niedziela, 6 grudnia 2009

Szczyt obłudy: jaką partią jest PiS?

Traktat lizboński został podpisany przez rzekomo narodowo-konserwatywnego prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Wcześniej uzależnił on swoje "za" albo "przeciw" od ponownego referendum w Irlandii; jakże ciekawa jest ta unijna demokracja! Ponieważ mieszkańcy celtyckiego tygrysa opowiedzieli się po medialnym praniu mózgu za kasacją swojego państwa, to samo poczynił prezydent Rzeczypospolitej Polski. Nie doszło do jakiś aktów na zasadzie "nie chcem, ale musiem", parafrazując Wałęsę. Tu było zupełnie co innego. Zrobił to przy blaskach fleszy, zapraszając wcześniej całą śmietankę międzynarodowego lewactwa z Brukseli.

Gdybym wcześniej oddał głos na PiS, czułbym teraz gigantycznego moralnego kaca. Najprawdopodobniej jako zwolennik Polski jako państwa suwerennego, a nie fragmentu jakiegoś neontologicznego ZSRR, wycofałbym dla tej partii poparcie. Uznałbym to za szczyt obłudy: tu się mówi o silnej Polsce, a z drugiej strony degraduje się nasze państwo do rangi jakiejś Nadwiślańskiej Europejskiej Republiki Socjalistycznej. Szczęśliwie się jednak złożyło, że póki co oddawałem głos na Unię Polityki Realnej i Prawicę RP. Udało mi się jakoś na taki dziwaczny kompromis nie pójść. Jakoś ciężko mi zrozumieć osoby o poglądach narodowo-konserwatywnych głosujące na taką partię. Dla mnie to stanowi jakąś kwadraturę koła.

Żeby ten problem sobie uzmysłowić, należy dokładnie przeanalizować, jaką partię stanowi PiS? Jakie poglądy prezentują jego twórcy, czyli bracia Kaczyńscy? Czy zatem zwolennicy PiS o poglądach prawicowych sensu stricto nie idą na zbyt wielkie ustępstwa?

Głosowanie nad aktem kasacji Polski jako państwa, to jedno. W Polsce głównym determinantem, kto jest na prawicy, a kto na lewicy, to stosunek do kwestii obyczajowych i światopoglądowych. Przyjrzyjmy się zatem, jak to PiS głosował jako partia rzekomo "narodowo-konserwatywna". (Zresztą jako national conservative określana jest również przez zachodnich publicystów). Swojego czasu próbowano wprowadzić projekt dotyczący wprowadzenia do konstytucji zapisu dotyczącego zakazu aborcji. Spokojnie by to przeszło, gdyby część posłów właśnie PiS się nie wyłamała i zagłosowała przeciwko. Innym jaskrawym przykładem jest uwalenie ustawy lustracyjnej i dekomunizacyjnej. Znowu doszło do wolty części PiS-u. Dziwne byłoby, gdyby coś takiego w ogóle nie miało miejsca. W końcu część członków PiS - nie ma co takich rzeczy chować pod dywan - podcięłaby sobie gałąź, na której siedzi. To dawni członkowie PZPR. Kiedy było głosowanie na temat kary śmierci, cały klub parlamentarny PiS opuścił salę obrad. Zachował się jak klasyczna lewica znana z pobłażliwości wobec bandytyzmu. Lansowano swego czasu ustawę mającą zakazać produkcji i dystrybucji pornografii. Projekt też upadł. W końcu głosowanie dotyczące ustanowienia Trzech Króli dniem wolnym od pracy. Tak było za czasów II RP, dopiero komuniści zlikwidowali. I nic z tego nie wyszło. Wychodzi na to, że PiS dużo gada, a jak przychodzi co do czego, to wszystko ramoli, jak leci. Po przeanalizowaniu stosunku partii do wyżej wymienionych postulatów, należy uznać ją za światopoglądowo lewicową.

Przypomnieć tutaj należy słynne porównanie szamba do perfumerii dokonane przez ojca Tadeusza Rydzyka. Skwitował on tak zachowanie małżonki prezydenta, która zaprosiła działaczki na rzecz wyimaginowanych "praw kobiet" (a kiedy przyjdzie czas na Front Wyzwolenia Minerałów?). Również swego czasu Nelly Rokita wypowiadała się jak najbardziej zagorzała feministka. Jaką partią zatem może być pod względem światopoglądowym PiS? Tak samo sprzeciwia się dostępowi cywili do broni palnej. No i taką partię mamy nazywać prawicową bądź konserwatywną? To byłby chyba kiepski żart.

