sobota, 2 października 2010

SPiSowacenie mózgowia

Zdarza mi się rozmawiać z ludźmi na tematy polityczne; ostatnio coraz rzadziej, ale jednak. Zauważyłem przy tej okazji, że mają bardzo dychotomiczne postrzeganie naszej rodzimej sceny politycznej. Z tego powodu przez jednych jestem przepędzany jako wstrętny, katofaszystowski zwolennik PiS-u, a przez drugich jako liberalny orędownik PO. Tak ciężko im bowiem zrozumieć, że można się nie mieścić w tym schemacie, a przy okazji nie popierać żadnej z wymienionych partii. Dla tych ludzi to oznaka jakiejś choroby psychicznej... Mamy w istocie do czynienia tak naprawdę z dwoma przeciwstawnymi frakcjami - z jednej strony mamy Zakon Przenajświętszego Tusia, a z drugiej Zakon Przenajświętszego Kaczora. Dlaczego używam takich mocnych słów. To są bowiem jakieś quasi-religijne uczucia polityczne, nie poglądy. Mamy tutaj do czynienia ze swoistymi kultami cargo.

Gilbert Keith Chesterton stwierdził kiedyś, że jeżeli się nie wierzy w Boga, to można teoretycznie we wszystko. Część Czcicieli Tusia bym przy tej okazji zrozumiał, dla nich on jest bytem transcendentnym, dotykiem leczy skrofuły, a jego rząd najlepszy od czasów Mieszka I. O tych lemingach opisanych jako pierwsze napisano już jednak setki tysięcy, jeśli nie miliony słów. Wypada wspomnieć o drugim przypadku, który właśnie uważa siebie za element krytycznie myślący, a swoich oponentów za skończonych idiotów, a przynajmniej ludzi zmanipulowanych (skądinąd część z tego to prawda). Czy oby jednak jest tak na pewno? Czy nie mamy do czynienia tutaj z fenomenem podobnym, jak w przypadku nazizmu i komunizmu, że zwolennicy najbardziej zbliżonych rozwiązań się najmocniej zwalczają? Z tym fenomenem zetknąłem się na prawicowych portalach, na których zdarzało mi się pisać. Wypada go opisać jako sPiSowacenie mózgowia.

Wielu zwolenników PiS nie zastanawia się, w jakim paradygmacie funkcjonuje. Oni uważają, że są przeciwko establishmentowi. Tak jednak nie jest w rzeczywistości. Chcieliby wymienić obecną, postkomunistyczną ekipę na swoich. Ich zdaniem wówczas wszystko zaczęłoby nagle idealnie działać. To nie system ma być wadliwy, ale ludzie, którzy nim kierują. Ten sposób myślenia jest klasyką lewicy. Dla tychże to za budowę komunizmu miały się zabierać jednostki niegodziwe; ewentualnie ludzie nie dorośli. Tak się dzieje i tutaj. Konstrukcja państwa ma być w porządku, tylko że należy wymienić kadry na nasze. Zwolennicy PiS nie widzą sensu zdecydowanych reform ustroju państwa. Więcej, oni by stworzyli jeszcze więcej państwowych instytucji. W latach 2005-2007 pojawiło się kilka nowych ministerstw, a planowano tworzenie następnych. Próbowano forsować ustawy umożliwiające nacjonalizację przedsiębiorstw uznanych przez państwo za strategiczne. Nie wspominam już o CBA. Z punktu widzenia konstrukcji państwa to klasyczny przykład błędnego koła. Z korupcją najlepiej się walczy ograniczając ilość państwowych urzędników. Mamy zatem do czynienia z gaszeniem ognia benzyną. Teoretycznie można powołać następny urząd do zwalczania problemów w CBA, potem kolejny, żeby z kolei walczyć z nieprawidłowościami w poprzednim... i tak socjalistyczna spirala będzie się nakręcać.

