piątek, 18 lipca 2008

O problemie edukacji

Od czasu do czasu ów problem powraca jak bumerang. Mówi się o tym przy okazji ogłaszania wyników nowej matury - 30 czerwca od anno Domini 2005, jak również przy okazji zmian gabinetów. Głośno było za nacjonalistycznego ministra Giertycha czy neokonserwatywnego Legutki. Wiadomo już, o co chodzi. Jest tymże problemem edukacja narodowa. Wszystkie gabinety próbują tam coś zrobić, co następnie odbija się czkawką. Mieliśmy już amnestię maturalną, dzięki której prywatne uczelnie ekonomiczne w różnych Psich Wólkach zacierały ręce, a wynikało to z tego, iż uczelnie państwowe i lepsze prywatne nie chciały amnestionowanych przyjmować. Teraz minister Hall ma kolejne modernistyczne pomysły dotyczące doboru przedmiotów, jakich to będzie się uczyło w liceum. Pomysł ten opiera się na zachodnioeuropejskich i amerykańskich programach nauczania. Oczywiście, znając tą panią, która gdańskim kuratorium dobrze nie umiała zarządzać, będzie to kompletna klapa. Inaczej tego określić nie można. Postawiona zostanie ostateczna kropka nad i w polskim systemie edukacji, a przy tym przemysłowej produkcji wykształciuchów i lemingów. Chyba PO dba w ten sposób o swój przyszły elektorat, który ma nie rozumieć za dużo, jak również nie wiedzieć, a przez to wierzyć we wszystkie obiecanki cacanki (nie)rządu, choćbym nie wiem, jak mocno były one irracjonalne. Obecny system jest tak skonstruowany. Przecież na przykład zewnętrzne egzaminy typu nowa matura gimnazjalny powodują spłaszczanie się poziomu. Zamiast robić program, to zaczyna się drążyć do znudzenia zagadnienia najczęściej spotykane na tychże, a resztę omawia po łebkach i na szybko. To jest jedna z licznych wad tego cudacznego systemu, w wyniku którego szkołę opuszczają ludzie niedouczeni. Wykładowcy wielu wyższych uczelni już przeklinają to wszystko, co w ostatnim okresie w MEN-ie wymyślili, również pomstują na to studenci starszych lat, którzy patrzą na młodszych jak na idiotów. Co może zatem uzdrowić polskie szkolnictwo?

Wielu pomstuje na układ 6+3+3, czyli sześcioletnia podstawówka, trzyletnie gimnazjum i tak samo długo trwające liceum. Uważają, że doprowadził on do znacznego spadku poziomu kształcenia. Wiele zagadnień, które dawniej omawiane były na przykład w ósmej klasie szkoły podstawowej, jak chociażby elementarna trygonometria, nie jest teraz w gimnazjum w ogóle robionych. Tak więc pewne poszlaki są. Kiedyś też byłem przeciwnikiem takiego systemu, uważając gimnazjum za takie sobie przedłużenie podstawówki, ale doszedłem do wniosku, że przy umiejętnym rozplanowaniu programu ten model spełniłby wymagania takie jak dawniej układ 8+4. Należałoby tylko podnieść program w gimnazjum i upodobnić je bardziej do szkoły licealnej. Zmieniłaby się ranga tego rodzaju szkoły; tak to jest praktycznie powtórka z podstawówki. Słyszy się również, że dobrze wyuczony uczeń po szkole podstawowej napisałby bez większych problemów egzamin gimnazjalny. Tak więc w gimnazjum traci się bardzo dużo czasu na powtórki, a w tym czasie można by robić nowy materiał.

