piątek, 27 sierpnia 2010

Biologia i galerianki

Jednym z ulubionych moich tematów dysput na tematy społeczno-polityczne jest przymus szkolny. Oczywiście, jestem temu przeciwny. W oczach swoich oponentów stałem niejednokrotnie krwiożerczym liberałem oraz darwinistą społecznym rodem z pism Herberta Spencera. Pojawiają się w tych dysputach argumenty ad hominem, że jakby to było gdybym ja funkcjonował na tym świecie bez umiejętności czytania i pisania. Generalnie zmagać się muszę z całą masą dziwnych argumentów przy tego typu dyskusjach. Jak wyżej już nadmieniłem - jestem traktowany jako "oszołom", często wymienia się pewnego pana z muchą w grochy oraz przypisuje się partyjne barwy. Czasem w tego typu pogadankach pojawia się jeden bardzo ciekawy argument. A mianowicie socjalizacja! Czy dziecko wychowane tylko i wyłącznie przez rodziców będzie w stanie później funkcjonować w społeczeństwie? Czy aby ta państwowa szkoła nie była nauczycielką relacji interpersonalnych?

Jak wygląda socjalizacja w szkole nie trzeba długo tłumaczyć. Alkohol, narkotyki, seks... Nic dziwnego, że później zmagamy się z całym szeregiem problemów, które jakoś w dawnych czasach nie istniały. Do szkoły trafiają wszyscy, więc mamy równanie w dół, do poziomu kloaki. Ciągnięte za uszy indywidua, którym wiedzę przez 12 lat wbijano do głowy niemalże z użyciem ciężkich narzędzi, wracają po tym okresie skolaryzacji do stanu pierwotnego. Również przy tej okazji degenerują wartościowe jednostki. No i nic dziwnego, że szkoła staje się niejednokrotnie miejscem rozpusty. Stąd mamy takie zjawiska jak na przykład galerianki.

Na początku nie mogłem uwierzyć, że takie organizmy w ogóle na Indo-Kitaju występują. Miałem to za swoiste urban legend, którymi się karmią tabloidy. A jednak... szkolna socjalizacja, do tego wszędobylska pornografia, brak faktycznego wychowania ze strony rodziców; jakoś trzeba żyć, a podatki zabierają 83%. I nic dziwnego, że potem mamy takie zjawiska przyrodnicze. Istny obraz nędzy i rozpaczy!

Musimy pamiętać jeszcze o jednym. Wyżej wspomniałem tylko i wyłącznie o zjawiskach zdeterminowanych kulturowo. Żyjemy w podłych czasach, kiedy społeczna degrengolada doprowadziła do tego, że w ogóle istnieje coś takiego jak galerianki. Jednakże istnieje też determinizm biologiczny. Pewne mechanizmy nie są do przeskoczenia. Prawo ustaliło pewne bariery pożycia płciowego oraz dorosłości. Funkcjonuje to w większości państw na świecie, no może z wyjątkiem części arabskich. W rzeczywistości to nie jest takie proste. Mamy tutaj rozrzut cech w populacji, jak w przypadku każdej jednej cechy. Jedni dojrzewają szybciej, inni wolniej, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Z tego punktu widzenia wprowadzanie prawnych granic stanowi zabawę liczbami. Jest to również względnie nowy wynalazek, bo dopiero dwudziestowieczny. Wcześniej o takich rzeczach decydowali rodzice, były rytuały inicjacyjne itd. (Co ciekawe, jednym z postulatów włoskich faszystów była pełnoletność w wieku 18 lat). Jednak państwo rozrosło się do niespotykanych wcześniej rozmiarów, no i to, co należało wcześniej do rodziny oraz drobnych społeczności, zostało w ten sposób uregulowane. Co bym zatem zaproponował?

We wcześniejszych tekstach Mea culpa i Świat absurdu sugerowałem, żeby o dorosłości dziecka decydowali rodzice. Tak było przez całe stulecia. Rozumując na zasadzie indukcji można się zapytać: a dlaczego ma być teraz tak nie być? Cóż, jak widać wszystko można udziwnić. Dorosłość miała oznaczać granicę pożycia seksualnego, z jednym wyjątkiem. Uznałem, że rodzice mają prawo wcześniej wydać swoje dziecko za mąż, jeśli uznają to za stosowne. Przecież jeszcze na początku zeszłego wieku małżeństwa w wieku kilkunastu lat były rzeczą normalną. Teraz uległo to przesunięciu... ponieważ szkoła, studia, kwalifikacje zawodowe. Dodam, że było to zgodne z biologią, ponieważ człowiek zdolny do reprodukcji jest już właśnie w tym wieku.

