wtorek, 17 czerwca 2008

Lewicowe pseudonauki (3): Normalność homoseksualizmu

O homoseksualizmie

Chyba nie trzeba chyba tłumaczyć, co to jest. W 1991 roku został skreślony z listy chorób psychicznych. Od tamtej pory mówi się również o takim fenomenie, jakim są orientacje seksualne. Wcześniej nikomu nie przyszłoby do głowy, iż coś takiego może w ogóle istnieć. Mainstream uważa, że homoseksualizm jest czymś normalnym w porównywalnym stopniu jak heteroseksualizm. Co więcej, ostatnio mnożą się hipotezy odnośnie wrodzonego charakteru orientacji seksualnej. Niektórzy porównują wykreślenie homoseksualizmu z listy chorób przez WHO do poczynienia tego samego ze zbyt częstą masturbacją (tak, jakby robienie czegoś w nadmiarze nie było szkodliwe). Akceptacja homoseksualizmu jako rzeczy normalnej przez ludzi o heteroseksualnej orientacji (że pozwolę sobie użyć tego określenia) jest uważana za przejaw postępu. Z czego to może wynikać?

Etyczny relatywizm

Rzecz jasna, lewica, która wszędzie wpycha swoje brudne ręce, doprowadziła do tego, że homoseksualizm został skreślony z listy chorób. Nie trzeba też tutaj tłumaczyć, że doszło do tego na drodze demokratycznego głosowania; tak więc wszystko wydaje się jasne. Postrzeganie homoseksualizmu jako normalnego wiąże się z postawą bardzo często przyjmowaną przez współczesną lewicę laicką. Chodzi tutaj o etyczny relatywizm. Jak można go najprościej wytłumaczyć? Wykonajmy sobie przy tym taki prosty eksperyment myślowy.

Mamy trzecią zasadę termodynamiki tzw. postulat Nernsta. Mówi ona, że w momencie kiedy osiągnięta zostanie temperatura zera absolutnego, wszelki ruch cząstek ustaje, a energia wewnętrzna układu wynosi zero. No i teraz wyjdźmy na ulicę bądź dzwońmy do ludzi na telefon. Pytajmy się o treść tego właśnie postulatu Nernsta. Uzyskamy znaczny rozrzut odpowiedzi. Oczywiście jakaś część ludzi odpowie prawidłowo, a reszta będzie gadać różne bzdury, jeszcze ileś tam osób powie, iż nigdy o czymś takim w życiu nie słyszało. Brać jeszcze trzeba pod uwagę takie odpowiedzi typu k... mać. Relatywista uzna wszystkie odpowiedzi za tak samo prawdziwe, nie ważne, czy ktoś powiedział prawdziwą treść trzeciej zasady termodynamiki, czy zaklął, czy udał Greka et cetera. Absolutysta natomiast oddzieli błędne odpowiedzi i nie na temat od prawdziwych.

Tak samo jest zresztą na gruncie etyki. Identycznie jak w przypadku postulatu Nernsta, relatywiści traktują wszystkie dziwactwa na równi z normalnością. Z tego powodu homoseksualizm, a w niedalekiej przyszłości pedofilia, będą przez nich traktowane jako coś najnormalniejszego w świecie. Wystarczy rzucić okiem do chociażby Traktatu ateologicznego Onfraya, a tam znajdzie się ustęp o tym, że seks z nieletnimi jest normalny i że nie można karać człowieka za takie skłonności, skoro to u niego naturalne. Poza tym powyższy przykład pokazuje absurdalność etycznego relatywizmu. Tak więc same już podstawy traktowania homoseksualizmu jako rzeczy normalnej w takim samym stopniu, jak heteroseksualizm, wydają się być pozbawione sensu.

Argument wrodzoności homoseksualizmu

Ostatnimi czasy, w związku z postępami genetyki molekularnej, neurobiologii, psychiatrii, uważa się, że homoseksualizm może mieć podłoże genetyczne. Wbrew pozorom jest to pewien argument w dyskusji. Dlaczego? Genetycznie na przykład determinowane jest to, że mamy pięć palców u rąk i nóg; to wszystko zależy od ekspresji odpowiednich genów HOX. Płeć jest determinowana chromosomalnie, w zależności od tego czy osobnik posiada dwa chromosomy X czy jeden X i jeden Y. Dla pewnych środowisk wieść o możliwości genetycznej determinacji homoseksualizmu jest przesłanką, aby ich skłonności potraktować jako coś całkowicie naturalnego i niezmiennego (chyba, że za pomocą inżynierii genetycznej linii płciowej). Tak więc należy się zastanowić, czy homoseksualizm może być wrodzony?

