środa, 24 czerwca 2009

Sprawa pewnego zaszczytu - polemika z Januszem Korwin-Mikke

Uważam siebie za skromnego bloggerem. Więcej, nie mam żadnych aspiracji stać się opiniotwórczym, który spędzałby sen z powiek elitom politycznym. Zajmuję się tym wszystkim nie jako "po godzinach" i nawet nie liczę na to, że jakiś znany w środowisku publicysta zechce z moimi tezami polemizować. A jednak... Najwyższy Czas! kupuję ostatnio nieregularnie tak, co dwa trzy tygodnie z reguły. Dzisiaj tknęło mnie i postanowiłem w pobliskim salonie prasowym nabyć. No i co ja tam znalazłem? Janusz Korwin-Mikke podjął polemikę z moim jednym starszym tekstem na temat swoich przekonań. Chodzi tutaj konkretnie o felieton Walka na obie strony opublikowany, rzecz, jasna w ostatnim numerze NCz!. Postanowiłem przyjąć rękawicę i zmierzyć się z tym.

No i co tam znajdujemy?

Często obrywam za "radykalizm". W rzeczywistości jestem centrowcem (...) UPR ma w gruncie rzeczy program centrowy. Bici jesteśmy (np. przez "postępowców"), za to że podkreślamy rolę Wiary, a także Tradycji - natomiast przez reakcjonistów za to, że bynajmniej nie popieramy we wszystkim Kościoła rzymskokatolickiego. I podobnie w innych dziedzinach.

Jeżeli chodzi o centrum, to jest z nim, jak w pewnym dowcipie o zwierzętach. Lew, ich król, kazał po prawo stanąć zwierzętom mądrym, a po lewo pięknym. W środku została żaba. Lew się jej zapytuje, dlaczego nie pójdzie na jedną ze stron. Żaba odpowiada, że jest zarówno mądra jak i piękna. Podobny paradoks ma centrum. W polityce to trochę wzięte z jednego, a trochę z drugiego, więc to taki miszmasz, pozszywane kawałki, które do siebie nie pasują. Mamy takie chimery, które jakoś - mimo wszystko - funkcjonują.

To zatem jak jest z centrowym charakterem poglądów Janusza Korwin-Mikkego. Jeżeli jest centrowcem, czy tam centrystą, to względem jakiego układu odniesienia? Czy jest nim wspomniany "reakcjonizm-postępowość", czy jakiś inny?

Poza tym z reguły mój interlokutor wypowiadał się na temat prawicy, więc jego klasyfikacja swoich własnych przekonań budzi co najmniej moje zdziwienie.

Otóż to absurd. Liberalizm (klasyczny) oczywiście i socjalizm to niemal przeciwieństwa. O wiele łatwiej z socjalistami dochodzą do ładu konserwatyści (przykładem są konserwatyści w PiS), nie wierzący w jednostkę, lecz w "Naród" lub, co gorsza, w "Społeczeństwo".
{Kirker} tego nie zauważa - i brnie dalej


Czy liberalizm (klasyczny) i socjalizm są przeciwieństwami? Obydwie są ideologiami wyrosłymi z Oświecenia. Z punktu widzenia ewolucji systemów polityczno-prawnych można je przeciwstawić konserwatyzmowi, a nie sobie wzajemnie, przy tym konserwatyzm będzie tam prawicowy, a liberalizm wespół z socjalizmem - lewicowy. Do tego, że współczesna lewica stanowi pochodną oświeceniowego liberalizmu można dojść, analizując jej postulaty. A skąd się wziął na przykład antyklerykalizm komunistów czy współczesnej socjaldemokracji? Z niczego innego tylko klasycznego liberalizmu. Ten bowiem był wrogi wobec wszelkich form transcendencji. Zamienianie cerkwi na muzea ateizmu czy też państwowy ateizm Francji czy Korei Północnej nie wziął się z kosmosu.

Socjalizm jest ewolucyjnym produktem klasycznego liberalizmu. Wynika to między innymi z jego egalitaryzmu. Poza tym można pokazać stadia pośrednie między liberalizmem a socjalizmem, na przykład socjalliberalizm wymyślony przez Johna Stuarta Milla.

Następną kwestią jest jeszcze podstawowe założenie obydwu systemów. Konserwatyzm wychodzi z założenia negatywnego obrazu natury ludzkiej. Wszystkie doktryny wywodzące się z Oświecenia cechuje gnoza polityczna. Założenie to polega na tym, iż pojedynczy człowiek jest dobry, natomiast cały konstrukt społeczny jest zły, więc wymaga przemodelowania. Pozytywizm antropologiczny jest zatem podstawowym twierdzeniem liberalizmu. Jednostka jest z natury dobra, nie potrzebuje więc żadnych hamulców. Liberalizm zakłada, że człowiek jest w stanie sam z siebie stworzyć nowe normy moralne inne niż niż uprzednio istniejące. Pytanie, czy np. ta nowa moralność może zakładać znaczną redystrybucję państwowych dochodów, a przy tym np. nacjonalizację największych przedsiębiorstw zgrupowanych w trustach? Oczywiście, że może. Liberalizm zakłada przy tej okazji etyczny relatywizm, zatem wszyscy mają rację. Zdanie "państwo powinno nam dostarczać gaz, prąd, energię cieplną" jest tak samo poprawne jak to, że "podmioty prywatne powinny nam dostarczać gaz, prąd, energię cieplną, a państwo jest od zajmowania się bezpieczeństwem wewnętrznym i zewnętrznym". Tak samo wszystko można redefiniować: można uznać, że bytami osobowymi są człowiek od drugiego miesiąca życia, świnia, małpy człekokształtne, ponieważ czują ból i mogą sobie to uświadomić (podejście tzw. empatocentryczne), a nie że osobą jest człowiek niezależnie od fazy rozwojowej, w której się aktualnie znajduje (podejście absolutystyczne). Tego typu sztuczki umożliwiają założenia klasycznego liberalizmu. Tak więc liberalizm może stopniowo ewoluować w socjalizm, a dalej nawet w ustrój totalitarny, właśnie ze względu na wspomniane wyżej założenie relatywizmu leżące u jego podstaw.

Czy konserwatyzm wierzy bądź nie wierzy w jednostkę? Konserwatyści unikają absolutyzacji jednostki w przeciwieństwie do liberałów. Zauważają, że ta pojedyncza jednostka siłą rzeczy do jakiś struktur przynależy, czy jest to rodzina, grupa religijna, naród, cały krąg cywilizacyjny. Uważają, że ludzie nie są tam samotnie krążącymi atomami, jak to próbują cały czas udowodnić liberałowie. Klasyk tradycjonalistycznego konserwatyzmu Joseph de Mainstre napisał swojego czasu, że spotykał Francuzów, natomiast nigdy w życiu nie widział Francuza. Zdaniem konserwatystów człowiek żyje w pewnym konstrukcie społecznym, bez którego to nie mógłby w ogóle istnieć. Istnienie człowieka bowiem opiera się na interakcjach z innymi jednostkami w obrębie poszczególnych struktur społecznych.

Konserwatyści dogadujący się z socjalistami - to już jest ciekawostka. Przecież konserwatyzm, jakby wziąć bezwzględnie postulaty - zarówno obyczajowo-światopoglądowe jak i ekonomiczne - stoi w całkowitej sprzeczności w stosunku do socjalizmu. (Nie wychodzę tutaj z podziału filogenetycznego ideologii politycznych, tylko porównywania haseł głoszonych przez dwie wzmiankowane grupy). Konserwatysta zatem nie może się dogadywać z socjalistami, ponieważ nie ma żadnej płaszczyzny porozumienia między tymi grupami, jeżeli chodzi o same postulaty. Chyba, że mamy partię politycznego głównego nurtu, do której lgną najróżniejsze indywidua za przysłowiowym chlebkiem... to wtedy się takie sytuacje mogą zdarzać.

A narodowy socjalizm. To był klasyczny, lewicowy, populistyczny wytwór. Tutaj polecam ostatni tekst "Coś" i lewicowość, gdzie ukazałem tworzenie się takich bytów jak faszyzm, nazizm czy też komunizm w wersji (neo)stalinowskiej. Fakt, część konserwatystów tam przeniknęła jak np. Carl Schmidt. Wielu miało jednak z narodowo-socjalistyczną władzą problemy.

