niedziela, 30 sierpnia 2009

Autorytaryzm jako uświadomiona konieczność

Jako rasowy konserwatysta nie uważam demokracji za dobry ustrój. Posługując się określeniem Arystotelesa, uważam, ten system w zasadzie za ochlokrację. We władzę ludu zwyczajnie nie jestem w stanie uwierzyć. Wystarczy dokonać analizy ustrojów demokratycznych, żeby zauważyć do czego one prowadzą. Dostrzec można stopniowy rozkład - ewolucję w stronę państwowej gospodarki i rozbudowanych funkcji socjalnych państwa z jednej strony, a z drugiej w kierunku obyczajowego indyferrentyzmu. Z demokracją nie wiąże się zatem nic pozytywnego. Z tego powodu skuteczniejszym ustrojem będzie autorytaryzm. Janusza Korwin-Mikkego zwykłem traktować bardzo krytycznie, jednak jedna jego myśl bardzo dobrze ilustruje ten fakt - "monarchie i dyktatury dzielą się na dobre i złe, a demokracja jest zawsze głupia". Zwrócić należy uwagę na jeszcze jeden fakt. Epizody demokratyczne w całej historii ludzkości były bardzo krótkie, a potem powracała władza charyzmatycznej jednostki. Autorytaryzm zatem ze stricte historycznego punktu widzenia stanowi normę.

Zwrócić jeszcze należy uwagę na jeden fakt związany z naszym krajem. Już raz w historii wypróbowaliśmy raka demokratyzmu w postaci elekcji viritim. Do czego to doprowadziło? Nie było silnej władzy królewskiej, państwo zatem ogarnęła anarchia. W XVII w. Polska została spustoszona przez szereg wojen. W końcu część naszych sąsiadów - Prusy, Rosja, Austria - stwierdziła, że dokona stopniowej konsumpcji naszego państwa. No i do tego w końcu doszło. Do czego doprowadził zatem tutaj demokratyzm? Do upadku potęgi, jaką byliśmy.

Autorytaryzm w Polsce posiada zatem jeszcze jedno uzasadnienie. Wystarczy popatrzeć, jakich to mamy sąsiadów. Z zachodu Niemcy, a ze wschodu Rosja. Pierwsi zawsze parli na wschód. Najpierw podporządkowali sobie i podbili plemiona słowiańskie na Połabiu - Obodrzyców, Wieletów, Łużyczan. Na tym jednak nie zaprzestali. Cały czas dążyli do podporządkowania sobie ziem polskich. Z drugiej strony mamy natomiast żywioł wszechruski. Rosja przez całą historię również parła w naszą stronę. Caryca Katarzyna nawet twierdziła wprost, że podporządkowanie Polski i cieśnin tureckich to są żywotne interesy państwa rosyjskiego. Niemcy i Rosja również umawiały się nad naszymi głowami. Do takiego paktu po raz pierwszy doszło w 1031 roku. Wówczas Jarosław Mądry zachęcał Niemcy do wspólnego uderzenia na Polskę. Takie porozumienia nad naszymi głowami zdarzały się nieraz. Przykładem był chociażby sławetny pakt Ribbentrop-Mołotow. Nie wiadomo, czy nie doszło do czegoś jeszcze. Ostatni minister spraw zagranicznych ZSRR i były prezydent Gruzji, Eduard Szewardnadze, stwierdził, iż Pomorze, Śląsk i Wielkopolska wrócą do Rzeszy Niemieckiej. Cała reszta natomiast stanie się kondominium Rosji. Cała historia pokazuje to, że jesteśmy nieustannie zagrożeni przez państwa ościenne. Tak więc, czy w takiej sytuacji pozwolić sobie można na demokrację ze wszystkimi jej wadami?