Inna kwestia to są egzaminy zewnętrzne. Moim zdaniem powinny zostać zniesione. A z jakich powodów? Powodują one bowiem spłaszczanie się poziomu. Na przykład nie tak dawno temu zdecydowano, że na maturze rozszerzonej z matematyki będzie tylko algebra i geometria, a wiele zagadnień zostało wyrzuconych. Jaki to jest sygnał dla nauczycieli tego przedmiotu? Nie trzeba już nawet do granicy funkcji dochodzić, gdzie zazwyczaj się kończy się obecnie nauczanie matematyki. Po prostu tłuc do znudzenia program, jaki winien być zrealizowany w gimnazjum. To jest tylko skromny przykład. Inna rzecz, to egzaminy zewnętrzne preferują uczniów najbardziej przeciętnych, więc nic dziwnego, że pracownicy wyższych uczelni narzekają, z jakim to materiałem przyszło im pracować. Szkoły powinny same sobie ustalać, jakich chcą uczniów. Zatem przywrócić należy egzaminy wewnętrzne, zarówno kończące dany rodzaj szkoły oraz jako wstępne. W przypadku szkół podstawowych można by sobie odpuścić na zakończenie. Natomiast do gimnazjum już powinien być egzamin wstępny z matematyki i polskiego. Należałoby również przywrócić przedwojenną małą maturę, jaka kończyłaby gimnazjum. Podniosłoby rangę tego rodzaju szkoły oraz poprawiłoby zdecydowanie jakość nauczania w nim. Oczywiście do liceum powinny być egzaminy wstępne. Zreorganizować przy okazji należy maturę.

W tym momencie pojawia się problem. Jaki my mamy model edukacji przyjąć, czy formalistyczny, w którym uczy się bardzo niewielu, najpotrzebniejszych informacji, czy encyklopedystyczny, gdzie dba się o wszechstronny intelektualny rozwój ucznia? To tutaj musimy sobie postawić pytanie. Czy chcemy mieć elity, które w przyszłości przejmą ster w tym państwie i będą potrafili skierować je na dobre tory, czy hiperspecjalistów od jakiegoś drobnego wycinka rzeczywistości i znających się tylko na tym? Weźmy jeszcze pod uwagę, że ci ludzie wiedzący wszystko o stosunkowo niewielkim kawałku, a nie wiedzący nic o całej reszcie, dadzą się wodzić za nos. Nie będą posiadali odpowiedniej wiedzy, jaka pozwoli im krytycznie analizować otaczający świat. W efekcie dadzą się zwodzić. I jak mamy tutaj mówić o jakimkolwiek wykrystalizowaniu się elit! Po prostu wtedy całe społeczeństwo to będą orwellowscy proleci. Wybór jest więc jasny. Należy mimo wszystko postawić na neoklasyczny model edukacji, czyli właśnie ten encyklopedystyczny. Co się z tym wiąże? Jeżeli chcemy kształcić ludzi mających być elitą tego kraju, to nie może być tak, że szkołę jest tak łatwo skończyć. Taka sytuacja, co egzamin gimnazjalny na przyzwoitym poziomie jest w stanie napisać dobrze wyedukowany uczeń szkoły podstawowej, jest absolutnie niedopuszczalna. Również, czy rok rocznie do matury musi podchodzić 400 tysięcy absolwentów szkół średnich, jak równie dobrze mogliby podejść tylko najzdolniejsi? Wyżej napisałem, że powinno się podnieść status szkoły gimnazjalnej. Nic dziwnego, że ludzie śmieją się, że to taka lepsza podstawówka, a lepsza o tyle, że robi się w niej jakiejś podstawy fizyki i chemii. Moim zdaniem część materiału z liceum można przenieść spokojnie do gimnazjum - mam tutaj na myśli część lektur oraz zagadnień z matematyki, jak również zdecydowanie podnieść poziom nauczania fizyki, chemii, bo w gimnazjum praktycznie nic się z tego nie robi. Przecież takie sprawy, jak funkcja kwadratowa, trygonometria, znaczna część planimetrii i stereometrii, podstawowe pojęcia w zakresie kombinatoryki to spokojnie można by w gimnazjum wprowadzić. A teraz w takim razie, co z programem liceum. Oczywiście, jeżeli jesteśmy przy matematyce, to w zakresie podstawowym powinny też być takie rzeczy jak pochodne, całki czy liczby zespolone. Przecież to jest śmiech na sali, iż obecny program klas matematyczno-fizycznych w zakesie tego przedmiotu jest identyczny z tym realizowanym w tych o profilu humanistycznym w okresie PRL.