Czy ja pewnych rzeczy nie zauważam, czy się mylę? To już jest inna para kaloszy. Okazuje się, że liberalizm ma dużo wspólnego z socjalizmem - część postulatów np. moralny indyferentyzm i antyklerykalizm. Do tego dochodzi również scjentyzm w obydwu systemach. Poza tym klasyczny liberalizm ma się tak do socjalizmu jak rodzic do swojego dziecka.

Otóż mają się jak ogień i woda. Np. ogień w palenisku i woda w tendrze lokomotywy. Obydwa składniki są niezbędne

Weźmy pod uwagę to, co napisałem wyżej. Podstawą prądów, powiedzmy, oświeceniowych, jest pozytywizm antropologiczny. Konserwatyzm zakłada negatywny obraz natury ludzkiej. Tak więc, jak można jedno z drugim połączyć. Tutaj mamy sytuację taką, jak w logice czy matematyce. W klasycznej arystotelesowskiej logice nie może istnieć rzecz nie będąca ani prawdą, ani fałszem, chyba że przyjmiemy logikę wielowartościową bądź logikę intuicjonistyczną. Po prostu albo jest się za pozytywizmem antropologicznym (i między innymi tym szlachetnym dzikusem ze spuścizny Jeana Jacquesa Rousseau), albo jest się za negatywnym obrazem natury ludzkiej. Tu nie można stanąć sobie w rozkroku i brać raz jedno, a raz drugie. U podstaw wszystkiego muszą być jasne założenia. Jeżeli tych nie ma, to cała doktryna jest niespójna.

Argument z ogniem w palenisku i wodą w tendrze lokomotywy jest na poziomie zabawy słownej z komiksu o Tytusie, Romku i A'Tomku: "pieniądze to grunt, grunt to ziemia, ziemia to matka". Równie dobrze mogłoby być tam napisane o lawach poduszkowych jako fenomenie geologicznym wymagającym zaistnienia wydobywającej się magmy (rzeczony "ogień") oraz wody morskiej (rzeczona "woda").

Jest to o tyle ciekawe, że parę miesięcy później {Kirker} po przemyśleniu dostrzegł, że mam tu rację: lepiej kandydatkę na puszczalską wydać za mąż - to matka najlepiej wie, kiedy... A co do prostytucji - to nawet św. Tomasz z Akwinu był za jej legalizacją. Choćby dlatego, że nie da się jej wyplenić. Taka Tradycja.

W tekście Mea culpa rozwinąłem założenia przyjęte przez Janusza Korwin-Mikkego. Stwierdziłem, iż w przypadku dorosłości dziecka lepiej będzie, gdy będą decydowali rodzice. Zaznaczyłem również, że powinna istnieć możliwość wydania dziecka za mąż. Nie określiłem dokładnie, czy to ma być córka, czy syn. Mój interlokutor w jednym wpisie na swoim blogu wyraził się bardzo precyzyjnie, powołując się przy okazji na Laurę i Petrarkę. Granicę pożycia seksualnego zatem definiowano by dwojako - albo przez określenie dorosłości, albo - ewentualna furtka - przez ożenek potomka. Polecam również tutaj swój ogólniejszy tekst Podstawowa komórka społeczna, w którym również ten problem - co prawda bardziej zdawkowo - został poruszony.

Odnośnie prostytucji i argumentu "a bo tego nie da się wyplenić". Żeby nie bawić się w szczegóły nie da się wyplenić kradzieży, morderstw, czy wobec tego mamy w ogóle jakikolwiek system prawny? Ewentualny argument z rozwojem przestępczości zorganizowanej też tutaj nie działa. Można tutaj wykonać bardzo prosty eksperyment myślowy, żeby udowodnić jego błędność. Najpierw legalizujemy narkotyki i prostytucję, to ta mafia przerzuca się na co innego. Na przykład przejmują całe podziemie aborcyjne oraz dobijają starców za pomocą tzw. eutanazji. Co wobec tego robi władza. Żeby obniżyć przestępczość, legalizuje następne plagi społeczne. Tak to się stopniowo zapętla, aż dochodzimy do takiego punktu, że po co prawo, jak jego nie będzie, to znikną również w ogóle przestępstwa.

{Kirker} nie dostrzega zależności między tymi zjawiskami! Widzi osobno: "że Stasiek, że koń, że drzewo". Nie widzi, że społeczeństwo przestało dbać o etykę, ponieważ wyręcza je w tym aparat państwowy!!! Po co potępiać narkomana, skoro zrobi to państwo (...) Gdyby rodzice wiedzieli, że nikt im nie pomoże, nikt nie będzie "za darmo" leczył ich dziecka, że to oni będą musieli płacić za spowodowane przez nie szkody - to bardzo by tego dziecka pilnowali...

Tutaj mamy do czynienia z podejściem ahistorycznym nie biorącym pewnych zmian pod uwagę. Wspomniałem w tekście, że w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych miało miejsce zdarzenie określane mianem rewolucji seksualnej. Pewne wzorce zachowań zostały wówczas bardzo mocno spopularyzowane przez popkulturę. W ogóle w tamtym okresie społeczeństwa zostały postawione do góry nogami. Żeby starać się to wszystko wyprostować trzeba pewnych rzeczy zakazywać, bo inaczej cała społeczność się sypie. Przetrącone bowiem zostają jej filary.

Czy za amoralność społeczeństwa odpowiada rozrost aparatu państwowego? I tak, i nie. Rozwój socjalizmu doprowadził do zepsucia społecznego. To jeden z powodów, dla których konserwatyści tacy jak moja osoba welfare state potępiają. To była uwaga dotycząca samej konstrukcji państwa. Teraz dochodzimy do następnej kwestii. Konserwatyści są za tym, żeby państwo było stróżem moralności. Czy więc mogą odpowiadać w ten sposób za amoralność społeczeństwa? Raczej nie. Ludzie jako emergentna suma jednostek są bezmyślni (dlatego też demokracja nie będzie działać) i mają skłonność do akceptowania zastanego systemu prawnego.

Poza tym jakby co, jestem za sprywatyzowaniem tego całego socjału - szkolnictwa, służby zdrowia, ubezpieczeń i opieki społecznej. Państwo bowiem ma inny zakres obowiązków.

Konserwatywny liberalizm opiera się na zasadzie: "Chcącemu nie dzieje się krzywda". Wierzą w nią zarówno konserwatyści jak i (klasyczni) liberałowie

Myślę, że różnice między konserwatyzmem a liberalizmem konserwatywnym jest następujące. Konserwatyści uważają, że wartości moralne mają podstawy transcendentalistyczne, czyli że zostały ustanowione przez Boga. Konserwatywny liberalizm wychodzi z fundamentu ateistycznego. Uważa, że moralność powstała na drodze ewolucji społecznej, szeregu prób i błędów, więc dany system moralny, skoro wypróbowany, to musi być skuteczny. Tak to przynajmniej udowadniali David Hume i Alexis de Tocqueville. Z tego wynika również inna istotna różnica. Konserwatyzm będzie dążyć do państwa katolickiego, natomiast liberalizm konserwatywny do neutralnego światopoglądowo.

Mam wspólnego wroga: socjalizm. Może by przestać się kłócić?

Chyba tam zamiast "mam" powinno być "mamy". Wówczas wszystko by się zgadzało. Bardzo się cieszę, że główny antysocjalista kraju wystawił mi odpowiedni certyfikat antysocjalizmu. A czy przestać się kłócić? Prawica już tak ma, że wewnątrz tego środowiska rozgrywa się wewnętrzna walka ideologiczna. Nie jesteśmy jakimś homogenicznym środowiskiem jak laicka lewica: czym się różni taki Napieralski od Senyszynowej na gruncie ideologicznym?

No i tyle polemiki. Na zakończenie, chciałem stwierdzić, że w życiu nie spodziewałbym się, iż moim blogiem zainteresuje się tak znany publicysta...

7 komentarzy:

SilentiumUniversi pisze...

Od długiego czasu nie miałem zaszczytu czytać tak dobrego tekstu. Trochę mi Pan w głowie poukładał

triarius pisze...

B. dobry tekst! Nie żebym się całkiem ze wszystkim miał zgodzić - tak dobrze to nie ma - ale większość jest słuszna, a do tego naprawdę składny i elegancki wywód.

No i argumentacja, że liberalizm z socjalizmem to dzieci tej samej oświeceniowej matki też b. mi pasuje. Choć po prawdzie, o ile liberalizm jest dość łatwo zdefiniować, to tego "socjalizmu" (bez kwantyfikatorów) jest tyle rodzajów i jest to tak płynne i mgliste, że nie całkiem daje się, moim zdaniem, o tym poważnie rozmawiać. Dla mnie to WSZYSTKO liberalizm - po prostu w różnych zabarwieniach i mniej lub bardziej realny.

Ja bym, nawiasem, nie rzekł, iż obraz natury ludzkiej w konserwatyźmie jest "negatywny", ino że jest "pesymistyczny". W każdym razie w moim konserwatyźmie.

W każdym razie ten tekst zasługuje, by go znacznie szerzej rozpropagować.

Kirker pisze...

Tygrysie,

przecież liberalizm i socjalizm jako takie mają bardzo dużo wspólnego. Ateistyczny fundament oraz założenie, że człowiek to taki szlachetny dzikus. Z tego wynika następne założenie, że państwo to efekt społecznej umowy (John Locke przecież). Jeszcze inną podstawą jest nieskończona plastyczność umysłu ludzkiego - inna myśl Locke, że to tabula rasa. No i to by wszystko wyjaśniało.

A pesymistyczny obraz czy negatywny, czy to aż taka wielka różnica na poziomie semantycznym?

pozdrawiam

triarius pisze...

@ Kirker

"Pesymistyczny" i "negatywny"? Wielka różnica. Wsłuchaj się! Samo brzmienie, ale także i sens.

Locke i tabula rasa, jasne. A socjaldemokracja - w wydaniu bardziej ętelektualnym - to John Stuart Mill, także przecież uznawany za liberała, inaczej "społecznego RADYKAŁA".

Ciekawe co z tą piękną tradycyjną nazwą liberalizmu zrobiłby K*win, gdyby mu ją bez zbędnych ceremonii na talerzyku (z ziemniaczkami) zaserwować! ;-)

Pzdrwm

Struś Pędziwiatr pisze...

Jak przeczytałem tą polemikę JKM-a w NCz!, mając w głowie twój pierwotny tekst - to cała ta jego 'argumentacja' brzmiała beznadziejnie, wręcz potwierdzała twoje zarzuty.

Kirker pisze...

Strusp:

ja to nie wiem, czy JKM po prostu na starość nie stępił sobie pióra. Ostatnimi czasy jak czytam jego blog, to jedyne odczucie, jakie przychodzi mi do głowy, że to ciągle odgrzewany kotlet.

Z drugiej strony sposób wyrażania się Korwina może sprawiać wręcz pozory argumentacji ad auditorem. Może zakłada, że jego felietony czytają nastolatki ubolewające nad faktem nielegalności trawki (a gros takich popiera UPR tylko z tego powodu), no i specjalnie taki tekst napisał. Zadziałałby tu mechanizm: "O patrzcie jaki jestem mocny, a ten to cienias jest". Jeżeli adresatem tekstu mieli być albo nastolatkowie lub studenci pierwszych lat, albo UPR-owcy sekciarze traktujący pana Janusza jak Najświętszą Panienkę, to można by nawet ten felieton rozważać w kategoriach obrazy intelektu i zdrowego rozsądku.

Argumentacja była faktycznie żenująca, no i muszę przyznać, że dosyć stereotypowa. Między innymi z tego powodu nie było mi aż tak trudno napisać polemiki do tego tekstu. Zdecydowałem się ją napisać głównie ze względów edukacyjnych. Poza tym postanowiłem rękawicę przyjąć.

pozdrawiam

Kirker pisze...

Tygrysie,

przepraszam, że tak późno odpisuję. To po pierwsze.

John Stuart Mill był twórcą socjalliberalizmu, czyli czegoś, co się znajduje gdzieś między socjaldemokracją a liberalizmem demokratycznym. W istocie nie jest to zatem nic innego jak tylko mutacja socjalizmu.

Poza tym, Tygrysie, jak się czyta klasyków UPR, to oni już sami nie wiedzą kim są, czy konserwatystami, czy liberałami. W efekcie powodują pojęciowe zamieszanie. Konserwatyzm jest bowiem odmiennym systemem niż liberalizm oraz vice versa. To, co serwuje UPR oraz sympatyzujący z nim publicyści to połączenie, acz dosyć niezgrabne, kilku ideologii - konserwatyzmu, liberalizmu konserwatywnego i klasycznego liberalizmu, do tego można by dodać anarchoindywidualizm oraz wywodzący się od niego libertarianizm. Mamy tutaj zatem niezłe pomieszanie z poplątaniem.

pozdrawiam