poniedziałek, 22 września 2008

O ideologii Janusza Korwin-Mikkego słów kilka...

Kiedyś popierałem UPR, nawet oddałem głos na tą partię. Teraz jestem coraz bardziej w stosunku do nich sceptyczny. Owszem, wiele elementów programu mają dobrych jak zmniejszenie obciążeń fiskalnych, liberalizacja gospodarki, możliwość posiadania broni palnej przez cywili. Napisałem jakiś czas temu tekst poświęcony samej partii pana Janusza. Rozprawiłem się również z doktryną polityczno-prawną określaną mianem konserwatywnego liberalizmu. Uznałem jednak, że one nie wyczerpują w całości tematu. Sam Janusz Korwin-Mikke stanowi bowiem taki fenomen, że jego poglądom należy poświęcić całkowicie odrębny tekst. To jest naprawdę ciekawy okaz, którym wypadałoby się zająć oddzielnie, mimo że wielu konserwatywnych liberałów to tak naprawdę jego kalki. Stanowi to dodatkową motywację, żeby to swoiste zjawisko na polskiej scenie politycznej właśnie w ten sposób przeanalizować pod względem reprezentowanych przezeń ideologii.

Można by wytknąć tutaj typowe błędy popełniane przez liberalizm konserwatywny, jak próba pogodzenia dwóch przeciwstawnych postaw, co prowadzi do tworzenia bytów chimerycznych, które w jakiś sposób przeżywają. Janusz Korwin-Mikke to chimera jednak wręcz niebywała. Swojego czasu wykluczał się z niejakim Centrystą, że centrum to takie nie wiadomo, co; użył również argumentu z organizmami chimerycznymi. Sam nie miał jednak najprawdopodobniej odwagi spojrzeć sobie głęboko w lustro.

Dlaczego o tym piszę?

Poglądy Korwin-Mikkego to połączenie dwóch doktryn polityczno-prawnych z przeciwstawnych krańców politycznego spektrum. Z jednej strony mamy autorytarny konserwatyzm podkreślający swoją niechęć do demokracji, równości oraz wyrównywania różnych grup w społeczeństwie. Tutaj się zgadzam, ponieważ sam jestem dosyć skrajnym konserwatystą, uznawanym przez wielu za przedstawiciela ultraprawicy. Ale mamy również drugi system, na którym się opiera ideologia określana czasem mianem korwinizmu.

Jest to tak zwany anarchoindywidualizm. To pogląd powstały w XIX w. zakładający, że państwo jest samo w sobie agresją. Sam w sobie był pochodną socjalizmu, dopiero później przybrał rysy bardziej liberalne. Z tego właśnie anarchoindywidualizmu wywodzi się libertarianizm, do którego JKM się często przyznaje i z którego czerpie wiele elementów. Dlaczego wspominam tutaj o tym? Libertarianizm jako taki to anarchoindywidualizm poddany jednej kosmetycznej zmianie polegającej na odrzuceniu laborystycznej teorii wartości. Można więc powiedzieć, że ideologia libertariańska powstała w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zeszłego stulecia nie jest niczym nowym. Zakłada ona w wielu odłamach indyferentyzm moralny i etyczny; owszem powstały takie systemy jak na przykład anarchokonserwatyzm wynaleziony przez Hansa Hermanna Hoppego czy linia konserwatywnego minarchizmu związana chociażby z Robertem Nozickiem, ale wpadają one w te same pułapki, co konserwatywny liberalizm.

Wiemy już, że Korwin-Mikke stanowi takie połączenie: z jednej strony ultraprawicowy konserwatysta, a z drugiej skrajnie lewicowy anarchista. Tak to się mniej więcej przedstawia. Jego postulaty wywodzą się z obydwu tych systemów, no i jak one mają się do siebie?

JKM walczy na przykład z modą na wyrównywanie różnych mniejszości w społeczeństwie, no i robi to dobrze. Ale przy tym jest zwolennikiem legalizacji prostytucji, zatem nie jest do końca przeciwnikiem równania różnych dziwactw, w tym wypadku zboczonych kobiet nie panujących nad swoim libido. To w takim razie, dlaczego nie wspierać wszystkich innych cudactw, jak na przykład gejowskie małżeństwa mające tyle samo praw, co normalne, czyli włącznie z adopcją dzieci. Przecież obrona prostytucji jest równoznaczna z promowaniem całkowitej wolności seksualnej; jeżeli dokona się reductio ad absurdum, można dojść do wniosku, że jakby nie interesować się tymi sprawami, to również nie widać nic złego w prostytuowaniu zwierząt albo uprawianiu seksu z dziećmi. Taki pomysł też się w kuferku Korwin-Mikkego pojawił. Sugerował, iż rodzic mógłby wyprawić dziecko w dowolnym wieku za mąż. Ergo: mamy tutaj do czynienia z innym fenomenem, a mianowicie zniesieniem prawnej granicy, od której można uprawiać seks. Pomysły z przerwami oficjalnego i nieoficjalnego guru UPR są w tej mierze zatem wręcz anarchiczne. Mogą wywoływać jedynie negatywne skojarzenia w obecnych czasach po rewolucji seksualnej.