Przy tej okazji mamy rozwiązanie problemu galerianek. Taką dziewczynę odczuwającą nadmierny popęd seksualny wydać najlepiej za mąż, żeby nie przyniosła w przyszłości wstydu swojej rodzinie. Byłoby po sprawie. W dawnych czasach takie rozwiązanie z pewnością by zastosowano, a problem nie zainteresowałby nawet ówczesnych fantastów. Obecnie, niestety, nie mamy takiego komfortu. Żyjemy bowiem w czasach, kiedy władzę rodzicielską się systematycznie zmniejsza. Teraz rodzic stał się de facto funkcjonariuszem państwa wychowującym dzieci. Powoli i nieubłaganie zbliżamy się do scenariusza rodem z Lacedemonu, gdzie wychowaniem zajmowało się państwo. Czymże jest bowiem przymus szkolny oraz zakaz stosowania różnych środków fizycznego przymusu?

I nic dziwnego, że potem szerzą się takie patologie, jak wyżej. Znając współczesne trendy, zamiast gargantuicznego molocha trochę odchudzić, jeszcze on się powiększy. Różni Jaśnie Oświeceni, gdy zobaczą z wysokości swojego racjonalistycznego majestatu te patologie, pewnie zechcą w pełni znacjonalizować chów Homines sapientes. Dostanie się przy tej okazji rodzicom, że skoro dzieci nie potrafili upilnować, to musiała wkroczyć biurokracja. Omamieni ludzie natomiast przyjmą za właściwy ten, sprzeczny nie tylko z biologią, a i ze zdrowym rozsądkiem, pomysł.

16 komentarzy:

Michał Gackowski pisze...

Podpisuję się pod tym. Przymus szkolny to głupota.

Kirker pisze...

to jest debilizm, ale obecnie nie przejdzie. Za czymś takim żaden z (p)osłów nie chciałby zagłosować.

Moim zdaniem przeszłoby natomiast jego ograniczenie do szkoły podstawowej albo jej części, a na wyższe szczeble edukacji ostra kwalifikacja wymagająca wiedzy i pomyślunku. Wiem, że to półśrodek, ale i tak coś takiego byłoby wprowadzane wysiłkiem niemal heroicznym, jeżeli ktoś by podniósł taki projekt.

pozdrawiam

Michał Gackowski pisze...

Jest to sensowne rozwiązanie. Już obniżenie przymusu szkolnego choćby tylko do 16 roku życia byłoby dobre. Wiele osób którym ze szkoła nie po drodze i musi się teraz meczyć(i męczy innych) mogłoby zacząć pracować. A szkoła życia często szybciej "wyprostuje" niejednego niż najlepsze "programy" edukacyjne.

Anonimowy pisze...

Jam młoda, z niewyklarowanymi pogladami, jeśli czegoś nie zrozumiałam - popraw. Stwierdziłeś, że galeriankowy twor wynika m.in ze "szkolnej socjalizacji", mieszaniem w szkołach jednostek z dołów społecznych z indywiduami, wszedobylska pornografia i slabym wychowaniem. A ja sie zastanawiam, co tak naprawde ma z tym wspolnego szkolnictwo. Bardziej zrzucilabym to na karby rozluźnienia obyczajów plus konsumpcyjności, innych wzorców, nie pochodzacych ani z domu ani ze szkoly. Galerianki sa stosunkowo nowym wytworem kultury i choc opieram sie na opowiadaniach pokolenia rodzicow, stwierdzam ze w ich pokoleniu takich dramatow nie bylo.
Na temat sensownosci obligatoryjnosci szkolnictwa jeszcze musze pomyslec...
Pozdrawiam
Klara

Michał Gackowski pisze...

Kiedyś szkoła miała uczyć. Dziś ma tez wychowywać. Skoro wychowuje to rodzice sa częściowo zwolnienie ze swojego obowiązki. Po drugie egalitaryzm jest zjawiskiem destruktywnym ale jak wiele rzeczy owoce widoczne sa po czasie.

Anonimowy pisze...

to czy szkola wychowuje czy uczy nie powinno wplywac na rozwiazlosc

egalitaryzm odpowiada regresji do sredniej, nie zezwierzeceniu wszystkich jednostek;
poza tym dlaczego od razu zakladamy ze te wzorce biora sie ze szkol? co z imigrantami ze wsi do miast? przeciez teraz praktycznie nie ma podzialu.. dzieci z osiedla mialyby podobnie duzy wplyw na siebie jak te w szkolach

rodzice nigdy nie beda zwolnieni z obowiazku wychowywania o czym trabi sie w mediach, niezaleznie od tego czy szkoly mialy w planach przejac czesc odpowiedzialnosci
(to argument o najmniejszej rzetelnosci)

wciaz uwazam ze istnienie galerianek nie wynika z obligatoryjnosci edukacji
klara

Anonimowy pisze...

nie wiem czy nie popelnilam bledu zakladajac ze ktos ze wsi bedzie obnizac standardy.. (generalizacja)

ale wystarczy ze to bedzie internet lub gazety dla mlodziezy (tam jest tyle seksu, ale tyle seksu, ze sie w pale nie miesci!)