PiS funkcjonuje zatem w obrębie lewicowego paradygmatu podobnie jak wszystkie inne partie politycznego głównego nurtu w naszym kraju (i nie tylko, to trend globalny). Zdaniem prawicy państwo powinno być proste, twarde i skuteczne, nie wtrącać się do gospodarki, dbać o skuteczną egzekucję prawa. PiS tutaj zdecydowanie odbiega, wręcz znajduje się na antypodach. Klasyczna partia lewicy, chciałoby się rzec! No i tak samo myślą jego fanatyczni zwolennicy. Ich zdaniem powinno istnieć z trzydzieści centralnych ministerstw, są bardzo niechętni samorządności. Tutaj trzeba dodać, że prawica sensu stricto popiera decentralizację państwa. Mamy również do czynienia ze straszeniem prywatyzacją służby zdrowia, ludźmi umierającymi na ulicach i innymi mało ciekawymi obrazami. Zawsze zdarzają się płacze nad tym, że kolejna branża ulega prywatyzacji. Ile łez wylewa się nad dinozaurami państwowego przemysłu?!

Czy wobec tych faktów antykomunizm zwolenników PiS jest prawdziwy? Moim zdaniem oni są co najwyżej niepostkomunistyczni. Ich antykomunizm jest deklaratywny i tylko werbalny. Nie wiem, jak popierając socjalizm, można być jednocześnie antykomunistą. Przecież ten system prowadzi w sposób ewolucyjny do komunizmu, na zasadzie domina. Każdy socjalizm będzie przejawiał totalitarne ciągoty, o ile nie jest sam w sobie totalitaryzmem w wersji light. Czasem jak się czyta albo słucha, co mają orędownicy PiS do powiedzenia, to człowiek kręci głową i myśli: "Jak dla nich to chyba ta komuna nie była zła, szkoda tylko, że ateistyczna i internacjonalistyczna, a nie narodowa i katolicka!"

Czy PiS jest również taki prawicowy światopoglądowo. Dlaczego jego orędownicy nie pamiętają o tym, jak głosowali w przypadku aborcji, lustracji, dekomunizacji, kary śmierci czy ograniczaniu pornografii. Sami uważają siebie oraz swoich złotych cielców za ciała doskonale czarne i widzą w sobie najlepszych przedstawicieli prawicy. Nawet ich guru nie nazywają siebie konserwatystami, tylko skłonni są widzieć w centrum. Medialna etykietka, jak widać, jest bardzo nośna. PiS bywał przedstawiany nawet jako skrajnie prawicowy, co jest wodą na młyn pewnej grupie hunwejbinów.

Lex retro non agit. Niestety, mamy ciągłość prawną z PRL. Nikt w 1989 roku nie powiedział jasno i definitywnie, że się skończył. Jesteśmy zatem zobligowani uznawać prawa nabyte w tamtym okresie, choćby dotyczyło to najgorszych szubrawców typu esbecy czy część generalicji. Odbieranie zatem im emerytur jest nieetyczne, a takie zabiegi PiS praktykował. Co to ma wspólnego z konserwatywną kulturą prawa? W dawnych czasach nawet carat uznawał stopnie wojskowe uzyskane w walce z nim, ale to było - jak widać - inaczej... Sądzić, owszem, zbrodniarzy należy, nawet należałoby sporą część tego towarzystwa powiesić albo rozstrzelać. Nie można jednak odbierać praw nabytych, choćby dotyczyło to najbardziej odrażających indywiduów. Nie lubię państwowych emerytur, ale skoro coś takiego dotyczyć ma wszystkich, którzy przekroczyli odpowiedni wiek, to należy im przyznać.

Oni lubią wymyślać, jak to PO i SLD włażą bez wazeliny w anus w Brukseli, Moskwie i Berlinie. A co ich złote cielce robią w Waszyngtonie i Tel-Awiwie, to samo. Wysłali naszych żołnierzy do Afganistanu, a Kaczor Większy grzmiał na mównicy sejmowej w sprawie Iraku: "Ta wojna jest naszą wojną". Jakoś PO ani SLD nie wysyłało naszych wojsk do Czeczeni albo do Gruzji. Tak samo wojny w Iraku i Afganistanie nie są nasze, te państwa z nami nie graniczą w żaden sposób. Przeciętny zwolennik PiS-u to jednak pokraczne połączenie neokonserwatysty z filosemickimi i proamerykańskimi przywarami oraz socjalisty (to wyjaśniłem wyżej). Postrzega zatem tropikalny syjonistyczny kurnik jako Królestwo Jerozolimskie redivivus, które ma powstrzymywać islamizm. Nawet mówią o sojuszu z nim, chyba że w charakterze swoistego protektoratu. Skoro przyjeżdżają tutaj wycieczki z uzbrojonymi strażnikami z Mossadu, prawdopodobnie tak to wygląda.