Musimy jeszcze zauważyć, że z jednej strony mamy "czerwonkę", a z drugiej "faszystowską dyscyplinę". U mieszkańców państw wykształciła się bardzo specyficzna mentalność. No i czy między nimi może sobie istnieć taki anarchizujący kurnik w postaci państwa polskiego. Wiadomo, że nie. Skończy się to bowiem po raz kolejny ustanowieniem granicy na Narwi, Wiśle i Sanie. Po prostu zostaniemy podbici przez te ościenne mocarstwa, nie po raz pierwszy w historii zresztą. Nasze państwo z tego powodu nie może być demokratyczne. Oni będą tutaj bowiem tworzyć partie polityczne będące ich stronnikami. Bronić będą interesów swoich mocodawców. No i mamy takie przykłady. Rządzą nami obecnie ludzie, którzy są niemiecką i rosyjską agenturą. Można się zastanowić, kto mógł na takich ludzi zagłosować. Na tym jednak polega demokracja. Lud zwyczajnie nie jest w stanie mądrze wybrać swoich przywódców. Może wybrać ludzi, którzy sprowadzą - mniej lub bardziej świadomie - zagładę na ich państwo. Tak samo jest w Polsce. Przecież przez 20 lat w zasadzie nie było u nas władzy reprezentującej polską rację stanu. Wszyscy w zasadzie byli quislingowcami na usługach obcych mocarstw.

Pamiętać jeszcze trzeba, że Niemcy i Rosja mają politykę zagraniczną obliczoną nie na okres jednej kadencji, góra kilka lat, a na kilkadziesiąt. Oni wiedzą, jak się zachowywać na arenie międzynarodowej, aby było to działanie skuteczne. Możemy przy tej okazji dokonać eksperymentu myślowego. Wyobraźmy sobie, że został wreszcie w Polsce wybrany normalny rząd po tych wszystkich latach. Zaczyna on przenosić wydatki państwa w stronę zapewniania bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego, redukuje tak zwane socjalne funkcje państwa oraz jego udział w gospodarce. Przy okazji wprowadza konserwatyzm obyczajowy oraz zaczyna prowadzić normalną politykę zagraniczną zgodną z polską racją stanu. Przyjmijmy, że wytrzyma on całą kadencję, czyli 4 lata. Potem ludzie postraszeni przez marks-media, a to "faszyzmem" i "dążeniami do dyktatury", a to "międzynarodowymi korporacjami", jak również jeszcze innymi straszakami, wybiera jakieś LSD albo kolejnego klona Unii Demo-Wolności. Co zaczyna nowa władza? A mianowicie znowu zaczyna włazić wszystkim wokół w tyłek, robić głupoty we wszystkich możliwych dziedzinach - od kwestii obyczajowych po ekonomiczne. Do tego bowiem prowadzi demokracja? Pożyteczny rząd może zostać de facto obalony przez prymitywnych demagogów i media kreujące ich na półbogów. Gdy tamci dobierają się do władzy, okazuje się, że stanowią małpę z brzytwą. Wychodzi na to, że tacy ludzie nie powinni rządzić tak naprawdę kurnikiem w najbardziej zapadłej wiosce. Co jest zatem gwarantem prowadzenia polityki zagranicznej zgodnie z polską racją stanu. Tutaj musi być władza, która nie będzie się zmieniać w ciągu kilkudziesięciu lat, aby były jakieś wymierne skutki jej działalności. W warunkach demokratycznych nie jest się ona raczej w stanie utrzymać, ponieważ różni demagodzy zrobią ludziom skutecznie mętlik w głowie. Co zatem jest tutaj konieczne? Nie ma innej odpowiedzi niż autorytaryzm.

Innymi wadami demokracji prowadzącymi do rozpadu organizmu państwowego zajmowałem się w swoim poprzednim tekście. Wszystko to pokazuje, że autorytaryzm jest nie tylko dziejową koniecznością, co uzasadnioną.

Tylko do jak wielkich wstrząsów musi dojść, abyśmy zostali ostatecznie zniesmaczeni demokracją?

Brak komentarzy: