś Nigdy Więcej czy innej organizacji zajmującej się tropieniem przejawów rasizmu, antysemityzmu czy darwinizmu społecznego. Przez szereg lat oni byliśmy związani z organizacją pożytku publicznego. A to już bardzo dużo wyjaśnia. Nie chcieli oni bowiem, żeby jacyś nawiedzeni zarzucali im kierowanie się względami eugenicznymi, przez co mogliby mieć pieniądze z uzyskiwaniem funduszy.

Jakie były podstawy naszych zdziwień i ich działania? Nic innego jak polityczna poprawność. To jest współczesny lewicowy aksjomat, że o pewnych ludziach można wyrażać się tylko dobrze albo wcale. Wynika on z niczego innego tylko marksizmu kulturowego Gramsciego i szkoły frankfurckiej. Polega to na poszukiwaniu nowego proletariatu, którego prawa jakimś dziwnym trafem mają być zagrożone. W obecnych czasach dotyczy do kobiet, LGBT, Żydów, Murzynów oraz niepełnosprawnych. Tutaj nie można wyrażać się źle; dodam, że na wstrętnych katolików oraz własną grupę etniczną można wylewać w tym czasie kubły pomyj. Jakie to przynosi skutki prawne?

Dzięki politycznej poprawności mamy w USA na przykład kwoty rasowe na uniwersytety - to tzw. akcja afirmacyjna. Biednemu Murzynowi łatwiej się dostać na uczelnię niż tak samo majętnemu białemu. Nawet na filmach akcji musi być odpowiednia ilość Negrów. Oburzano się niedawno na Clinta Eastwooda, który nakręcił dylogię o bitwie o Okinawę. Pojawiły się zaraz zarzuty, że nie zagrał tam ani jeden Murzyn. Na cele politycznej poprawności próbuje się już naginać historię. Przecież w żadnej jednostce pierwszej linii w czasie drugiej wojny światowej nie mógł służyć czarny.

Zaczynamy również żyć w istnej Pedolandii oraz doświadczać jej licznych uroków. Gospodarz pensjonatu w Wielkiej Brytanii odmówił parze homoseksualistów łoża małżeńskiego - dodam, że czynił to również w przypadku heteroseksualistów nie będących małżeństwem. Oni, oczywiście, poczuli się wielce obrażeni i zawiadomili odpowiednie instytucje zajmujące się myślozbrodnią. W tamtym kraju w jednej szkole zorganizowano również tydzień LGBT. Chrześcijanie i muzułmanie nie zgodzili się wysłać tam dzieci. Pociągnięto ich za to do karnej odpowiedzialności; zarzut, jaki im postawiono, to nieprzestrzeganie obowiązku szkolnego. "Homosie" pchają się wszędzie, byle tylko były widoczne. Okazuje się również, że mają do gadania w takich rzeczach jak konkursy piękności... dla kobiet. Przecież to absurd, żeby taki zaburzony osobnik miał oceniać, która kobieta jest ładniejsza, a która brzydsza. To tak jakby osoba bez powonienia miała oceniać zapachy perfum lub indywiduum bez zmysłu smaku zostało postawione w roli degustatora win. Z takim jednak oczywistym nonsensem mieliśmy niedawno w USA, kiedy to wojujący pedał wpłynął na wynik konkursu na miss tego kraju.

Co jeszcze zawdzięczamy temu neomarksistowskiemu paradygmatowi? Mamy również równanie na siłę osób niepełnosprawnych. Nie rozumiem prawa, dla którego każdy budynek ma być dostosowany do potrzeb. Moim zdaniem o tym decyduje właściciel, kogo sobie życzy na swoim terenie, a kogo nie. Smutne to może być, okrutne, ale i prawdziwe, dotyczy to również osób niepełnosprawnych. Wyznawca tolerancji mógłby się tutaj wtrącić i zrazu padnie słowo-wytrych, że mamy tutaj do czynienia z dyskryminacją. To w takim razie wydający prawo jazdy dyskryminują osoby niewidome. Dlaczego bowiem nie można uzyskać tego dokumentu z pismem Broglie'a?

Nie rozumiem również sensu istnienia szkół integracyjnych w państwowym systemie szkolnictwa. Wielu psychologów i pedagogów sprzeciwia się tym placówką. Podają oni argument, że tam jest niższy poziom. No i rzeczywiście, jak można próbować intelektualnie upośledzonych i o normalnej inteligencji próbować nauczyć tego samego materiału. Przecież to oczywisty absurd na kółkach! Ten jednak, który to zauważy, zostanie automatycznie wytropiony przez apostołów politycznej poprawności, którzy zarzucą mu różne grzechy, w tym nawet związki z narodowym socjalizmem. Ich argumentacja będzie się sprowadzała do reductio ad Hitlerum. Mimo prymitywności argumentów uprzykrzą życie, a także dostawią człowiekowi łatkę. Przez to miał w świadomości społecznej wizerunek eugenika i/lub socjaldarwinisty.