A jak rzecz ma się ma z maturami - małą i dużą, ponieważ w proponowanym przeze mnie modelu tak ma być. Układ dałbym zbliżony. Przedmioty obowiązkowe dla wszystkich to matematyka, język polski i historia, zdawane zarówno pisemnie jak i ustnie. A resztę, czyli 3 lub 4 przedmioty można by sobie samemu dobrać; sposób ich zaliczania byłby identyczny. Jak już wyżej zaznaczałem powinien być to egzamin wewnętrzny. Dlaczego taki układ przedmiotów? Oczywiście można mi zaliczać pewne sympatie w kierunku nauk ścisłych, ale taki przedmiot jak matematyka uczy logicznego myślenia. A czego oczekujemy od człowieka wykształconego? Żeby umiał kojarzyć fakty i umiał składać je w logiczną całość, a tego właśnie uczy matematyka. Język polski - powód jest tutaj prosty. Człowiek wykształcony powinien umieć się wysłowić w ojczystym języku, posiadać pewną wiedzę o literaturze. A historia? Przecież wiedza o tym, co było kiedyś, uchronić może przed powtarzaniem oczywistych błędów z przeszłości. A poza tym, jeżeli ma się posiadać jakiś głębszy światopogląd, to chyba historię trzeba znać.

Kiedyś, gdy schodziła dyskusja na tematy polityczne i wkraczała na tory związane z edukacją, to zarzucano mi popieranie scjentystycznego modelu kształcenia. Rzecz jasna, uważam matematykę za przedmiot ważny. Tak samo jestem orędownikiem, żeby fizyki i chemii robiono w szkole więcej niż to czyni się w tym momencie. Nie przeszkadzałoby mi przywrócenie nauczania języków klasycznych czy wprowadzenie filozofii. W kwestiach programowych, to co jeszcze powinno się zmienić. Byłbym rzecznikiem przywrócenia kaligrafii w szkołach podstawowych. To jest mimo wszystko rozwijające ćwiczenie. Poza tym zrobić należałoby porządek z tą listą lektur, część można by zwyczajnie przenieść do gimnazjum, Gombrowicza wyrzucić. Są lektury zdecydowanie bardziej pożyteczne. A takie debilizmy, żeby przerabiać we fragmentach... to w ogóle najlepiej o nich zapomnieć. Lektury czytać powinno się w całości, bo wtedy kojarzy się wiele rzeczy, na które w przeciwnym wypadku nie zwróci się uwagi.

Do ciągłego obniżania poziomu przyczyniają się jeszcze dwie rzeczy. Jak to jest, że mając ocenę 2 można w ogóle zdać? To jedna sprawa. Secondo: zostawienie ucznia na drugi rok w tej samej klasie w obecnych realiach graniczy z cudem. Jak to rozwiązać? Po pierwsze dwójka to nie powinien być żaden dopuszczający, tylko mierny. Z taką notą należałoby ucznia zostawić, ponieważ stopień opanowania przez niego materiału jest praktycznie żaden. Przy okazji powinniśmy rozwiązać drugi problem. Nauczyciel powinien mieć prawo ucznia mającego ocenę mierną lub niedostateczną zatrzymać na drugi rok. I niech taki delikwent kibluje. W obecnych realiach to trzeba takich przepychać, żeby nie mieć problemów. W efekcie prowadzi to do zaniżania poziomu kształcenia.