Inny ewidetnie anarchistyczny postulat głównego zarządcy UPR to legalizacja narkotyków. Uzasadnienia tego faktu są bardzo głupie, że skoro nie można ćpać, to dlaczego władza nie zechce zakazać tłusto jeść na przykład, czy przed wojną wolno było. Pomija przy okazji całkowicie cały historyczny kontekst. Wtedy społeczeństwo było zupełnie inne, konserwatywne, nie tolerujące pewnych zjawisk. Owszem, można było różne opioidowe narkotyki dostać w każdej jednej aptece, ale mało kto to nabywał. JKM ignoruje przy tym całkowicie jeden istotny fakt. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych doszło do przemian kulturalno-obyczajowych określanych mianem rewolucji seksualnej. Pewne środki psychoaktywne zostały wówczas spopularyzowane jak marijuana, LSD, grzyby halucynogenne, amfetamina i wiele innych. W końcu lat osiemdziesiątych do tej listy dołączyło jeszcze ecstasy. Ułatwiając obecnie dostęp do tych specjałów, tylko zwiększono by ilość narkomanów. A czekać, aż to towarzystwo zaćpa się, zdegeneruje i w końcu wymrze... to po prostu się nie opłaca. Przy tej okazji można wykonać taki eksperyment myślowy. Przecież gdyby jakiś kraj był rajem narkotykowym, można by bez problemu przemycać do niego środki wczesnoporonne. Sposób byłby prosty, narkotyki syntetyczne wymieszane byłyby z nimi, a potem wystarczyłoby użyć do rozdziału kolumny chromatograficznej z odpowiednim złożem. Ciekawe, czy JKM przewidział to w swoich rozważaniach. Jego zdanie na temat aborcji zależy z kolei, z której strony mocniej powieje. Program UPR przewiduje całkowity zakaz, włącznie z przypadkami zagrożenia życia matki czy zajścia w ciążę w wyniku gwałtu, ale rzeczony jegomość wie swoje. Swojego czasu Korwin-Mikke występował w telewizji i miał wykłócać się z feministkami. Zgodził się natomiast z nimi na konsensus w postaci aborcji, gdy zgodzi się na nią ojciec dziecka... No i czy nie jest to swoisty paradoks?

Korwin-Mikke popiera również pomysł zawodowej armii. Dodam, że był on lansowany przez anarchistów i różnych innych lewaków, którzy chcieli, aby na całym globie był pokój. Nie mieli odwagi chwycić karabinu w ręce, woleli palić przysłowiową trawę i uprawiać seks ze wszystkim, co wykazuje elementarną pobudliwość. Do tego dostawali pieniądze ze Związku Radzieckiego. Abstrahując już od reputacji lewactwa, od którego ten pomysł został zmałpowany, to po prostu głupota. Przecież we wszystkich zdrowych państwach każdy obywatel państwa musiał swoje odsłużyć w armii. Tak było w Rzymie starożytnym, w Królestwie Pruskim; przykłady można mnożyć. Poza tym w pełni zawodowa armia nie jest w stanie obronić państwa na dobrą sprawę. Wymienione przykłady nie wyczerpują jednak wad tego pomysłu. Przecież mężczyzna winien być nim, tak samo kobieta powinna być kobieca. A tak to, co my będziemy mieć, dążenie w kierunku jeszcze większego zniewieścienia całości społeczeństwa, co nam obecnie już oferuje lewactwo.

Dla konserwatystów ważna jest niezależność i niepodległość państwa. JKM udaje, że te problemy dla niego istnieją, jak to zresztą dla anarchisty. Nigdy nie zastanawiał się, jak tu uniezależnić się od dostaw surowców z Rosji. A wszystko, co proponuje, może jedynie doprowadzić nas od uzależnienia od większych decydentów na arenie międzynarodowej, a w efekcie zwasalizowania naszego państwa, co w końcu może zająć się wchłonięciem przez kogoś większego. Ale cóż, skoro posunął się do twierdzenia, że lepiej, ażeby Polską inne państwo rządziło, to nic dziwnego. To po prostu wynika ze zbieraniny idei składającej się na jego poglądy. JKM nie ma żadnych aspiracji mocarstwowych, a takie winni mieć konserwatyści. Według nich, ich państwo ma się liczyć na arenie międzynarodowej jako poważny byt, a nie popychadło. W zasadzie jak wprowadzi się ład społeczny i sprywatyzuje wszystko, co państwu do przetrwania nie potrzebne, to można myśleć o takich rzeczach. Korwin-Mikke chce pójść dalej - ograniczyć państwo do aparatu represji. No i nic dziwnego, że dąży do tego, aby siedzieć pod butem, jak to zwykła czynić lewica. Widać to również w innym, rzekomo pragmatycznym podejściu do spraw polityki międzynarodowej w postaci bycia wasalem Matuszki Rassiji. W odpowiednim artykule w Najwyższym Czasie rzeczony publicysta napisał, iż lewica endemicznie nienawidzi Rosji. Zaliczył przy okazji faux paus, ponieważ środowiska postępowe już od epoki Oświecenia zachwycały się tym państwem, a to carycą Katarzyną (vide wioski potiomkinowskie), a to wujkiem Joe. Widać przy tej okazji, że Janusz Korwin-Mikke w wielu sprawach jest najzwyklejszym ignorantem.

Nie ma co ukrywać, że poglądy JKM-a są wewnętrznie sprzeczne i wykluczające się. Stanowią swoistą chimerę ultrakonserwatyzmu i anarchistycznego libertarianizmu; o dziwo, to jakoś funkcjonuje i zdobywa zwolenników. Z jednej strony jest to żerowanie na naiwności młodych ludzi, którzy nie mają wielkiego pojęcia o poszczególnych doktrynach polityczno-prawnych, no i tym, z czym każda jedna jest związana. A z drugiej naiwność samego głosiciela takich poglądów, że nie zdołał usiąść i tego wszystkiego zdroworozsądkowo przemyśleć, poanalizować postulat po postulacie, no i ewentualnie powiedzieć wszem i wobec: mea culpa. Co więcej, Korwin-Mikke uchodzi za skrajną prawicę, którą nie jest i za taką siebie przedstawia. Zrobił też bardzo wiele, aby rozbijać środowiska prawicowe, szczując je przeciwko sobie. Należy sobie zatem postawić jeszcze inne pytanie: czy ten człowiek nie jest czasem agentem wpływu?