Czasem lewacy wypominają jeszcze, że osoby niepełnosprawne nie są zachęcane do reprodukcji. A któż to powiedział, że wszyscy mają się obowiązek rozmnażać? Moim zdaniem o takich kwestiach to powinna rodzina decydować. Wynika to natomiast z mojego wcześniejszego wpisu Mea culpa. W przypadku takiego dzieciaka jak w pierwszym akapicie to rodzina by decydowała czy uznaje go za dorosłego i/lub zdolnego do pożycia seksualnego (ergo do rozmnażania się) czy też nie. (Nie wiem, czy to wynika z awersji do tamtego typka, ale na miejscu jego rodziców miałbym znaczne wątpliwości...) No i tak tego typu sprawy powinny być rozwiązywane.

Polityczna poprawność prowadzi do coraz większych absurdów. Pewne tematy stają się tabu. Spróbuj na przykład debatować na temat zależności judaizmu i chrześcijaństwa, jak to czyni ks. Chrostowski, staniesz się antysemitą. Powiesz, że homoseksualizm rozwija się pod wpływem czynników środowiskowych, będziesz homofobem. A na koniec. Podobnie jak JKM skrytykuj szkoły integracyjne? Dostaniesz łatkę eugenika lub darwinisty społecznego. W efekcie kanalizuje się dyskusję, a argumenty zastępuje erystyką i ideologią.

wtorek, 5 maja 2009

Mea culpa

Generalnie stoję różnym mniejszym lub większym lewakom naprzeciw. Raz w życiu zdarzyło mi się w zgodnym chórku z nimi szczekać. W zeszłym roku Janusz Korwin-Mikke opublikował na swoim blogu tekst, który wzbudził wielkie kontrowersje. Zawarta tam teza - o możliwości wydawaniu za mąż dziewcząt - wywołała wręcz wściekłą furię lewactwa różnego kalibru. Zarzucono nawet Korwin-Mikkemu promowanie pedofilii. Ciężko o inny przykład hipokryzji lewicy. Sami w uprawianiu seksu przez dzieci nic zdrożnego nie widzą; chyba, że czyni to ojciec albo ksiądz katolicki - wtedy robią z tego aferę na pół globu.

Postulat JKM wydał mi się z początku egzotyczny, stąd to szczekanie w chórku z lewakami. Moja obecność wśród tych speców od "bezstresowego wychowania" i Jugendammtów raczej powinna dziwić. Argumentacja Korwin-Mikkego w rzeczonym tekście rzeczywiście była słaba - przynajmniej ja tak to odebrałem. Po dłuższym jednak zastanowieniu się nad tym problemem doszedłem do wniosku, że przynajmniej w części autor tekstu miał rację. Tak więc mea culpa. Dodam, że na kanwie tego zagadnienia doszedłem również do innych wniosków, które przedstawię niżej.

Gdy miałem te osiemnaście lat, zastanawiałem się nad paroma kwestiami. Jak to jest, że taki dresik urodzony w styczniu tego samego rocznika, co moja skromna persona, może być traktowany jak dorosły, kiedy jest całkowicie za siebie nieodpowiedzialny. Z kolei - dlaczego ja - mając kręgosłup moralny, mam być kilka miesięcy - stety, czy niestety urodziłem się tego samego dnia, co Napoleon Bonaparte (14 sierpnia) - mam być w świetle prawa kilka miesięcy dłużej traktowany jak dziecko? Takie to miałem fantasmagorie w tym wieku. Mimo braku doświadczenia w wielu kwestiach, wówczas postawiłem bardzo ciekawy problem, jak się później miałem okazję przekonać. A mianowicie, jak w zasadzie do początku dwudziestego wieku decydowano o dorosłości? Tym zajmowali się rodzice. Dopiero w dwudziestym wieku o dorosłości lub też - co jest o wiele lepszym pojęciem w dzisiejszych czasach - pełnoletności, arbitralnie zaczęło decydować państwo.