Na koniec kwestie porządkowe w szkole. Otóż, ja jestem przeciwnikiem koedukacyjnego szkolnictwa. Prowadzi ono tylko do zniżki poziomu, ponieważ uczniowie, zamiast zajmować się nauką, robią to w przypadku osobników płci przeciwnej. A to automatycznie wywołuje patrzenie na takie drobnostki, czy ktoś chodzi w modnych i markowych ubraniach, zamiast zajmowania się rzeczami o wielokroć bardziej konstruktywnymi. Poza tym niech mi jakiś lewacki psycholog czy taki sam pedagog wytłumaczy, jak to jest, że na tym zgniłym Zachodzie, który tak gloryfikuje, najlepsze szkoły to są właśnie dysedukacyjne. Wielu specjalistów od edukacji zwraca również uwagę na to, że tego typu szkoły właśnie osiągają wyższe wyniki niż koedukacyjne. A biorąc pod uwagę, że system szkolnictwa winien kierować się w pewien sposób pojętą efektywnością, to zdecydowanie lepiej, gdyby wszystkie placówki oświatowe w sensie podstawówki, gimnazja, licea et cetera były dysedukacyjne. Inna sprawa to uniformizacja. Szkoła to nie jest rewia mody. Poza tym znowu przykład z Zachodu. Tam każda szanująca się szkoła ma mundurki. Jestem też zwolennikiem kar cielesnych. Jakby taki wątpliwej jakości nastoletni lub kilkuletni bohater dostał po łapskach piórnikiem przy całej klasie, to na drugi raz by się zastanowił ze względu na związane z całym zajściem poczucie wstydu. Dla wielbicieli zachodnich oświeconych modeli oświaty szkolnej dodam, że w elitarnej prywatnej męskiej szkole w Eaton wykonuje się dosyć dotkliwe kary. Odbudowany zostałby poza tym automatycznie mocno zachwiany ostatnimi czasy autorytet nauczyciela. Również powinna być jasna sytuacja w przypadku zażywania używek - wyrzucenie ze szkoły. Tak samo powinno być, jeżeli jakaś dziewczyna zajdzie w ciążę.

W formie dygresji: jest jeszcze kwestia czy szkolnictwo powinno być publiczne czy prywatne. Akurat moim zdaniem spokojnie można by dokonać jego totalnej prywatyzacji, ale to jest kwestia na odrębny artykuł.

Opisałem wówczas zmiany, jakie z pewnością poprawiłyby poziom kształcenia w szkołach oraz wiele innych kwestii z nimi związanych. Tylko pytanie, kto w naszym kraju będzie miał na tyle dużo ikry, aby je przeprowadzić? Raczej nikt.

Obecnym ekipom rządzącym zależy raczej, aby mieć stado posłusznych, właściwie głosujących baranów, aniżeli społeczeństwo było normalne, posiadające głowę w postaci głęboko wykształconej, konserwatywnej elity.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Mówiąc z perspektywy prowadzącego zajęcie na 1 roku studiów (w państwowej uczelni, wydział Biologii): 100% racja.
Szkoły nie przygotowują nawet na poziomie elementarnym do studiów (w jednej dziedzinie) a co dopiero w wielu.

Kirker pisze...

Mustrumie:

Wie Pan, ja słyszałem utyskiwania, że co to za ludzie przychodzą w różne miejsca. Po mojemu te edukacyjne eksperymenty, jeżeli już się tak nie stało, to zakończą się katastrofą. Jak już są ludzie, którzy myślą, że Mikołaj Kopernik był astronautą. Serio.

Nie chcę wyjść na jakiegoś wyznawcę teorii spisku, ale z tą nową maturą, to jak jakaś inżynieria społeczna. Jeżeli najlepiej wypadają najbardziej przeciętni, to co to za egzamin... no i nic dziwnego, że ludzie potem się będą zachwycali jakimś gównem na poziomie Szkła kontaktowego czy szołu Kupy Wojewódzkiego. Tak jakby te Wittbroty czy Łybackie zakładały, że będą cyklicznie do władzy powracać, bo bezideowy tłum zagłosuje na tych, którzy w danym momencie obiecają więcej. A w sumie z punktu widzenia władzy łatwiej mieć otumanione watahy, wśród których można bez problemu wywoływać zamęt.

Carl Sagan w Umyśle Broca napisał, iż najbardziej niszczycielską siłą na tym świecie jest krytyczne myślenie. No i nic dziwnego, że ten system edukacyjny wygląda właśnie tak i tytanicznej pracy trzeba by, aby to wszystko naprawić.

pozdrawiam

Jaku pisze...

Jako student pierwszego roku, podzielę się wrażeniami nt. obecnej edukacji gimnazjalnej i licealnej w Polsce.

Zacznijmy od gimnazjum - problem tego wymysłu dla zaspokojenia zaściankowych kompleksów jest dużo głębszy niż piszesz. Nastolatki są wyrywane ze swoich grup rówieśniczych i wpadają w nowe, w których często codzienny pojedynek na coraz to odważniejsze ,,wyczyny'' jak wlewanie kreta do nauczycielskiego kubka itp. staje się sposobem na zabłyśnięcie. Po takiej szkole życia, w której nie ma prawdziwych lekcji historii, polskiego i matematyki, za to prowadzone są codzienne zajęcia z palenia papierosów i marihuany lub wciągania amfetaminy, nikt nie wyrośnie poza najodporniejszymi jednostkami nie uchowa się przed degeneracją społeczną.