Trzeba również pamiętać, że to nie Al-Kwaski czy von Thusk podpisali traktat lizboński. Zrobił to ś. p. prezydent Lech Kaczyński. To jakby w 1920 roku podpisać pokój z Lwem Kamieniewem, ta sama ranga wydarzenia. Pochówek na Wawelu wobec tego jest wątpliwy, podobnie jak Geremka na Powązkach czy Miłosza na Skałce. Mógł nie podpisać, postawić się... albo przynajmniej na zasadzie "nie chcem, ale musiem". Wolał zrobić jednak stypę Najjaśniejszej Rzeczypospolitej w otoczeniu śmietanki międzynarodowego lewactwa.

Najbardziej się dziwę osobom o światopoglądzie mocno prawicowym, dlaczego ich popierają; czyżby zasada mniejszego zła? Jakbym miał do wyboru Kwaśniewskiego i Millera, żadnego z nich nie poparłbym. Tak samo jest w tym przypadku. Przebierać między partiami bandy czworga, to tak jak zastanawiać się, czy lepiej skoczyć z trzydziestego czy czterdziestego piętra. Co to za różnica, jak i tak z człowieka zostanie mokra plama. Przypadek tutaj opisany jest analogiczny. PiS nie ma wiele wspólnego z ugrupowaniem prawicowym. Jeżeli ma około jednej czwartej postulatów, pod którymi mogłaby się podpisać prawdziwa prawica, to będzie dobrze.

Fenomen sPiSowacenia mózgowia daje się jednak łatwo wytłumaczyć. Mamy prawidła demokracji. Partie muszą pewne rzeczy obiecywać, kreować swój wizerunek, a działanie ich będzie i tak zbliżone. Nie mogą dopuścić bowiem do większych niepokojów społecznych i pożegnać się z ciepłymi posadkami. Ludzie są skłonni przyjmować te kreowane wizerunki jako rzeczywiste barwy partii i nic dziwnego. Mamy klasyczne lemingi, arielgardę Tusia. W przyrodzie musi istnieć równowaga. Istnieją zatem również lemingi a rebours gotowe zabić te pierwsze. A różnica między nimi taka, że złote cielce jednych nie zrobiły dekomunizacji, drugich - liberalizacji.

8 komentarzy:

contrrev pisze...

Podpisuje się pod tym w 100%. Zwolennicy PiSu i PO praktycznie niczym się od siebie nie różnią. I jedni i drudzy są całkowicie zapatrzeni w swoich liderów, a ich przeciwnicy polityczni są dla nich ucieleśnieniem wszelkiego zła. Najgorsze jest jednak to, że PiSowcy są święcie przekonani o prawicowości swojej partii i są raczej odporni na zdrowy rozsądek...

Też wychodzę z założenia, że wybór pomiędzy PO i PiS to jak wybór, z którego piętra skoczyć. Dlatego na II wyborów nie poszedłem i wcale tego nie żałuję.

Kirker pisze...

Contrrev:

w pierwszej turze był JKM, co prawda nie jest on idealny, ale i tak - jak dla mnie - był znacznie lepszy od całej reszty.

Na drugą, nie mogłem pójść, bo byłem na Mazurach (przedmiot terenowy, a glejtu sobie nie załatwiałem), a nawet jakbym siedział u siebie, to też bym nie poszedł. Również nie żałuję. Czym się bowiem Komorowski różnił od Kaczyńskiego poza retoryką? I tak robiliby to samo, jeden bardziej obłudny niż drugi.

A PiS-owcy serio mają takie mniemanie. Udzielam się tu i tam, no i to potwierdzone empirycznie. Ciężko im to wytłumaczyć i zaraz zaczyna się polowanie na czarownice pt. "agenci Matuszki Rassiji". Też dostrzegłem odporność na zdrowy rozsądek, hagiograficzny stosunek do swojego wodza - zupełnie jak po drugiej stronie oraz inne dziwne przywary, jak romantyczny stosunek do polityki zagranicznej.

pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Ja też w I turze właśnie na JKMa głosowałem. Wiadomo, że nie da się znaleźć kogoś, kto odzwierciedlałby czyjeś poglądy w 100%, ale w zasadzie nie zgadzam się z nim tylko w jakichś szczegółach.