Wypada również przy tej okazji zwrócić stosunek tego ugrupowania do konstrukcji państwa i kwestii gospodarczych. PiS sprzeciwia się decentralizacji. Opowiada się za istnieniem państwowych przedsiębiorstw - kopalń, elektrowni, fabryk broni, banków, giełdy, petrochemii, zakładów produkujących leki czy nawozy sztuczne, poczty, kolei oraz innych narodowych przewoźników. Postulował nacjonalizację stoczni, a jeszcze wcześniej śmieciarzy. W tym ostatnim chciał wprowadzić jeszcze podatek śmieciowy. Za czasów sławetnej koalicji próbowano przeforsować ustawę, która pozwoliłaby znacjonalizować przedsiębiorstwo, jeżeli zostałoby uznane ono za strategiczne. PiS wyraża również opór wobec prywatyzacji służby zdrowia. Tak więc PiS nie ma nic wspólnego z prawicową koncepcją państwa, kiedy zajmuje się ono bezpieczeństwem wewnętrznym i zewnętrznym, egzekucją i stanowieniem prawa oraz podstawową infrastrukturą; cała reszta znajduje się natomiast w rękach prywatnych.

Reasumując, patrząc na kwestie światopoglądowe oraz ekonomiczne mamy tutaj do czynienia z typową partią lewicową w obecnym wydaniu. To nawet nie narodowa lewica jak LPR czy Samoobrona, tylko zwykła socjaldemokracja. Co zatem taka partia robi po prawej stronie sceny politycznej? Trzeba tutaj odwołać się do historii. Kaczyński w swojej wczesnej karierze od "prawej nogi" się odcinał. Mówił na przykład, że ZChN na najkrótsza droga do dechrystianizacji Polski. Jego światopogląd to była udecja lekko zabarwiona antykomunizmem. W końcu nie znalazł się w UD tylko dlatego, że znajdowałby się tam niżej niż kosze na śmieci. Wszystkie ważne stanowiska zostały już bowiem obstawione. Trzeba było zatem znaleźć odpowiednią niszę. Tą okazał się narodowo-katolicki elektorat. Mamy zatem wyjaśniony cały fenomen Kaczyńskiego.

Ktoś może tutaj powiedzieć, że dlaczego w takim razie media tak go atakują? Swojego czasu Szabas Zeitung krytykowała bardzo mocno Wałęsę, że to autokrata, dyktator, ergo antysemita. Gdy okazało się, że Wałęsa był "Bolkiem" czy oddawał mocz do wody święconej, stał się świeckim świętym z namaszczenia bunkra z Czerskiej. Tu mamy zatem do czynienia z cyklami koniunkturalnymi. Teoretycznie możemy sobie wyobrazić, że Kaczyński też zostałby świeckim świętym z namaszczenia odpowiednich wydawnictw czy komercyjnych stacji radiowych albo telewizyjnych. Wracając jednak do tematu różnych anatem pod adresem PiS... Przecież musimy wiedzieć, że czy to PiS, PO, SLD czy PSL, to nie ma żadnego znaczenia. To wszystko jedna banda czworga. Skutkiem jej rządów jest jedynie większa progresja światopoglądowa oraz biurokracja przyrastająca w tempie geometrycznym. To kukiełkowy teatrzyk rozgrywany przed niezorientowanymi wyborcami. Trzeba zatem znaleźć jakiś szwarccharakter, no i taki jest - ten Kaczyński, któremu przyprawia się "prawicową" bądź nawet "ultraprawicową" gębę (w zamyśle faszysta, klasyczna lewicowa projekcja). Jako całkowite antypody tego wykreowanego Ciemnogrodu wynajduje się inne ugrupowanie. Teraz za takiego robi Tusk, ale możliwe, że on się władcom kukiełek może znudzić, wówczas zostanie wymieniony na lepszy model. Taki sam los może również spotkać drugą stronę, czyli Kaczyńskiego. Nie wiadomo, czy role się nie odwrócą. Swego czasu taki Niesiołowski, gdy grzmiał na Kwaśniewskiego per "pornoprezydent", robił za niedobrego wilka lub smoka z baśni. Teraz robi za jakiegoś rycerza rozprawiającego się z takimi bestiami.

Do zwolenników PiS: no i jaki sens popierać bandę czworga?

Brak komentarzy: