Analizując podejście lewicy i prawicy, można dotrzec dwa rozumienia słowa wolności. Ci pierwsi zakładają, że nie ma odpowiedzialności za swoje czyny. Jeżeli na przykład morderca zabije człowieka z premedytacją, to nie można go skazać na śmierć, należy go jeszcze pogłaskać po głowie i cieszyć się, że jak zabije jeszcze kilka osób, to zmniejszy się dewastacja środowiska i efekt cieplarniany. Tak samo można uprawiać seks do woli, z kim i z czym popadnie, a jak coś z tego wyjdzie, to się wyabortuje. Rodzina nie musi być odpowiedzialna za starca, bo przyjdą panowie ze smutnymi twarzami, no i ten wstrętny zgryźliwy tetryk zostanie poddany eutanazji. Tak samo różni socjaldemokraci, anarchiści i trockiści organizują marsze wyzwolenia konopii; oni chcą palić do woli, a potem jak wpadną w tarapaty być leczeni za pieniądze nas wszystkich. Lewica tak podchodzi do wolności. Prawica rozumuje to inaczej. Zakłada, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje czyny i musi ponieść ich konsekwencje...
Przejdźmy jednak do meritum sprawy. Jak to jest, że narkotyki są nielegalne?
Powinniśmy na początku przyjrzeć się historii. Przez większą część historii narkotyki były legalne i żadna cywilizacja nie zaćpała się na śmierć. Swojego czasu nawet do niektórych marek piwa dodawano substancje psychoaktywne - jak wyciąg z nasion lulka do pilsnera. Narkomania zawsze była marginesem ograniczonym do kilku bogatych degeneratów. Takim przykładem był chociażby Teofil Różyc w powieści Orzeszkowej Nad Niemnem; był on morfinistą. Kiedy zaczęła się prohibicja? Pewne początki były już pod koniec XIX w. W 1875 roku w Stanach Zjednoczonych zdelegalizowano opium i zamknięto tegoż palarnie. Wywołane to było raczej niechęcią do chińskich kulisów niż jakimkolwiek wzrostem narkomanii. Niedługo potem zakazano całkowicie ich imigracji.
Ciekawa historia jest związana z kryminalizacją marihuany. Kiedyś konopia była wykorzystywana jako surowiec energetyczny, do produkcji papieru, części leków oraz tkanin. Komu więc zależało, aby nią zdelegalizować? Na początku dwudziestego wieku niejaki Wiliam Randolph Hearst chciał wytwarzać papier z pulpy drzewnej. Proces był kilkadziesiąt razy mniej wydolny niźli by to robić z konopii - tak policzył to przynajmniej Departament Rolnictwa. Zresztą łatwo sobie policzyć, jeżeli z jednego akra konopii można otrzymać tyle papieru, co z czterech akrów lasu, konopię można wysiać sobie corocznie, a drzewo na przerób na papier nadaje się conajmniej po 15 latach, to wychodzi na to, że produkcja papieru z konopii jest 60 razy bardziej wydajna niż z drewna. Do tego dochodzą jeszcze koszty użycia odczynników oraz mniejsze zanieczyszczenie środowiska. Hearst wiedział, że musi doprowadzić do ograniczenia upraw konopii. W tym celu dogadał się z późniejszym szefem Departamentu Skarbu, niejakim Harrym Anslingerem. Ów zaczął publikować w gazetach (których Hearst był właścicielem!) różne doniesienia na temat tego, jak konopia zamienia ludzi w bestie w ciągu miesiąca. Wiązał z tym strzelaniny i napady, które przecież w epoce prohibicji były na porządku dziennym. Do walki z konopią przyłączył się koncern Du Pont. Ten w połowie lat trzydziestych miał ambitny plan ubrania wszystkich ludzi na świecie w ubrania wykonane z poliestrów i nylonu. Tym produkcja tkanin z konopii stała również na przeszkodzie. W efekcie utworzono Marihuana Tax Act w 1937 roku. Nakładała ona na plantatorów podatek w wysokości 1100 dolarów (na owe czasy astronomiczny). Spowodowało to, że od tego roku praktycznie nielegalne jest uprawianie konopii na terenie Stanów Zjednoczonych.
Narkotyki postrzegane jako twarde czyli kokaina, heroina, amfetamina zostały stopniowe zdelegalizowane w okresie od lat trzydziestych do pięćdziesiątych. LSD spotkał ten los w końcu lat sześćdziesiątych. Wynalezione zostało jako środek psychotropowy przez szwajcarskiego chemika organika pracującego dla koncernu Sandoz (obecnie Novartis), Alberta Hoffmanna. Część psychiatrów i psychopatologów wykorzystywało je w swoich badaniach (jak chociażby Stalinislav Grof, jeden z późniejszych najbardziej zaciekłych przeciwników kryminalizacji kwasu) Potem okazało się, że przynosi ono więcej szkód niż pożytku, no i doszło do kryminalizacji.
Jakie są najczęstsze przyczyny delegalizacji określonych substancji? Często mówi się o ich szkodliwości. Ale przyjrzyjmy się. Wiele z tego, co jemy, to też jest szkodliwe, jak chociażby słodycze. Na razie nikt nie chce delegalizować czekolady, ale kto wie. Taki scenariusz jest całkiem prawdopodobny. Poza tym na receptę można dostać środki typu prozac (fluoksetyna) czy xanax (triazolowa pochodna benzo-1,4-diapeminy). Są one mocno uzależniające, a jakoś można je dostać. Część leków psychotropowych zawierających lit też da się dostać, jeżeli posiada się receptę od neurologa bądź psychiatry, a są one w zasadzie twardymi narkotykami.
Inna rzecz to monopolizacja rynku umożliwiona poprzez poważne utrudnienia w teorii, a w praktyce delegalizację konopii. Po prostu pewni oligarchowie chcieli produkować papier z pulpy drzewnej oraz ubrania z polimerów, no i wymusili odpowiednie akty prawne.
Po trzecie prohibicja. W 1919 roku Kongres wprowadził poprawkę zakazującą spożycia alkoholu. Ilość barów i nocnych klubów w samym Nowym Jorku wzrosła wtedy czterokrotnie. Niektórzy ludzie zrobili wtedy gigantyczne fortuny, jak chociażby rodzina Kennedych. Zarobiły na tym włoskie i irlandzkie rodziny mafijne, którym - co ciekawe - późniejsza delegalizacja narkotyków umożliwiła przetrwanie. A pijaństwo jakoś się nie zmniejszyło.
Teraz pozostaje pytanie, w jakiej sytuacji można zalegalizować narkotyki. W obecnym stanie rzeczy jest to po prostu nie możliwe. I niech sobie to różne odłamy lewactwa wybiją z głowy. Aby narkotyki mogły być legalne, należałoby w całości sprywatyzować służbę zdrowia, to samo zrobić w przypadku ubezpieczeń, jak również wprowadzić ich dobrowolność. Do tego jeszcze korzystne byłoby zniesienie państwowej opieki społecznej i zastąpienie jej systemem fundacji. Gdyby zalegalizować narkotyki w obecnej sytuacji, to narkomania by tylko rosła. Dlaczego? Otóż, za pobyt narkomana na detoksie i na odwyku, nie płaci on, tylko my wszyscy. Ma on zatem przyzwolenie na ćpanie. W efekcie większa część ludzi zaczęłaby dawać sobie po kablach albo popalać. Wzrosłyby koszty leczenia tychże. W efekcie wszystkim nam poszłoby po kieszeniach, ponieważ wzrosłyby składki zdrowotne, być może wprowadzono by jakiś podatek albo jeszcze inny taks podniesiono. Gdzieś musiałyby się znaleźć pieniądze na leczenie zwiększającej się rzeszy narkomanów oraz na programy ich aktywizacji. Pewnie niektóre urzędy zajmujące się narkomanią żądałyby więcej pieniędzy, tak więc wzrost obciążeń fiskalnych byłby nieunikniony. W efekcie ci narkomani byliby uprzywilejowani. Nic dziwnego, że taka Holandia, gdzie jest państwowa służba zdrowia, zasiłki et consortes wycofuje się z tego. Natomiast w systemie, kiedy narkoman musiałby płacić za swoje leczenie, najpewniej zażywając dragi skazałby się sam na śmierć. Skutek byłby taki, że ci, co mieliby się zaćpać, to by to zrobili, część by jeszcze wymarła z głodu oraz na AIDS, a sama narkomania zostałaby ograniczona do poziomu sprzed kilku stuleci.
Jakie jeszcze należałoby zastosować rozwiązania prawne. Przydałby się zakaz ich reklamowania. Chyba nikt nie chciałby zobaczyć w przerwie filmu reklamy dietyloamidu kwasu lizergowego, znanego pod szerszą nazwą LSD. (Powstaje tutaj kwestia, czy nie należałoby w ogóle zakazać reklamowania wszelkich używek). Zwiększyć należałoby kary za sprzedaż nieletnim środków psychoaktywnych, w przypadku twardych narkotyków z karą śmierci włącznie. Za przestępstwa popełniane pod wpływem narkotyków należałoby karać tak samo jak w stanie pełnej poczytalności. Exemplum: jeżeli ktoś, kto jest pod wpływem narkotyków, zabije z AK47 na ulicy dziesięć osób, a dopuszczalna jest kara główna, powinien ją otrzymać. Nie powinno być żadnej taryfy ulgowej, jak to chce nam wmówić lewactwo. Ostatnio bredzenie tego typu ukazało się w Traktacie ateologicznym Onfraya. Były już wysuwane argumenty, czy rak mózgu czy spożywanie dużej ilości junk food, mogą być okolicznością łagodzącą na przykład w przypadku pedofilii (przypadek omawiany w wyżej przytoczonej przeze mnie lekturze) oraz morderstwa. Nic z tego... dany osobnik mógł zacząć się leczyć, zanim doszło do aż tak poważnych zaburzeń osobowości czy pomyśleć dwa razy, zanim chwycił za pistolet. To tak jakbyśmy usprawiedliwiali Hitlera czy Stalina tym, że ich ojcowie tłukli w dzieciństwie. Tak samo jest w przypadku narkotyków. Można decydować o tym, czy się bierze dane substancje psychoaktywne, a z tego wynika, że należy ponieść wszelkie konsekwencje ich zażycia.
Prawica - jeżeli mówi o narkotykach w ogóle - uważa, że człowiek powinien ponieść konsekwencje swoich czynów w pełni. Lewica, jeżeli o nich mówi, to celem zdobycia większej ilości głosów. Nie tak dawno temu Donald Tusk przyznał się, że palił trawę. Moim zdaniem to jest nic innego jak lewacki populizm potwierdzający regułę. W tym wypadku chodzi o przyciągnięcie głosów młodzieży. I o nic więcej.
Wychodzi też tutaj kwintesencja lewactwa. Zdejmowania z ludzi odpowiedzialność za ich czyny, co - jak zwykle - prowadzi do kataklizmów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Fajnie to wszystko zostało tu opisane.
Przede wszystkim należy zacząć od tego, że narkotyki uzależniają i doprowadzają człowieka nawet do śmierci. Moim zdaniem warto jest od razu osobę uzależnioną skierować do ośrodka leczenia uzależnień https://detoksfenix.pl/ aby mogła odbyć skuteczne leczenie.
Prześlij komentarz