W przypadku elektoratu PiS najciekawsze jest to ich ślepe przekonanie o zamachu i szukanie dowodów w filmach z YouTube'a, na których ledwo cokolwiek widać. Ale są to niepodważalne dowody! :P

Kirker pisze...

contrrev:

jeżeli chodzi o katastrofę smoleńską, nie jestem inżynierem-lotnikiem, więc nie będę się wypowiadać. Natomiast z punktu widzenia czysto zdroworozsądkowego należy rozważyć wypadek spowodowany wcześniejszym zaniedbaniem, wypadek całkowicie losowy, błąd pilota, a także nie wykluczać udziału osób trzecich. Brzytwa Ockhama się kłania.

Obecny rząd powinien beknąć nie za zmontowanie zamachu, czego udowodnić się nie da, ale za inne zaniedbania.

Dlaczego oni wsadzili tyle ważnych osób do jednego samolotu? W innych państwach to leci kilka. Poza tym, czy rząd w ramach oszczędności nie powinien wysłać do Smoleńska tych wszystkich ludzi pociągiem?

Dlaczego po śmierci dowództwa armii oraz prezydenta nie ogłoszono stanu wyjątkowego? W takim momencie państwo jest najbardziej narażone na destabilizację czy atak z zewnątrz. Za to premier Tusk powinien stanąć przed Trybunałem Stanu.

Naruszono poza tym prawo międzynarodowe. Gdy w Radomiu rozbił się białoruski lotnik, to przyjechali Białorusini, postawili płotek, a następnie posprzątali samolot. My powinniśmy to samo zrobić w Smoleńsku.

Ale fakt... śmieszy mnie wiązanie tej katastrofy ze strzałami z AK47 w Gruzji. Tak mało wiadomo, wobec tego tyle jest różnych domysłów. Tak samo wymachiwanie szabelką w tamtym kraju. Dla Rosji było to co najwyżej śmiesznym i żałosnym prężeniem muskułów.

Dziwi mnie również, dlaczego tylko oni Rosję obwiniają, chyba to wynika z genetycznej rusofobii.

A w sprawie JKM, a na kogo innego można było oddać głos, żeby móc sobie później spojrzeć w twarz.

pozdrawiam

Michał Gackowski pisze...

Dobry tekst podpisuje się w 100%.
Jednak skoro całkiem sporo osób to widzi dlaczego nie ma alternatywy na prawicy?

Kirker pisze...

ad Michał Gackowski:

większa część ludzi woli zagłosować na PiS, bo myśli, że jednak reprezentuje ich interesy. Oglądania rzyci tej partii mam już po dziurki w nosie i szczęśliwie w swoim dorosłym życiu ich nie poparłem. Jakoś wyczułem, co są warci, w okresie, kiedy byli u władzy.

Dlaczego nie ma? Przecież drobne ugrupowania się ciągle ze sobą gryzą i podkładają sobie świnię. Przykładem jest podział UPR. Niedługo zostaną krzesła i taborety, a biedni, skołowani ludzie, nie chcąc tracąc głosów, bojąc się polowania na czarownice, oddadzą z braku laku głos na PiS. Ten sam PiS, który nie jest nawet katolewicą!

pozdrawiam

Anonimowy pisze...

I tak i nie. Jest dużo elementów pod którymi i ja bym się podpisała. Pomiesznie pojęć lewica i prawica rozumieją już chyb wszyscy, oprócz polityków. Natomiast nie zgadzam się z opinią, że nie ma istotnych różnic pomiędzy szefami partii rządzącej i głównej partii opozycyjnej.
Nie podoba mi się zachłanność PO i ich język. Zabijają jakąkolwiek debatę już w zarodku.
Nie cenię Pana Prezydenta. Nigdy go nie lubiłam, więc nie widzę powodów, by zachwycić się nim teraz. Nie możemy porównywać pewnych zachowań i społecznych przemian. W końcu stare, utrwlone od setek lt demokracje nie musiały przechodzić przez, bliżej nieokreślony, proces transformacji. Nie było precedensu, do którego można było się odwołać. Historia lubi się powtarzać? Nie jestem pewna.
Pozdrwiam

Kirker pisze...

Anonimowa,

Komorowskiego też nigdy nie lubiłem. A język PO... Co to ma do rzeczy, każda frakcja ma jakiś żargon! To właśnie służy w pewien sposób kreowaniu wizerunku, żeby się odróżniać w jakiś sposób od całej reszty.

pozdrawiam