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jak zwykle, dobry tekst.

JKM: albo agent, albo kretyn.

Kirker pisze...

Mustrumie,

JKM ponoć jest niezbyt rozgarnięty. Słyszałem, że przeczytał co nieco Miltona Friedmana oraz Friedricha von Hayeka i to jeszcze po łebkach, no i zaraz zaczął się uważać za wielkiego wolnorynkowego ideologa. Dyplom z filozofii uzyskał w trybie eksternistycznym. To mówi jedno.

Z drugiej strony ten człowiek zrobił wiele przy rozbijaniu prawicy i konfliktowaniu poszczególnych frakcji. Być może jest agentem - przecież wykazał dziwny tropizm w stosunku do ojczyzny wszystkich partyjniaków, tj. Moskwy. Wspomniałem o tym w swoim tekście, jak posunął się wręcz do błędu merytorycznego. Nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać, bo człowiek mający wyższe wykształcenie w zakresie nauk społecznych to powinien takie rzeczy wiedzieć!

Panu Januszowi proponuję schować się głęboko pod ziemię i zniknąć na jakiś dłuższy czas. Ośmiesza prawicę, konserwatyzm - przez to niektórzy myślą, że to powrót do średniowiecza vide ożenek młodych dziewcząt, o którym już kilka razy wspominałem, tak naprawdę nie rozumie myśli konserwatywnej. Miota się między libertarianizmem a konserwatyzmem. Nie bierze również pod uwagę, że znajduje się w Europie. A tacy ludzie jak Ron Paul czy Thomas J. Woods, Jr. to funkcjonują w USA, kraju, który został zbudowany w oparciu o inne zasady niż państwa europejskie.

Dziwne, że część ludzi inteligentnych, potrafiących krytycznie analizować rzeczywistość, daje się wodzić za nos komuś takiemu. Młodzieży to wiadomo, że większości w końcu przechodzi...

pozdrawiam

Godzilla de Zoo pisze...

I znowu przekręcanie faktów niczym najgorszy lewak. Co ma wspólnego prostytucja z adopcją dzieci przez homoseksualistów? Chodzi o to, że: DOROSŁA kobieta ma prawo sypiać z kim chce i na jakich warunkach chce. Rozumiem, że autor nie miałby nic przeciwko gdyby jakiś urzędnik stwierdził, iż nie ma on prawa sypiać ze swoją dziewczyną/żoną bo go to gorszy. W momencie gdy stwierdzamy, iż państwo ma prawo mówić DOROSŁEMU człowiekowi z kim może i nie może sypiać zgadzamy się aby NAM też dyktowało te warunki. Nie wiem skąd u autora wiara w istnienie jakieś mitycznej SAMOOGRANICZAJĄCEJ się biurokracji. Może na początku prawo dotyczy tylko prostytucji, ale z czasem jakiś urzędas powie "hej poregulujmy też życie seksualne normalnym ludziom" !
Natomiast legalizacja prostytucji nie ma nic wspólnego z dziećmi gdyż są one NIELETNIE. Co więcej, legalizacja dałaby możliwość RZECZYWISTEJ kontroli nad tym czy dzieci nie są przymuszane do nierządu. Im dłużej prostytucja pozostaje w szarej strefie, tym więcej dzieci będzie padać ofiarą alfonsów.

Godzilla de Zoo pisze...

A co do Korwina się zgadzam- facet powinien ograniczyć się do krótkich felietonów.

Pozdrawiam

Kirker pisze...

Andrzej:

Zakładasz, że mamy pełną wolność tego, co się robi w łóżku, to w takim razie:
- dlaczego nie można prostytuować zwierząt, że przyjdzie jakiś zboczeniec i zapłaci za seks z psem, to mu pozwolę,
- dlaczego nie można własnej żony czy córki prostytuować, w końcu nikt by wtedy nie regulował, nikt nie zagląda do sypialni, mam takie prawo,
- dlaczego żona nie może męża pantoflarza prostytuować i z tego czerpać zysku; takie sytuacje, że kobieta jest dominantem w związku też się zdarzają,
- dlaczego nie można wydać za mąż swoich dzieci w dowolnym wieku, nawet jeśli nie mają 15 lat,
- dlaczego nie zalegalizować pedofilii,
- dlaczego mamy nie zgadzać się na poliamorystyczne ożenki, że na przykład dwóch mężczyzn, jedna kobieta, dwie kobiety jeden mężczyzna, albo w ogóle kilka kobiet i kilku mężczyzn,
- dlaczego mamy nie zgadzać się na małżeństwa międzygatunkowe, jak swojego czasu proponował Peter Singer.
No widzi Pan, a to wszystko wynika z wolności do robienia co się chce, z kim/czym się chce w łóżku. Zasada jest prosta, zwykła implikacja.

No i może powiedzieć Pan teraz w tym momencie, no dobra, ale kiedyś były takie okresy, że tak było. Ale jakby chciał Pan wiedzieć, jeszcze trzysta lat temu seks pozamałżeński był karany. A co do prostytucji, może na przełomie XIX i XX w. nie uchodziło to za nic specjalnie zdrożnego, ale to były inne czasy. Pan rozumuje tutaj zupełnie jak JKM, nie biorąc pod uwagę zupełnie kontekstu historycznego. Słyszał Pan o czymś takim jak rewolucja seksualna? Jeżeli nie, to na polskiej Wikipedii jest bardzo obszerny artykuł na ten temat. Proszę sobie go przeczytać i przemyśleć.