Wystarczy przyjrzeć się ludziom w pewnym przedziale wiekowym. Jedni już mając około 18 lat są bardzo dojrzali, a inni mając dwadzieścia są bardzo infantylni i za siebie nieodpowiedzialni. Czy państwo zatem trafnie definiuje tą granicę? Oczywiście można kombinować, jak to ją jeszcze bardziej podnieść np. do 21 lat. Jako zwolennik ius naturalis poparłbym inne rozwiązanie. Uważam, że rodzice powinni być w pełni odpowiedzialni za swoje dzieci. Winni decydować o doborze metod wychowawczych - czy piorą tyłek pasem, czy też stosują wychowanie a la dr Spocke, do jakich szkół posyłają i czy w ogóle to czynią, o tym, czy poddają szczepieniu, czy mańkuta uczą pisać prawą ręką et cetera. Tak jak w czasach jeszcze niedawnych powinni mieć możliwość zdecydowania, kiedy ich dziecko jest dorosłe, a kiedy nie. Oczywiście z dorosłością powinny się wiązać takie kwestie jak spożywanie alkoholu i palenie tytoniu, pożycie seksualne, możliwość posiadania broni, tak jak to dzieje się obecnie. Oczywiście przy tej okazji państwo powinno zostać ograniczone do odpowiednich rozmiarów. Nie może być bowiem tak, że rodzic, który uznał dziecko przedwcześnie za dorosłe, mógł pętać się po różnych urzędach po wszelakie zapomogi i zasiłki. Ludzie za swoje czyny powinni w końcu ponosić pełną odpowiedzialność. Widmo biedowania na starość wymusiłoby na ludziach zdrowy rozsądek w tej kwestii.

Teraz jak ja sobie wyobrażam to z punktu widzenia biurokratycznego. Dorosłość niech określa posiadanie paszportu. Innych dokumentów typu dowód osobisty czy prawo jazdy państwo nie powinno wydawać i to niezależnie od tego, czy istnieje ustawowo określona granica pełnoletności czy też nie.

Pojawia się tutaj też pytanie, a co wtedy, kiedy rodzice nie uznają kogoś w ogóle za dorosłego. Moim zdaniem byłyby to marginalne przypadki. Dura lex, sed lex. Prawo nie może być relatywne, mimo że zdarzają się tragiczne wyjątki. To, że skazano na śmierć kogoś nie winnego, nie znaczy na przykład, że mamy sprzeciwiać się karze głównej. Foetus in foeti czy kosmówczak to nie są argumenty za aborcją na życzenie. Tak samo jest i w tym przypadku. Co więcej, unikniemy na przykład konieczności wyrabiania odpowiednich dokumentów osobom upośledzonym intelektualnie bądź chorym psychicznie, ponieważ w takiej sytuacji po prostu nikt racjonalnie myślący nie uzna tychże za dorosłe. Na przykład córkę anorektyczkę czy syna homoseksualistę będą mogli w porę wysłać na leczenie, żeby wybić im te przypadłości z głowy.

W przypadku problemu postawionego jakiś rok temu przez Korwin-Mikkego? Czy rodzice powinni móc wydać dziecko za mąż? Po przeanalizowaniu tego problemu dochodzę do wniosku, że tak - i to powinna być jedyna furtka w sprawie obcowania płciowego. Wyobraźmy sobie sytuację, że rodzice mają córkę blacharę, która lada moment zacznie się puszczać. Przyjmijmy, że była bierzmowana. To skoro taka córunia ma ich w przyszłości zrujnować, to dlaczego nie mieliby prawa wydać jej za mąż i mieć potem święty spokój? Poza tym obecnie też istnieje taka możliwość, że nieletni mogą wziąć ślub za zgodą rodziców. Zmiana prawa z pozytywnego na bardziej skierowane w stronę ius naturalis byłaby w tym wypadku jedynie kosmetyczna. Postulat JKM-a, który wywołał takie sensacje, nie jest zatem aż tak straszny, jak się może wydawać.

Oburzenie lewicy przestaje mnie dziwić. Oni starają się, jak najmocniej wtrącać się w życie rodziny. Każą posyłać dzieci do szkoły - w niektórych krajach za uchylanie się od tego obowiązku grozi więzienie jak w Wielkiej Brytanii (PRL karał tylko grzywną!). Nakazują dzieci szczepić, a niekiedy od tych szczepionek zapadają na różne dziwne choroby - jakoś autyzmu w ogóle nie było przed wprowadzeniem przymusu szczepień. Walczą z karceniem dzieci przez rodziców, którzy w końcu chcą dla nich dobrze. Dlatego każde zwiększenie odpowiedzialności rodziców za dzieci będzie przez lewicę źle odbierane. Prawica konserwatywna skojarzyła ten postulat z pedofilią, no i dlatego miała pretensje do Janusza Korwin-Mikkego, który w sumie nie stwierdził nic zdrożnego.

O wprowadzeniu takiego prawodawstwa, jak wyżej opisywane przeze mnie, czy przez Korwin-Mikkego, można jednak tylko podyskutować. Nie ma obecnie odpowiednich warunków ku temu, aby je wprowadzić.