poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Strategiczność, czyli jak się usprawiedliwia etatyzm

Jesteśmy przyzwyczajeni do stanu, kiedy państwo stało się molochem. Ten nas edukuje, leczy, ubezpiecza, zajmuje się opieką społeczną, istnieje szereg państwowych przedsiębiorstw. Ten stan rzeczy próbuje się na różne sposoby usprawiedliwiać. Mówi się, że gdyby państwo nie pełniło swoich socjalnych funkcji, to strach byłoby wysunąć nos poza próg swojego domu - taka bowiem miałaby być przestępczość. Czasem pojawiają się wizje nawet swoistych socjalistycznych rewolt, kiedy ludzie wręcz domagaliby się, aby państwo im pewne rzeczy zapewniło. To jest co najmniej dziwne. Jakoś w USA nie ma państwowych ubezpieczeń i nikt z tego powodu nie wychodzi na ulicy. Więcej, Amerykanie są niezadowoleni z tego, że Obama chce ich uraczyć bytem w typie NFZ. Istnieją jeszcze inne bardziej prozaiczne usprawiedliwienia rozbudowanych struktur państwa.

W dawnych czasach wyróżnikiem socjalizmu był stosunek do własności środków produkcji. Na początku dwudziestego stulecia w końcu socjalistą zostawało indywiduum, które twierdziło, iż państwo ma przejąć cały przemysł, bankowość et cetera. Tak też został socjalizm zdefiniowany w Interwencjonizmie von Misesa. Obecnie do wyrózników doszły państwowa szkoła, służba zdrowia, ubezpieczenia, opieka społeczna, regulacja stosunków pracy itd. Socjaliści śmiertelnie obawiają się nie tylko prywatyzacji tak zwanych funkcji socjalnych państwa, czyli szkolnictwa, lecznictwa, ubezpieczeń, ale również - co jest bardziej typowe - szeregu przedsiębiorstw. Abstrahuję już od tego, że oni chcieliby prawdopodobnie, żeby każdy jeden zakład produkcyjny był państwowy. Bawią się przy tej okazji w poszukiwanie różnych wytrychów, aby nie doprowadzić do prywatyzacji szeregu przedsiębiorstw. No i je odnajdują przy posłuchu znacznej części społeczeństwa. Chodzi tutaj o często podkreślaną strategiczność całych gałęzi gospodarki. Wymieniane są tutaj energetyka, górnictwo oraz - przynajmniej częściowo - przetwórstwo surowców, sektor obronny, bankowość, koleje, w naszych warunkach również głośno było o takim charakterze okrętownictwa. A nie jest to nic innego niż właśnie usprawiedliwianie etatyzmu i socjalizmu. Dlaczego?

Po pierwsze, jak mamy definiować, czym jest strategiczność i na jakiej zasadzie. Wykonać tutaj możemy taki eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że na jakiejś niewielkim państwie-wyspie znajduje się fabryka zabawek, która daje zatrudnienie znacznemu procentowi tamtejszych mieszkańców. Państwo ma w niej dominujące udziały. Czy mieszkańcy nie uznaliby takiego zakładu za strategiczny, ponieważ jest kołem zamachowym tamtejszej gospodarki? Pewnie tak. Więcej, zapewne tamtejsze elity polityczne nie chciałyby jej za bardzo prywatyzować, a pewne słowo na "p" nie mogło by przejść przez gardła tamtejszych związków zawodowych... Wracając jednak ad rem, możemy dojśc do wniosku, że za strategiczne może zostać uznane przedsiębiorstwo o znacznej wielkości dające zatrudnienie dużej rzeszy ludzi niezależnie od branży. Teoretycznie zatem mogłaby być to i fabryka zabawek, jak w powyższym eksperymencie myślowym. Prawdopodobnie był to również powód traktowania jako strategicznego przemysłu stoczniowego. Okrętownictwo dawało bowiem zatrudnienie ponad 100 tysiącom ludzi. Niektórzy dalej je traktują jako strategiczne. Prawo i Sprawiedliwość nie tylko bowiem śmieciarzy chciało upaństwowić, ale również znacjonalizować stocznie. Strategiczność może również zależeć od widzi mi się władzy. Za rządów PiS Liga Polskich Rodzin chciała przeforsować ustawę, która pozwoliłaby znacjonalizować przedsiębiorstwo uznane przez rząd za strategiczne...

Z czego może wynikać również w niektórych przypadkach tropienie strategiczności? Pojawia się tutaj błąd powiązania etatyzmu z patriotyzmem. Te przedsiębiorstwa mają być "nasze", "polskie", więc dlaczego mamy je prywatyzować; przecież to dobro wspólne. O ile można u nacjonalistów dostrzec tutaj pewną konsekwencję, to dziwi coś takiego u progresywnych socjalistów, którzy Polskę jako taką mają głęboko w poważaniu i widzieliby ją jako fragment jakiegoś ponadnarodowego molocha. Ponieważ cały polityczny Olimp w Priwislanskim Kraju to socjaliści pobożni, bezbożni albo zupełnie bezideowi, to błąd powiązania etatyzmu z patriotyzmem jest bardzo szeroko rozpowszechniony w naszym społeczeństwie. W dodatku został on powielony przez ugrupowania określane w naszym kraju jako prawicowe, czyli między innymi PiS i LPR. Korzenie takiego błędnego rozumowania wywodzą się zresztą z PRL-u, kiedy to wielkość produkcji utożsamiano z patriotyzmem, straszono wielkim kapitałem, któremu miano na przykład nie oddawać kopalni (powołać się tutaj można na jeden z propagandowych plakatów z początków komunizmu w Polsce).

A teraz jak to jest ze strategicznością poszczególnych sektorów najczęściej za takie uznawane?

Na początek weźmy pod lupę energetykę. Tutaj mówi się na przykład o narodowym projekcie dotyczącym geotermii, żeby państwo postawiło ileś tam takich elektrowni i ciepłowni. Podstawowe pytanie: dlaczego ma to robić państwo? Czy tego lepiej i taniej nie zrobią podmioty prywatne. One przecież wybudują to w kilka lat, a państwo nie zrobi tego za kilkadziesiąt. Poza tym czy nie lepiej jest znieść koncesje na jakąś drobną energetykę, a koncesjonować dopiero molochy pokroju hydroelektrowni na rzekach? Oczywiście, że tak. Wówczas spadną ceny prądu. Obecnie w energetyce mamy de facto państwowy monopol, który może sobie je dowolnie podbijać. Gdyby elektrownie i ciepłownie były w rękach prywatnych, siłą rzeczy wymuszona zostałaby między nimi konkurencja. Ceny ciepła i prądu elektrycznego wówczas spadłyby. Należy tutaj również dodać, że wzrosłaby konkurencyjnośc przedsiębiorstw działających na terenie Polski na światowych rynkach.

Za inny strategiczny sektor uznawany jest zbrojeniowy. Mówi się, że armia czy policja musi mieć skądś broń. Tutaj wystarczy powołać się na historię. W drugiej połowie dziewiętnastego stulecia okazało się, że prywatne zakłady zbrojeniowe są tak wydajne, że zdecydowano się sprywatyzować państwowe manufaktury zajmujące się tego rodzaju działalnością. Więcej, te firmy potrafiły uzbroić armie, które potrafiły zwyciężać i dokonywać kolonialnych podbojów. Czy nie mogłoby być tak dzisiaj? Skończyć należy z anachronicznym przepisem z 1923 roku, że pierwszeństwo w uzbrajaniu armii mają przedsiębiorstwa państwowe. Dopuścić należy na rynek prywatnych wytwórców broni strzeleckiej czy sprzętu wojskowego, a wytwórcy, których właścicielem jest rząd, pójdą w niedługim czasie do prywatyzacji.

Przykład innego strategicznego sektora to górnictwo oraz część gałęzi przetwórczych z nim związana (hutnictwo, petrochemia, przemysł mineralny). Na przykładzie kopalni węgla kamiennego widać, jak to wszystko działa. Przyniosło to, póki co, gigantyczne długi. Swojego czasu sprowadzaliśmy węgiel z RPA, żeby mieć czym palić w elektrowniach. Sprawdza się tutaj stare przysłowie, że gdyby na Saharze panował komunizm, to musieliby importować piasek. Tak samo mówi się o wydobyciu ropy naftowej i gazu ziemnego z fliszu karpackiego, no i płacze się przy tym, dlaczego na przykład PGNiG tego nie robi. A przecież wystarczyłoby dokonać liberalizacji prawa geologicznego i górniczego, wówczas automatycznie znaleźliby się prywatni inwestorzy, którzy rozpoczęliby eksploatację. Znowu sprawdza się tutaj prawidłowość jak powyżej. Przy tej okazji wypada jeszcze wspomnieć o paliwach. Przecież tutaj wystarczy znieść koncesję na ich wyrób, no i to rozwiąże problem.

Bankowość... często się mówi tutaj o tym, że banki z innych krajów nie będą chciały dawać kredytów naszym przedsiębiorcom. A to jest oczywista nieprawda. Przeciez nikt przy zdrowych zmysłach nie podcina gałęzi, na której siedzi. Jaki jest interes w pozbawianiu siebie dodatkowych zysków. Inna sprawa, że przecież można by ułatwić zakładanie banków tak, aby każdy dysponujący jakimś określonym kapitałem początkowym po rejestracji przez NBP mógł taką działalność prowadzić. Dodam, że można by z tego obowiązku wyłączyć tak zwane SKOK-i, które bankami sensu stricte nie są.

Kolej też jest uważana za strategiczną. A przecież wystarczyłoby, żeby tylko tory jako element infrastruktury były własnością państwa, a cały tabor można by spokojnie sprywatyzować. Prywatni przewoźnicy płaciliby wówczas za użytkowanie torów. Cały system zacząłby wówczas działać lepiej i skuteczniej.

Powyżej dokonałem przeglądu branży uważanych za strategiczne. Okazuje się, że zniesienie części koncesji, licencji pozwoleń oraz liberalizacja części przepisów rozwiązałyby tego sprawy. Pojawia się tutaj jeszcze jeden problem. Jeżeli mamy pewną ilość państwowych przedsiębiorstw w wielu branżach, to ich ilośc ma tendencję do wzrostu. Następuje tutaj efekt kaskadowy i stopniowe staczanie się w coraz większą ingerencję państwa w gospodarkę. Poszczególne ekipy mogłyby coraz to nowe sektory uznawać za strategiczne aż w końcu całość przemysłowej produkcji oraz część gałęzi usługowych, które uprzednio były prywatne, mogłyby znaleźć się w rękach państwa. Strategicznośc to poza tym wymówka dla elit policznych, które chcą ustawiać swoich partyjnych kolegów w zarządach spółek Skarbu Państwa. W tym celu należy zatem postraszyć ludzi trochę bezpaństwowymi korporacjami. Mamy zatem do czynienia z typowym przykładem słomianego luda.

4 komentarze:

triarius pisze...

No dobra Wodzu, a jak proponujesz przejąć tę władzę?

Swoją drogą, jak Ci się podobają moje ostatnie bonmoty?

Pzdrwm

Kirker pisze...

Tygrysie,

ze zdobyciem władzy jest największy problem. W obecnym układzie należałoby poczekać na jakieś zawirowania typu sypanie się międzynarodowego socjalizmu w postaci Mumii Jewropejskiej. Przecież on się w końcu posypie, bo się okaże niewydolny. Wówczas można będzie tutaj zainstalować prawicowy autorytaryzm.

A ostatnie bonmoty bardzo dobre.

pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Autor nie zauważa, że nie ma dużego polskiego kapitału, więc kto niby miałby sam produkować tą broń, pełnomorskie statki, prąd?
Może konsorcja firm hitlerjugend gmbh polska albo telawiv peace makers inc. ?

Kirker pisze...

Anonimowy:

Autor nie zauważa, że nie ma dużego polskiego kapitału, więc kto niby miałby sam produkować tą broń, pełnomorskie statki, prąd?
Może konsorcja firm hitlerjugend gmbh polska albo telawiv peace makers inc. ?


A czy skoro nie ma kapitału, to znaczy, że ma się tym zajmować państwo? Moim zdaniem raczej należy sprawić, żeby taki kapitał się pojawił. Nic temu nie służy tak jak ograniczanie regulacji gospodarki i opodatkowania. Wówczas nowe firmy wyrastają jak grzyby po deszczu.

Teraz, dlaczego temu kapitałowi nie opłaca się sabotaż. Przecież on będzie do zysków, a chyba dane przedsiębiorstwo nie będzie się tak zachowywać, żeby były one jak najmniejsze. Tak więc tutaj strach przed prywatyzacją jest, co najmniej nie uzasadniony.

Teraz na zakończenie, dlaczego lepiej, żeby się takimi rzeczami nie zajmowało państwo. Przecież prywatne przedsięwzięcie będzie dwa razy mniej kosztować. Państwowe przedsiębiorstwo, nawet jeżeli przynosi zyski, to wynikają one z jego monopolistycznej pozycji i/lub są one mniejsze niż gdybyśmy mieli do czynienia z firmą prywatną. Poza tym w państwowych przedsiębiorstwach bardzo często większa część dywidendy idzie do Skarbu Państwa, więc nie unowocześnia się sprzętu. Tak więc zaczyna ono generować straty.

pozdrawiam