Poza tym jakoś każda cywilizacja broniła się przed promiskuityzmem. W 1895 roku fiński antropolog Westermarck stwierdził na podstawie analizy porównawczej występowanie tego typu efektu. Później szkoła antropologii kulturowej stworzona przez Franza Boasa i jego uczennice - Margaret Mead i Ruth Benedict odcięły się od tego i zakopały to pod ziemią. Zostało to odkopane dopiero w latach osiemdziesiątych w związku z popularyzacją socjobiologii i rozwojem antropologii biologicznej.

Pewnie dlatego broni Pan prostytucji, ponieważ żyje Pan lewackimi mitami, które sięgają z jednej strony Mead, a z drugiej strony Kinseya. To te persony zaznaczyły się w walce z konserwatywnym społeczeństwem o całkowitą wolność seksualną, no i wpłynęły na opinię publiczną w wielu krajach Zachodu, dotyczącą tego procederu. A niestety, w każdej społeczności funkcjonowały pewne tabu. Do tego doszedł jeszcze Adorno, który wymyślił nawet, że konserwatyzm jest chorobą (tzw. syndrom RWA).

A jakim postulatem jest wolność seksualna? Właśnie lewicowym, anarchistycznym. Pewnym ludziom po prostu zależy, żeby ludzie nie myśleli o niczym więcej tylko o żarciu i kopulacji, a jak już tego nie nadają, to powinni zostać potraktowani odpowiednią dawką barbituranów.

Poza tym legalizacja prostytucji jest szkodliwa sama w sobie. Zwolennicy często twierdzą, że zmniejszy się w ten sposób przestępczość, a tak nie jest. Np. w Holandii słupki rosną, i to nie tylko seksualnej, ale ogólnie. Ale to takie lewicowe myślenie, że jeżeli coś zalegalizujemy, to będzie święty spokój, ludzie będą po to rzadziej sięgać. Nie, tak nie jest. Tego typu decyzja okazała się szkodliwa, i na przykład chadecki rząd Jana Balkenende w Holandii podniósł wiek, w którym można zostać prostytutką z 18 na 21 lat.

Poza tym sama prostytucja związana jest z wieloma gałęziami czarnego rynku, jak na przykład podziemiem aborcyjnym. Przecież "dziwka" jak zajdzie w ciążę, to szuka tylko sposobu, żeby się wyskrobać. Poza tym mamy jeszcze handel ludźmi i inne tego typu. A nikt nie będzie na to wtedy patrzył.

A wie Pan czym się kończy wprowadzenie seksualnej wolności? Właśnie takim rozkładem społeczeństwa jak w zachodniej Europie. Tego Pan chce. Jeżeli jest Pan konserwatystą to proszę przemyśleć dobrze swoje postulaty i zastanowić się dlaczego skoro popiera pan sutenerstwo, jest Pan przeciwnikiem aborcji. Oczywiście, jeżeli jest Pan konserwatystą, a nie na przykład neoobiektywistą randiańskim czy czymś takim.

pozdrawiam

Kirker pisze...

Andrzej:

przepraszam, że odpowiedź rozbijam na dwoje.

JKM... jak dla mnie to powinien wiele obszarów działalności ograniczyć. Poza tym jest utracjusz, przecież "NCz" jest teraz własnością komuś innemu. Jest tak nieudolny, że wręcz powinien zrezygnować z postulatów wolnorynkowych i przerzucić się na wspieranie utopijnego socjalizmu.

pozdrawiam

Godzilla de Zoo pisze...

Jestem jak najdalszy od popierania prostytuowania zwierząt czy własnych dzieci. Ale w tych przykładach są dwa problemy:
1) Dzieci są NIELETNIE. Więc seks z nimi jest zabroniony i tyle. Tutaj nikt nie chce (oprócz lewaków) tego zmieniać. Seks z nieletnimi to coś obrzydliwego i czuję się trochę obrażony, że jestem porównywany do zboczonego szarlatana jakim był Kinsey. To samo dotyczy zwierząt- do zoofilii są one zmuszane. W myśli libertariańskiej (i mojej), przymuszanie przez człowieka innej osoby (dzieci) lub istoty do czegoś niezgodnego z ich naturą to jedna z największych zbrodni.
2) Ja rozumiem prostytucje w ten sposób: DOROSŁA osoba (kobieta lub mężczyzna) z WŁASNEJ WOLI postanawia się sprzedawać. Czy to potępiam? Jak najbardziej. Ale mimo wszystko jest to WYBÓR tej osoby. Natomiast PRZYMUSZANIE kogokolwiek do prostytucji to zbrodnia, za którą karałbym BARDZO ostro.
Natomiast zadajmy sobie pytanie: czy łatwiej będzie znaleźć dzieci wykorzystywane gdy domy publiczne będą poddawane inspekcją, a prostytutki (DOROSŁE, pracujące legalnie) będą mogły spokojnie iść na policję i donieść o nieletniej koleżance czy też gdy mamy obecną sytuację- cała prostytucja w szarej strefie?

Pozdrawiam, miło podyskutować. Przepraszam za błedy ortograficzne ale się śpieszyłem :)

Kirker pisze...

Andrzeju:

1) Dzieci są NIELETNIE. Więc seks z nimi jest zabroniony i tyle. Tutaj nikt nie chce (oprócz lewaków) tego zmieniać. Seks z nieletnimi to coś obrzydliwego i czuję się trochę obrażony, że jestem porównywany do zboczonego szarlatana jakim był Kinsey. To samo dotyczy zwierząt- do zoofilii są one zmuszane. W myśli libertariańskiej (i mojej), przymuszanie przez człowieka innej osoby (dzieci) lub istoty do czegoś niezgodnego z ich naturą to jedna z największych zbrodni.