Michał Gackowski pisze...

AD.1 ale wpływa
AD.2 Egalitaryzm to równanie w dól.
Migranci (emigruje się do innego państwa) ze wsi do miast często są ostoją konserwatyzmu.
ad.3 Twory socjalistyczne chcą jak najbardziej przejąć od rodziców kwestie wychowawcze.
Ad4 Oczywiście, że nie jest to jedyny powód ale to według mnie jeden z elementów składowych, które w efekcie końcowym dają przytaczane tutaj galerianki

Kirker pisze...

Klaro,

jest jeszcze coś takiego w przyrodzie jak inercja. Wprowadzając od razu socjalizm, nie dojdzie w takim tempie do rozkładu pewnych norm społecznych. To proces obliczony na lata.

W dawnych czasach taki pogardzany robotnik mógł za swoją pensję utrzymać rodzinę, wychować kilkoro dzieci. A obecnie w socjalizmie jest to niemożliwe. Po pierwsze, państwo zabiega 80% dochodów w podatkach, zostają ochłapy i trzeba jakoś związać koniec z końcem. I nic dziwnego, że rodzice nie mają czasu na wychowywanie dzieci. Zajmuje się tym otoczenie, co jest niekoniecznie pozytywne.

Na rozluźnienie obyczajów też zwróciłem uwagę.

pozdrawiam

Kirker pisze...

Michale,

jakkolwiek jestem przeciwnikiem przymusu szkolnego, to podpisałbym się pod ustawą, która wprowadza model 7+4 i ogranicza edukację przymusową dla wszystkich do pierwszych siedmiu klas szkoły podstawowej. Dalej nie powinno być obowiązku. Dodam, że powinien być mocniejszy program i kryteria selekcji. Pozwoliłoby to ograniczyć wydatki państwa na edukację - z jednej strony skrócenie czasu trwania szkoły, a z drugiej mniejsza ilość uczniów w liceach.

pozdrawiam

triarius pisze...

Wiesz oczywiście co ja o tym sądzę?

No to właśnie! ;-)

Pzdrwm

Kirker pisze...

Tygrysie,

wiem, wiem... ale kiedyś wspomniałeś, że przymus szkolny mógłby dotyczyć mniejszego przedziału wiekowego niż się to obecnie dzieje.

No i co Ty na taki ćwierć- albo półćwierćśrodek?

pozdrawiam

contrrev pisze...

Po przeczytaniu pierwszego akapitu przypomniał mi się Bastiat:
"Za każdym razem, gdy sprzeciwiamy się rzeczom wykonywanym przez rząd, socjaliści (błędnie) konkludują, że sprzeciwiamy się ich wykonywaniu w ogóle."

Oczywiście też jestem przeciwnikiem przymusu szkolnego i państwowej edukacji. Jest to antyrodzinne i nieefektywne. Moje spojrzenie przedstawiłem dość szczegółowo tutaj:
http://contrrev.wordpress.com/2010/09/24/edukacja-prywatna-czy-panstwowa/

Kirker pisze...

contrrev:

tekst przeczytałem. Widzę, że również zwrócił Pan uwagę na wandalizm i wyciąganie za uszy dziwnego elementu, który przyczynia się do równania w dół.

To, że byłby znaczny analfabetyzm, to również bujda. Dodam, że obecnie często płaci się dwa razy za jedną usługę. Skoro państwowa szkoła nie nauczy, to wysyła się dziecko na korepetycje, które nieraz kosztują tyle, że spokojnie za te pieniądze dałoby się je posłać do prywatnej szkoły.

pozdrawiam

contrrev pisze...

Kirker, pozwól, że tak na marginesie zapytam: jesteś zwolennikiem laborystycznej teorii wartości?

Kirker pisze...

contrrev:

odpowiedź brzmi nie.

Dodam, że przypomina mi się zabawna wpadka na fizjologii zwierząt, kiedy podczas eksperymentu zdechł mi ślimak. No i prowadzący tamtych ćwiczeń, człowiek, eufemistycznie mówiąc, szorstki, zapytał się mnie, czy pracował pan zadowalająco. Ja odpowiadam: czy wychodzimy z teorii użyteczności krańcowej, czy laborystycznej teorii wartości?

pozdrawiam