Nauczyciele nie mają żadnego autorytetu, do tego nie potrafią go budować, bo często nawet na szacunek sami nie zasługują. Uczą pod wpływem alkoholu, spóźniają się na zajęcia i flirtują z uczennicami.

Tak wygląda druga strona medalu, której sam doświadczyłem będąc uczniem gimnazjum. W liceum dzieje się podobnie, choć na trochę mniejszą skalę - patologiczne mechanizmy przenoszą się na czas spędzany poza szkołą. Młodzi nie palą już na przerwie a na wagarach - chory mechanizm funkcjonuje nadal.

Żeby młodzi, zaczęli choć zerkać do podręczników (które tak jak piszesz, powinny być oparte na lepszym programie), potrzebne są systemy motywacyjny i normatywny, w sposób jasny klarujące prawa oraz, co ważniejsze obowiązki ucznia. Konsekwencja oraz ostrzejsze sankcje ale i większe nagrody za osiągnięcia naukowe - tego potrzebujemy.

Pozdrawiam.

Kirker pisze...

Jaku

Zacznijmy od gimnazjum - problem tego wymysłu dla zaspokojenia zaściankowych kompleksów jest dużo głębszy niż piszesz. Nastolatki są wyrywane ze swoich grup rówieśniczych i wpadają w nowe, w których często codzienny pojedynek na coraz to odważniejsze ,,wyczyny'' jak wlewanie kreta do nauczycielskiego kubka itp. staje się sposobem na zabłyśnięcie

Wiadomo w pewnym wieku człowiek ma głupie pomysły i liczy, że w ten sposób zabłyśnie w towarzystwie równolatków. Ale tak zawsze było i będzie. Nie ma co się oszukiwać. Dlatego w szkole przydałby się większy reżim, o czym wspominałem w swoim tekście. Jeżeli pewne zachowania byłyby piętnowane, to od razu wszystko wyglądałoby inaczej. A zazwyczaj to jest tak, że jeden uczeń coś robi, a reszta się przyłącza, zachodzi efekt kaskadowy. Jeżeli ten dostanie za swoje, to reszta nawet nie zareaguje. To jest na tej samej zasadzie, jak chcą natłuc swojemu rówieśnikowi i idą kupą. Jeden dostanie, reszta ucieka, gdzie pieprz rośnie. Identycznie jest w tym przypadku.

Po takiej szkole życia, w której nie ma prawdziwych lekcji historii, polskiego i matematyki, za to prowadzone są codzienne zajęcia z palenia papierosów i marihuany lub wciągania amfetaminy, nikt nie wyrośnie poza najodporniejszymi jednostkami nie uchowa się przed degeneracją społeczną.

Niestety, chowamy w ten sposób przyszłych wyborców partii lewackich typu LSD czy PD. To są ludzie, którzy przyzwyczajeni są do tego, iż im wszystko wolno, a do tego słabo myślący. Nie dziwmy się, bo przecież narkotyki odurniają. Tu wychodzą jeszcze inne kwestie obyczajowo-społeczne, jak dostępność małolatów do tego typu używek i jak sprawić, aby była mniejsza. Nie są to jednak kwestie związane z edukacją. A nawet jeżeli, omawianie tego typu problemów w szkołach, to będzie jak z wychowaniem seksualnym, wyjdzie, że to gaszenie ognia benzyną.

A co do lekcji. Niestety, w gimnazjum jest cieniutko. Poziom słaby ergo moim zdaniem status tej szkoły powinien być większy, należałoby wprowadzić już na starcie tutaj jakiś filtr. Wtedy to już rozwiązuje się bardzo dużo problemów, ponieważ szkoła chce trzymać jakiś poziom. Inaczej gimnazjum jest takim przedłużeniem podstawówki, tylko że dzieciaki starsze.