Wcześniej pisał Pan o wolności seksualnej, do której zalicza się między innymi prostytucja. Ja tylko zrobiłem prosty myk w postaci reductio ad absurdum, no i na zasadzie najzwyklejszej pod słońcem implikacji wyliczyłem następstwa tego podejścia. Jeżeli nie mielibyśmy w ogóle przejmować się tego typu sprawami, to można by na przykład zdekryminalizować gwałt. Skoro nie wnikamy, co zaszło między dwoma osobami, to po co się takimi rzeczami przejmować. A dalej to idzie już lawinowo, no i mamy wszystkie następstwa takiego podejścia. Chcę tylko zwrócić uwagę, że we wszystkich kulturach istniały pewne tabu związane z seksem, czy to mamy chrześcijańską, islamską, buddyjską czy jakąkolwiek inną. Jakoś nigdzie wolna miłość nie była preferowana.

Trochę się Pan zapętlił, traktując zwierzę jako byt osobowy. Z jednej strony można przywalić tutaj kartezjańskim argumentem animal non agit, agitur, a z drugiej strony wskazywać na inne podejście, a mianowicie empatocentryczne. Jest taki australijski filozof, co się nazywa Peter Singer. Stosuje on inną definicję osoby niż ta dotychczas przyjęta, a mianowicie bierze pod uwagę zdolność odczuwania bólu i samoświadomość. Wobec tego według Singera osobą może być na przykład szympans, orangutan, goryl, nawet świnia czy delfin, a nie jest na przykład płód, osoba znajdująca się w stanie przewlekłej śpiączki itd. A wylecieć poza obręb bytów osobowych według Singera nie jest tak trudno.

Poza tym odnośnie seksu ze zwierzętami, mamy jeszcze ograniczenia poznawcze, które nie pozwalają nam stwierdzić de facto, czy zwierzę czegoś takiego chce, czy nie. Skąd my to niby mamy wiedzieć, co się rozgrywa wewnątrz jaźni psa, kota lub innego zwierzęcia.

Odwołuje się Pan do myśli libertariańskiej. Zapewne pojawi się tutaj taki argument o samoposiadaniu człowieka. To w takim razie skoro prostytucję można usprawiedliwić samoposiadaniem i dysponowaniem swoim organizmem według własnej woli, to dlaczego w ten sposób nie usprawiedliwić aborcji przez 9 miesięcy ciąży. Odwołam się tutaj do słynnego argumentu jednego z ojców anarchokapitalizmu Murraya N. Rothbarda, że żaden człowiek nie ma prawa występować bezkarnie wewnątrz drugiego człowieka. Uzasadnić można w ten sposób również eutanazję, bo przecież człowiek ma prawo dysponować sobą według własnej woli. Do tego prowadzi argument o self-ownership. Co więcej, można stwierdzić, że ludzie, którzy nie mogą się sami posiadać, są moją własnością, a zatem mam ich prawo gwałcić, mordować, torturować, sterylizować, kastrować itd. To są wszystkie konsekwencje argumentu o samoposiadaniu. Wychodzi na to, że jest to taki nietscheanizm w przebraniu. Można zatem wydedukować, że nie ma żadnych przeszkód w prostytuowaniu dziecka czy nawet osoby starszej (są tacy zboczeńcy, co mają pociąg do osobników w wieku podeszłym, to tak zwani gerontofile), ponieważ skoro nie może się ona sama posiadać, to można z nią zrobić, co się żywnie podoba. Ponieważ nazwał Pan niedoszłego zoologa zwącego się Alfred Kinsey "szarlatanem", to możliwe, że jest Pan przeciwnikiem zarówno aborcji jak i eutanazji oraz innych tego typu praktyk. Pytanie tylko, czy taka postawa nie jest wewnętrznie sprzeczna. Mamy tutaj bowiem dwa sprzeczne systemy aksjologiczne - jeden wywodzący się z chrześcijaństwa oparty o ius naturalis, ten oparty jeszcze o ius aeterna divina (doktryna Akwinaty się kłania), a drugi to jest pooświeceniowy, który nakazuje nam kierować się względami rozumowymi, utylitaryzmem i tak dalej.

Rozważa Pan ciekawy przypadek, a mianowicie, czy pozwalać jednostce robić to, co zgodne z jej naturą. A teraz zróbmy sobie taki eksperyment myślowy: to w takim razie, jeżeli udowodnilibyśmy wyższy poziom testosteronu u seryjnych morderców, pewne zmiany w budowie pewnych genów u nich, a wyższy poziom testosteronu i różnice w genomie uznalibyśmy za związane z biologiczną naturą tych ludzi, to dlaczego nie pozwolić im zabijać, skoro tacy się oni urodzili?

2) Ja rozumiem prostytucje w ten sposób: DOROSŁA osoba (kobieta lub mężczyzna) z WŁASNEJ WOLI postanawia się sprzedawać. Czy to potępiam? Jak najbardziej. Ale mimo wszystko jest to WYBÓR tej osoby. Natomiast PRZYMUSZANIE kogokolwiek do prostytucji to zbrodnia, za którą karałbym BARDZO ostro.