Gdy robiono pośmiertne badania anatomiczne na mózgach heteroseksualistów i homoseksualistów nie stwierdzono praktycznie żadnych różnic. To już pozwala podejrzewać, że homoseksualizm nie jest determinowany genetycznie z pewnym prawdopodobieństwem.

Poza tym nie robiono żadnych badań na myszach czy innych zwierzętach laboratoryjnych pozwalających stwierdzić, czy homoseksualizm jest wrodzony czy determinowany środowiskowo. Najlepsze byłyby w tym wypadku badania na myszach będących knock-outami lub mającymi nadekspresję jakiegoś genu regulatorowego ewentualnie kombinacja (kilka znokautowanych genów, kilka nadekspresji) lub knock-down (wyłączenie ekspresji z użyciem interferencji RNA). Ewentualnie można by zastosować osobniki, którym wprowadzono oligonukleotydy antysensowne lub dokonano miejscowej transgenizacji pewnych okolic mózgu z użyciem AAV lub lentiwirusów. U takich osobników należałoby badać preferencje seksualne (pod warunkiem oczywiście istnienia takowych) - oczywiście obserwując, ewentualnie nagrywając. Jeszcze wcześniej przydałoby się złapać jakąś myszkę wykazującą pewne zachowania nas interesujące, uśmiercić, zrobić z mózgu homogenat, który następnie poddano by badaniom transkryptomu (całości RNA), ewentualnie proteomu (wszystkich białek - takie propozycje badania procesów zachodzących w układzie nerwowym były już zgłaszane), a wówczas można by z użyciem RNAi (interferencji RNA) określić, co się po kolei, dzieje. Jak do tej pory tego typu eksperyment nie został zrobiony, tylko póki co dyskutowane są tego typu możliwości techniczne. Badania na knock-outach, osobnikach wykazujących nadekspresję pewnych genów et consortes wykonywane są obecnie w przypadku zdecydowanie prostszych procesów behawioralnych, takich jak uczenie się czy zapamiętywanie. Póki co za bardziej skomplikowane procesy behawioralne mało kto się na razie zabiera, poza zespołami badawczymi zajmującymi się socjogenomiką. Ale oni generalnie zajmują się badaniem molekularnych podstaw zachowania się pszczół miodnych (Apis mellifera), a za organizmy wyższe, mogących interesować tychże badaczy (jak gryzonie) na razie się nie zabierają.

O genetycznej determinacji homoseksualizmu można sobie póki co pogadać (chyba że rację ma Roger Penrose i procesy behawioralne należy tłumaczyć na poziomie submolekularnym, traktując proteom jako swoisty ośrodek). Na razie badane są procesy behawioralne o wiele prostsze niż złożone zachowania związane z rozrodem. Przy najmniej na poziomie biomolekularnym, bo badania z zakresu ekologii behawioralnej czy etologii mają się świetnie.

Homoseksualizm jest w zdecydowanej części determinowany środowiskowo. U chłopców w pewnym okresie rozwoju mogą występować pewne skłonności w tym zakresie, ale nie muszą się one pogłębiać, a jeżeli tak się dzieje, to jest to patologiczne. Generalnie wielu homoseksualistów stało się takimi na skutek burzliwych przeżyć jak chociażby zawodów miłosnych itp. Można zacząć wykazywać takie skłonności nawet w wieku dojrzałym. Sam mogę podać przykład pewnego chałturnika z Łodzi (niejakiego Cwynela), który został zdradzony przez żonę, a następnie w ciągu pół roku stał się gejem. A jeżeli można się wtórnie zostać homoseksualistą, to raczej możliwa jest również droga w drugą stronę, a zatem wyleczenie się z homoseksualizmu.

Teraz powstaje pytanie, nawet jeżeli homoseksualizm jest determinowany genetycznie, to co ten gen mógł robić u naszych przodków. Jakoś u szympansów (Pan troglodytes) zachowania homoseksualne nie występują, są spotykane za to u bonobo (Pan paniscus) - ten jest od nas bardziej oddalony niż szympans, biorąc pod uwagę drzewo filogenetyczne małp wąskonosych. Pojawiały się różne hipotezy - że homoseksualiści mogli pełnić taką rolę w społeczeństwach jak sterylne robotnice u owadów społecznych (próba wytłumaczenia jego istnienia za pomocą doboru krewniaczego). Nadal mimo wszystko ciężko sobie wyobrazić, jak homoseksualizm mógłby wyewoluować. Czy ewoluował jak upośledzenia? Raczej mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę model Zahaviego czy hipotezę Hamiltona-Zuk. Tam pewne upośledzenia mają związek z tym, że samce na przykład bardziej jaskrawe, mające większe rogi, dłuższe ogony będą bardziej preferowane przez samice. (Z drugiej strony na skutek większego wydzielania testosteronu będą miały upośledzone działanie systemu odpornościowego, więc również powinno występować u nich więcej czynników chorobotwórczych i pasożytów). Ale homoseksualizm jako taki nic do rozrodczości nie wnosi i model ten nie wyjaśnia, jak to jest, że pojawił się również u kobiet.

Dochodzimy tutaj przy okazji do następnego punktu, który może się stać istotny z punktu widzenia homopropagandy i jest logicznym następstwem traktowania homoseksualizmu jako czegoś wrodzonego i niejako ewolucyjnego spadku po przodkach. A mianowicie: homoseksualizmu w świecie zwierząt.

Homoseksualizm w świecie zwierząt

W zeszłym roku opublikowałem na swoim (niestety) skasowanym blogu tekst pt. Intelektualny totalitaryzm lewicy: homoseksualizm w świecie zwierząt. Wypadałoby przy okazji głębszej analizy homopropagandy o tym wspomnieć. W zeszłym roku odbyła się w Oslo wystawa, na której mówiono o homoseksualizmie wśród wielu zwierząt. O dziwo, wielu zoologów (sic!) potraktowało to normalnie i z dużą dozą rezerwy. Powiedzmy sobie szczerze; jak na razie za stwierdzenie homoseksualnej nekrofilii u kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos) przez pewnego badacza z Muzeum Historii Naturalnej w Lejdzie przyznano IgNobla. Tak więc widać, ile tego typu badania są warte; tyle mniej więcej co pływanie w basenie wypełnionym kisielem. Widać jednak na pierwszy rzut oka, że badania świata zwierząt mogą zostać wykorzystane w celach ideowo-propagandowych. Tak więc wypadałoby uprzedzić ruch lewicowych ideologów domagających się równości i tolerancji.

Czy stosunki w ramach jednej płci w świecie zwierząt w ogóle występują? U bezkręgowców są one czasem spotykane. U kolcogłowów Moniliformis dubius następuje kopulacja samców, w wyniku czego jedne cementują narządy drugim, uniemożliwiając im akt płciowy. Również u pluskwiaków Xylocoris maculipennis występują kopulacje w obrębie tej samej płci. Samiec wstrzykuje plemniki do jamy ciała drugiemu, a one wędrują do jąder tego. Jednakże tego typu zachowania nie mają z typowym homoseksualizmem nic wspólnego. Chodzi tutaj o zwiększenie dyspersji własnych genów w przyrodzie, a temu zachowania homoseksualne klasycznie rozumiane raczej nie sprzyjają.

Innym przypadkiem zachowań powszechnie postrzeganych jako homoseksualizm to behawior bonobo (Pan paniscus). Jeżeli się to dobrze przeanalizuje, to jest to raczej poliamoryzm niźli typowe zachowania homoseksualne. Nawet jeżeli i u tego gatunku to normalne, to dlaczego nie występuje to na przykład u szympansów (Pan troglodytes). U ludzi też nie jest to nagminne, wbrew temu, co próbuje nam wmówić lewicowa propaganda. Po prostu bonobo należy traktować jako odosobniony przypadek. Podobne zachowania bowiem w ogóle u innych naczelnych (i to nie tylko tych określanych mianem małp, bo również u małpiatek) nie występują.

Za homoseksualne mogą być również brani pomocnicy pierwszego i drugiego rzędu u niektórych zimorodków występujących w Afryce subsaharyjskiej (krainie afrotropikalnej) z rodzajów Halcyon czy Ceryle. W rzeczywistości jest to pewna strategia, aby móc się rozmnożyć. U ptaków bardzo częste są tzw. EPF (extra pair fertilization) lub EPC (extra pair copulation). Wykazano to, robiąc badania sekwencji mikrosatelitarnych. Stwierdzono, że występuje to u wszystkich taksonów od rurkonosych aż po ptaki śpiewające z różną częstością u poszczególnych gatunków. Poza tym pomocnicy mogą odpędzić samca dominującego, gdy nadaży się ku temu okazja i któryś z nich może przejąć inicjatywę. Tych zachowań nie należy wiązać w żaden sposób z homoseksualizmem.

Tak więc, homoseksualizm w świecie zwierząt jest kolejnym mitem nie mającym potwierdzenia w rzeczywistości, wynikającym z propagandowego, istrumentalnego traktowania nauki przez lewicę, w tym wypadku rzecz dotyczy zoologii.

Źródła homopropagandy

Należy się zastanowić, jak to się stało, że w ogóle homoseksualizm zaczął być traktowany jako rzecz normalna i w ogóle mogło zaistnieć coś tak obelżywego jak homopropaganda? Cała rzecz zaczęła się od badań przeprowadzonych przez Alfreda Kinseya. W 1948 roku opublikował on książkę pt. Sexual Behaviour of Human Male. Oczywiście, lewicowe media uznały ją za rewelację i rychło się dowiedział o tym cały świat. Książka niedoszłego zoologa sprzedała się w kilku milionach egzemplarzy. W 1952 roku wydał następną pt. Sexual Behaviour of Human Female. Również odniosła ona sukces wydawczy. Autor stwierdził, że większość ludzi jest w jakimś stopniu heteroseksualna lub homoseksualna. Stworzył skalę od 0 do 6, gdzie 0 oznacza krańcowego heteroseksualistę, a 6 krańcowego homoseksualistę, a numery pomiędzy nimi, to różne stadia pośrednie. Przez jakieś 50 lat nikt się nie zastanawiał nad źródłami tych rewelacji. Dopiero nie tak dawno temu Judith Reisman, badaczka związana z izraelskim uniwersytetem w Hajfie i Case Western Western Reserve University w Ohio, przeanalizowała zbiory Kensey Institute przy University of Indiana. Praca była dodatkowo utrudniona, ponieważ to kolekcja częściowa zamknięta i zaistniała konieczność uzyskania pozwolenia wglądu w materiały prywatne. Przejrzała masę dokumentów, filmów oraz przeprowadziła wywiady ze świadkami. Reisman odkryła, że Kinsey prowadził badania w sposób mocno nietypowy. Na potrzeby pierwszej książki grupą kontrolną byli mężczyźni osadzeni w zakładach karnych, a wśród nich siłą rzeczy zachowania homoseksualne są bardziej rozpowszechnione niż w społeczeństwie wolnym. W przypadku drugiej badania prowadzone były między innymi na prostytutkach. Łącznie jedna trzecia z badanych kobiet karana była za przestępstwa seksualne. Pytania w ankietach sporządzanych przez Kinseya i współpracowników były formułowane w tak szokujący sposób, że normalni ludzie nie chcieli na nie odpowiadać. Dopuszczono się również innych manipulacji, między innymi każda osoba, jaka kiedykolwiek uczęszczała na jakikolwiek kurs uniwersytecki, była traktowana jako posiadająca wyższe wykształcenie. Dzięki temu można było stwierdzić, iż badania Kinseya dotyczą przeciętnego Amerykanina z wyższym wykształceniem. Odmówił on również przyjęcia do zespołu profesjonalnego statystyka. Fundacja Rockefellera finansująca badania była bardzo zaskoczona z tego powodu. Z kolei danymi żonglował znajomy amator. Niektórzy ankieterzy byli zboczeńcami seksualnymi. Znalazł się wśród nich między innymi Rex King, który miał zgwałcić 800 dzieci.

Również współpracownicy Kinseya byli mocno nie typowi. Fritz von Balluseck molestował seksualnie wiele dzieci, został w końcu skazany za zamordowanie 10-letniej dziewczynki. Badania Raisman wykazały również, że ankieterzy gwałcili dzieci, a potem pytali się je o doznania. Niektóre eksperymenty polegały na seksualnej stymulacji niemowlaków i przedszkolaków. Sam Kinsey był natomiast biseksualistą i masochistą o pedofilskich i koprofilskich skłonnościach. Uprawiał seks ze współpracownikami, lubił kąpać się z nimi nago i załatwiać razem z nimi potrzeby fizjologiczne. Gdy był harcerzem, zmuszał zuchów do oglądania świerszczyków oraz zabawiał się z nimi.

Badania Kinseya okazały się jedną wielką machinacją, a wnioski z nich - bujdą na resorach, która - niestety - wywarła wielki wpływ na myślenie następnych pokoleń. Zapłodniła również szereg lewicowych intelektualistów, między innymi pokolenie roku 1968.

Na zakończenie

Homoseksualizm nie jest normalny; jest wręcz chorobliwy. Wiele badań wskazuje na jego związek z pedofilią, masochizmem czy koprofilią, statystycznie częściej homoseksualiści są również seryjnymi mordercami. Postrzeganie go jako coś takiego jak pięć palców u rąk to jest efekt propagandowej manipulacji, która trwała od jakichś pięćdziesięciu lat, a przybrała na sile dopiero po 1968 roku ze wskazaniem na ostatni okres.

Niestety pewni ludzie muszą manipulować i włazić wszędzie z brudnymi butami tak, aby udowodnić, że racja jest po ich stronie. Tak samo jest w przypadku rzekomej normalności homoseksualizmu. Mamy tu do czynienia de facto z czymś takim samym jak grzbietem Łomonosowa, zapadniętym fragmentem Syberii i rosyjskością bieguna północnego czy aryjskim euroazjatyckim państwem. Sytuacje te niewiele się od siebie różnią.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Było jedno badanie, którego autorów nie jestem teraz w stanie przytoczyć, w którym stwierdzono korelację pomiędzy traumatycznymi przeżyciami podczas 4-6 tygodnia ciąży jak i podczas ostatniego trymestru. podobno miało to wpływ na regulację wydzielania testosteronu przez korę nadnerczy matki, i w konsekwencji na zwiększoną częstotliwość występowania homoseksualnego potomstwa pci menskiej ;).
Ale tak z czysto fizjologicznego punktu widzenia, autorzy nie wspominali nic o zaburzeniach tożsamości płciowej ani rozwoju gonad, a zostało dosyć gruntownie wykazane, iż wyrzut testosteronu w pierwszym trymestrze jest warunkiem rozwoju cech męskich u takiegoż płodu. Nie słyszałem nic o kontynuacji tych badań, także być może okazało się to być kolejnym ślepym końcem.
Sorki, lece, muszę pociamkać żel w bromku.

Kirker pisze...

Odnośnie testosteronu, to też gdzieś się na to napomknąłem, kiedyś jak mnie tego typu problematyka zaczęła interesować.

Ja raczej myślę, że to w okresie dojrzewania tego typu rzeczy się zaczynają klarować. Potwierdzają to obserwacje wielu osób. Nawet znałem gościa, który przed pójściem do liceum był hetero, a potem zadał się z "odpowiednim" towarzystwem i tak w ciągu półtora roku "zgejowaciał". Tak samo jeszcze ktoś tam został homosem po zawodzie miłosnym. Takie przypadki można mnożyć. Tylko, że żaden psychopatolog ani psychiatra się tym nie zajął jak na razie.

Dlatego tezy o genetycznym determinizmie homoseksualizmu raczej dla mnie nie są dla mnie przekonujące, ponieważ sam pewne obserwacje poczyniłem.

pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Po przeczytaniu tego tekstu zastanawiam się czy przypadkiem autor nie jest bardziej chorobliwy i ukierunkowany czynnikami środowiskowymi niż homoseksualiści XD