Nauczyciele nie mają żadnego autorytetu, do tego nie potrafią go budować, bo często nawet na szacunek sami nie zasługują. Uczą pod wpływem alkoholu, spóźniają się na zajęcia i flirtują z uczennicami.

A czy ja mówię, że reżim powinien dotyczyć wyłącznie uczniów? Oczywiście nauczyciel powinien zachowywać elementarną przyzwoitość, no i być przykładem. Tutaj też powinny być stosowane sankcje. W przypadku wagarów winny one dotyczyć zarówno uczniów jak i nauczyciela. Nie mówię nigdzie, że nauczycielowi w szkole wszystko wolno. A za jakieś skandale natury obyczajowej, to po prostu powinno się usuwać ze szkoły z wilczym biletem, żeby wszyscy widzieli, za co dany nauczyciel wyleciał. Jakby go ktoś potem zatrudnił w wyuczonym zawodzie, to już na własną odpowiedzialność, ale nawet to byłoby wątpliwe.

Żeby młodzi, zaczęli choć zerkać do podręczników (które tak jak piszesz, powinny być oparte na lepszym programie), potrzebne są systemy motywacyjny i normatywny, w sposób jasny klarujące prawa oraz, co ważniejsze obowiązki ucznia. Konsekwencja oraz ostrzejsze sankcje ale i większe nagrody za osiągnięcia naukowe - tego potrzebujemy.

Dobrym pomysłem byłaby prywatyzacja chociażby częściowa szkolnictwa. Oczywiście, szkoły czy wszelcy sponsorzy wówczas mogliby przyznawać stypendia najzdolniejszym. Wtedy opłacałoby się osiągać wysokie wyniki, ponieważ byłoby się zwolnionym przynajmniej z części opłat. A pieniężna motywacja to dla takiego nastolatka to bardzo dużo. Częściowa prywatyzacja miałaby jeszcze taką zaletę, że skończyłoby się podejście do szkoły jako przedłużania młodości (czyli koniec z wygłupami), ale zaczęłoby się traktować posiadanie wiedzy jako inwestycję.

pozdrawiam

Jaku pisze...

częściowa prywatyzacja już istnieje - są szkoły państwowe i prywatne. Myślę, że u podstaw problemu głupiej i aspołecznej młodzieży leży fakt, iż wartości wiedzy oraz harmonii w społeczeństwie, nic dla nich nie znaczą. Należałoby zastąpić kult pieniądza kultem mądrości i dobra. Tego brakuje w dzisiejszych czasach - o sposobach na przywrócenie takiego stanu można dyskutować, ale myślę, że to właśnie jest rdzeń sprawy.

Kirker pisze...

Jaku,

problem jest bardziej złożony niż nam się wydaje, i to nie jest kwestia samego szkolnictwa. Oczywiście, w szkole można odpowiednio dobierać lektury, aby zwracać uwagę na pewne wartości, tak samo jest generalnie z nauką przedmiotów humanistycznych. W ten sposób można przedstawiać postawy pozytywne i negatywne. Tak samo, szkoła może też pewne postawy wynagradzać, a za pewne karać. Na tym się problem jednak nie zamyka.

Za największą bolączkę uważam, że obecnie w wielu przypadkach, to nie rodzice zajmują się wychowywaniem dzieci, lecz środowiska rówieśnicze. W wyniku tego powstają takie, a nie inne postawy. Nie można negować wpływu środowiska na ucznia, właśnie na to chcę zwrócić uwagę. Nie zamyka się to jednak do szkolnictwa. To jest głębszy problem społeczny. Szkolnictwo jako takie może tylko minimalizować pewne rzeczy i właśnie takie rozwiązania proponuję.

pozdrawiam

Jaku pisze...

Rozwiązaniem tego problemu społecznego byłoby przeciwstawienie się rozpowszechnionych w świecie prądów kulturowych odzierających ludzi z wartości i tradycji.

Kirker pisze...

No dobra, to nie tylko szkolnictwo, lecz konstrukcja całego systemu prawnego ergo jego całkowita reorganizacja.

Natomiast szkoła maksymalnie tradycjonalistyczna, czyli taka, jaką wyżej w artykule zaproponowałem.

pozdrawiam