A teraz proszę wykonać sobie taki eksperyment myślowy. Jest "powalona" rodzinka, no i ona wychowuje córkę, która już dorasta, zaczynają się jej faceci podobać itd. No i ta rodzina wpada na pomysł, żeby znaleźć dodatkowe źródło zysku, więc tak kieruje córką, aby spanie za pieniądze z innymi ludźmi traktowała jako normalne. No i w ten sposób zaczynają ją prostytuować i robić interes na czymś takim. No i czy mamy tutaj przymuszanie czy własną wolę. Granica rozmywa się zatem. No i co zrobić w takim przypadku?

Poza tym musimy brać jeszcze pod uwagę szkodliwością społeczną danego prawa. Z tego, co mi wiadomo, pewnym kręgom zależy na wolnym seksie, ponieważ łatwiej będą roznosiły się choroby weneryczne w tym AIDS i szybciej postępować będzie depopulacja. Przecież na dobrą sprawę wiele kręgów spod znaku głębokiego ekologizmu popiera aborcję, antykoncepcję, eutanazję, a do tego dodaje jeszcze wolność seksualną, właśnie w tym celu, żeby zmniejszyć ilość ludzi na kuli ziemskiej z rzekomej troski o środowisko naturalne.

Poza tym, jak już zaznaczałem w komentarzu wyżej, legalizacja nie rozwiązuje wszystkich problemów. Zazwyczaj zwolennicy takich rozwiązań argumentują to, że mniej pewne rzeczy będą robione. Na przykład aborcjoniści ciągle krzyczą, jak wielka w Polsce jest skala podziemia aborcyjnego, no i mówią, że jak zalegalizuje się "skrobankę" to, że będzie tego wszystkiego mniej. A wcale tak nie jest. Na przykład w Niemczech wykonuje się 280 tysięcy rocznie. No i argument legalistów - tak możemy ich nazwać - zwyczajnie się sypie. Tak samo jest w innych przypadkach, jak narkotyki czy pornografia. Mamy na przykład dodatnią korelację między dostępnością "pornosów" a ilością przestępstw na tle seksualnym. A jak to ma się w przypadku prostytucji? W ogóle przestępczość kryminalna i to wszelaka rośnie. W wielu krajach to stwierdzają i nawet takich mocno lewackich zaczynają z tym problemem walczyć. Można mowić, że "zakazy zakazy", ale jak się pewne rzeczy robi, to można nawarzyć sobie takiego piwa, że ciężko je potem wypić.

Natomiast zadajmy sobie pytanie: czy łatwiej będzie znaleźć dzieci wykorzystywane gdy domy publiczne będą poddawane inspekcją, a prostytutki (DOROSŁE, pracujące legalnie) będą mogły spokojnie iść na policję i donieść o nieletniej koleżance czy też gdy mamy obecną sytuację- cała prostytucja w szarej strefie?

Co rozumie Pan pod pojęciem inspekcji? Czy ma tam ich nawiedzać PIP-a czy inna tego typu instytucja, czy może jakaś inspekcja lekarska?

Z drugiej strony zwracać trzeba uwagę na pewne domino. Na razie zgadzamy się na prostytucję ludzi dorosłych, potem przyjdzie czas na jeszcze inne rzeczy, których może nawet sobie nie potrafimy wyobrazić, a wynikające właśnie z aksjomatu "wolności, do robienia co się żywnie podoba w łóżku/sypialni". Wyjaśniłem już to, tak więc nie będę wracać do tych argumentów. A całego mechanizmu lepiej nie uruchamiać, ponieważ nie wiadomo, gdzie on się może na dobrą sprawę potem zatrzymać.

pozdrawiam

Jaku pisze...

Stosunek Mikkego do państwa i wszelkich jednostek organizacyjnych na których opiera się przecież struktura społeczeństwa to anarchizm (jak piszesz anarchoindywidualizm) ale na chłopski rozum można to nazwać po prostu totalnym egoizmem. Nie złożę się z sąsiadami na wspólną inicjatywę, bo po co. Nie pójdę do głosowania, bo czemu mam wybierać ciemiężące mnie zinstytucjonalizowane aparaty represji.

Takie podejście do społeczeństwa, a ściślej relacji państwo-obywatel-obywatele, prowadzi do totalnej atomizacji życia społecznego. To totalny paraliż i wytrącenie inicjatywy ludziom, mającym potencjał osiągnąć wiele, współpracując.

To kontynuacja dzieła Lenina, który pierwszy wprowadzał rozwody i pozwalał prawnie na rozpasanie seksualne. To echo przemian 68' roku. To kontynuacja aktywnej działalności rosyjskiej agentury w kręgu Cywilizacji Zachodu.

Tylko czy jest to kontynuacja świadoma?

P.S.: Należy zwrócić uwagę - czyj projekt ustawy lustracyjnej wypłynął jako pierwszy w historii III RP (wyglądałoby na to, że przypadkowo) i tak skutecznie obrzydził lustrację Polakom, że boją się jej do dziś. Również przypadek?

Kirker pisze...

Jaku.

Stosunek Mikkego do państwa i wszelkich jednostek organizacyjnych na których opiera się przecież struktura społeczeństwa to anarchizm (jak piszesz anarchoindywidualizm) ale na chłopski rozum można to nazwać po prostu totalnym egoizmem. Nie złożę się z sąsiadami na wspólną inicjatywę, bo po co. Nie pójdę do głosowania, bo czemu mam wybierać ciemiężące mnie zinstytucjonalizowane aparaty represji.

Stosunek JKM-a do państwa jest następujący: "to ultymatywne zło, które ma mi tylko uprzykrzać życie". Tak to wygląda. Owszem, wiele jest przepisów debilnych, które trzeba powyrzucać, bo one utrudniają życie. Mogę tutaj mówić np. o ograniczeniach prędkości, radarach, wyśrubowanych normach sanitarnych - to zresztą omawiałem w wielu wcześniejszych swoich tekstach. To faktycznie są rzeczy, które trzeba zmienić po prostu. Tak samo chore są przepisy dotyczące przetrzymywania różnych groźnych zwierząt. Dziwię się, że tego nie weźmie Korwin-Mikke na widelec i nie opisze tych spraw w jednym ze swoich felietonów w "NCz!" czy to na blogu. A tak to wyciąga problemy całkowicie dla nas abstrakcyjne, jak rola czarnej rasy w społeczeństwie. Ale to inna bajka. JKM dokonuje swoistej redukcji do absurdu. Opowiada się za tak zwanym gospodarczym minarchizmem. A ten mocno ortodoksyjny zakłada, że ma być jeden podatek pogłówny, że państwo ma nie emitować pieniędzy, że ma dróg nie budować, tylko najlepiej zredukować się do armii, policji, może jeszcze sądów, a cała reszta to niech będzie katalaksja. Nie jest zatem jeszcze takim typowym anarchistą (w tym wypadku anarchokapitalistą), zostałby przez Rothbarda zaliczony jeszcze do "państwowców".

Chociaż zachowuje się jak anarchista. Stwierdził na przykład, że lepiej byłoby, jakby Polską rządziło jakieś inne państwo, bo tutejsi zarządcy są do banii, nie nadają się, zatem całe państwo nie zasługuje na niepodległość. Ktoś przytoczył taką jego wypowiedź; kiedyś na Salonie24 Paliwoda napisał tekst, w którym pastwił się nad Szalonym Januszem i UPR, to w jednym z komentarzów to właśnie się pojawiło.

Postawa JKM-a to nie jest tyle egoizm, co swoisty nietscheanizm nie wiem, skąd wywiedziony, zapewne z pism Ayn Rand (właściwie Alissy Zinowjewny Rosenbaum). Doktryna przez nią stworzona to obiektywizm. Z nim wiąże się kult egoizmu i interesów pojedynczej jednostki. Reszta się nie liczy, ważne, żeby pojedyncza jednostka miała dobrze. Charakterystyczny dla klasycznego obiektywizmu jest również wstręt do wszelkich form grupowego działania. Rand psioczyła również na Kościół katolicki, porównując jego działalność z komunizmem (pewnie zresztą za Nietschem, który stwierdził, że socjalizm to chrześcijaństwo z zamaskowanym Bogiem). No i na tej samej zasadzie zachowuje się JKM.

Następny dowód na anarchiczność/minarchiczność tejże persony, to praktyczne nieliczenie się z rzeczywistym interesem państwa polskiego. Widać, że chętnie uzależniłby nas od Rosji czy jakiegoś innego większego decydenta. W zasadzie to, co proponuje JKM, to zniszczyłaby jedna większa interwencja wroga z zewnątrz. Uczynieni zostalibyśmy wasalem kogoś większego w tym przypadku, o ile w końcu nie połknięci przez państwa ościenne.

A anarchoindywidualizm to jest trochę inna postawa. Powstał w XIX w. jako mutualizm, który zakładał kolektywną własność, był pochodną utopijnego socjalizmu. Potem dopiero zaczął się liberalizować, pod wpływem doktryny Milla. Z tego w końcu powstał libertarianizm, poprzez odejście od laborystycznej teorii wartości. Nikt nie może zatem powiedzieć, że libertarianizm nie ma korzeni lewicowych(!). To jedna rzecz. Dlatego mówię, że JKM sam w sobie jest hybrydą - z jednej strony autorytarnego konserwatyzmu, a z drugiej lewicowego libertarianizmu.

Takie podejście do społeczeństwa, a ściślej relacji państwo-obywatel-obywatele, prowadzi do totalnej atomizacji życia społecznego. To totalny paraliż i wytrącenie inicjatywy ludziom, mającym potencjał osiągnąć wiele, współpracując.

JKM wprawdzie nikomu nie zabrania robić z jego pieniędzmi, co mu się żywnie podoba, ale sam jest klinem, który utrudnia bardzo wiele rzeczy. Wiele zrobił, żeby rozbić prawicę na drobne, skłócone ze sobą frakcje. No i po co to wszystko było?

Dodam, że jestem za sprywatyzowaniem wszystkiego, co państwu nie potrzebne do przetrwania. JKM chce pójść krok dalej, a przez to zwasalizować kraj i zdegradować go do rangi czyjegoś podnóżka, który musi mieć na wszystko pozwolenie np. od ambasady rosyjskiej, jak to w PRL-u bywało.

To kontynuacja dzieła Lenina, który pierwszy wprowadzał rozwody i pozwalał prawnie na rozpasanie seksualne. To echo przemian 68' roku. To kontynuacja aktywnej działalności rosyjskiej agentury w kręgu Cywilizacji Zachodu.

Nawet z ZSRR było gorzej. Tam do 1927 roku wolno było praktycznie wszystko. Przecież tam nawet się homoseksualiści żenili, narkotyki i pornografię można było dostać bez większych problemów, a aborcja była nawet przez tamtejsze władze zalecana. Potem wszystkiego pozakazywano, bo wiedziano już, że to już do niczego dobrego nie prowadzi. Z liberalizmu obyczajowo-światopoglądowego zostały tylko aborcja i rozwody. Kiedyś napisałem o tym nawet tekst w kontekście wtórności obecnego lewactwa:

http://kirker-zoologicznieprawicowy.blogspot.com/2008/08/odgrzewane-kawaki-i-wtrno-lewicy.html

Polecam.

Natomiast czy ZSRR dołożył się do rewolucji seksualnej? Moim zdaniem KGB było tak potężną służbą, że wszelkie lewackie rozruchy mogło spokojnie sfinansować i nimi dyrygować.

Trzeba jeszcze przy okazji rewolucji seksualnej pamiętać o żydowskiej szkole frankfurckiej i złowieszczym nazwisku Adorno-Wiesengrunda, który stworzył podstawy tego całego interesu. Sam Adorno chciał walczyć z etnocentryzmem i konserwatyzmem; wymyślił nawet syndrom chorobowy o nazwie RWA (right-wing authoritarian).

Tylko czy jest to kontynuacja świadoma?

Tego nie wiem, JKM wydaje się być agentem, nie jest aż takim durniem, mimo że to ekscentryk.

P.S.: Należy zwrócić uwagę - czyj projekt ustawy lustracyjnej wypłynął jako pierwszy w historii III RP (wyglądałoby na to, że przypadkowo) i tak skutecznie obrzydził lustrację Polakom, że boją się jej do dziś. Również przypadek?

JKM był w SD za komuny przez 20 lat, zatem gdyby chcieć przeprowadzić totalną dekomunizację, mógłby pisać co najwyżej felietony, a musiałby wycofać się z życia politycznego. Taka prawda. Osobnik tego pokroju nie mógł popierać tak daleko idących antykomunistycznych postulatów. Był to zatem podstawiony człowiek. Komuś zależało, żeby nie było w Polsce dekomunizacji, więc zrobił taki numer. No i co się stało? Rząd Olszewskiego został zdjęty, a premierem został Pawlak, no i wszystko wróciło do normy.

Superstruktura do tej pory może spać spokojnie.

pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Chciałem na początku nadmienić, że rzadko można przeczytać tak burzliwą i rzeczową dyskusję.

Chciałem zaznaczyć swoje zdanie:

zostawmy cesarzowi co cesarskie, a ludziom co ludzkie.
To czy ktoś się prostytuuje (czy np. zmusza dziecko do prostytucji) powinno być odpowiednio ocenione przez zdrowe społeczeństwo. Nie można zabronić ludziom wolności, ale można wrócić do społecznych mechanizmów samokontroli.
Rodzice musi mieć pełne zwierzchnictwo nad dziećmi (łącznie z edukacją), bo rodzina to podstawowa jednostka, która buduje społeczeństwo. Jak w rodzinie będą problemy, to w całym społeczeństwo będą się one pojawiać.

Przecież nie ma w żadnym kodeksie punktu o tym, że nie wolno np. pluć komuś pod nogi, a jednak prawie nikt tego nie robi, poza degeneratami społecznymi, którzy albo są w zamkniętych zakładach, albo są odrzuceni, bo nikt z nimi nie rozmawia.
Wróćmy do mechanizmów klasycznych, a nie faszyzmu, gorszego niż za Hitlera.

Michał Gackowski pisze...

Lekkie pomiesznaie pojęceć, Korwin niewymyślił nieczego nowego to ra, dwa ta myśl wypływa z rzymskiej zasady chcącemu nie dzieje się krzywda.

Anonimowy pisze...

Postulat sprzeciwu wobec równości jest logiczny. Do wyrównywania różnych grup w społeczeństwie jest potrzebne dokonywanie redystrybucji podatkowej, które jest sprzeczne nie tylko z konserwatyzmem popierającym własność prywatną, ale i z klasycznym liberalizmem i libertarianizmem uznającymi wolność i własność za wartości nadrzędne. Z kolei zagadnienia ustrojowe jak np: sprzeciw wobec demokracji są kwestią niezależną od tego czy się jest konserwatystą czy liberałem lub minarchistą. Prawo głosu nie wynika wprost z wolności, bo daje to możliwość decydowania o wszystkich członkach społeczeństwa. Korwin uważa, że aby chronić wolność nie należy dawać prawa głosu wszystkim. Osoby proste i niewykształcone mogą być w znacznie większej mierze podatne na manipulacje ze strony władzy. W rezultacie władza tak dostosowuje prawo, aby nie chroniło wolności obywateli, lecz ich własnych interesów. Teraz zajmijmy się kwestią prostytucji. Nie dochodzi tu do naruszania czyjejkolwiek wolności, więc nie ma powodu by miała być zakazana. W przypadku dzieci mamy do czynienia z inną kwestią. Są one niedojrzałe emocjonalnie, więc nie są wstanie podjąć świadomej i przemyślanej decyzji o tym. Natomiast, aby prawidłowo się rozwijały powinny być wychowywana w jak najnormalniejszych rodzinach i stąd sprzeciw Mikkego wobec ustanawiania prawnej instytucji małżeństw homo.
Instytucji nie tworzy się ze względu na wolność, lecz ze względu na cel społeczny podobnie jak w przypadku prawa głosu. Nasuwa mi się również pewien fakt, jeśli chodzi o narkotyki. Mówisz, że do największego ćpania doszło w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. To prawda, ale zauważ że stało się to już po(sic!)ich depenalizacji. Ja mam osobiście taką teorię, że mafie wchodzą z władzą w porozumienie(w przypadku, np: morderstw nie, bo w interesie wszystkich jest aby było jak najmniej morderców). Duże kartele płacą im łapówki za co policja i prokuratura legalnie(sic!)likwidują im drobną konkurencję. Wtedy mafie się porozumiewają, powstaje swoisty oligopol i mają sposobność dodawania do narkotyków większej ilości substancji uzależniających. Podobnie się dzieje jak w przypadku koncesji na działalność gospodarczą, gdzie istnieje podobne łapownictwo i niszczenie drobnych przedsiębiorców.