sobota, 1 maja 2010

Wystąpmy z ZSRE!

Pamiętam te chwile doskonale do tej pory. Publiczna telewizja zorganizowała Bizancjum, jakie normalnie odbywa się przy okazji Sylwestra. Odliczano sekundy. No i stało się. Weszliśmy do Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Kiedyś była Moskwa, teraz mieliśmy mieć Brukselę. Rok wcześniej ludzie otępiani medialnym przekazem zagłosowali za tym, żeby anihilować niepodległy byt Rzeczypospolitej Polski i podporządkować jej los humorom Niemców i Francuzów. Nikt im nie powiedział, że ZSRE to ingerencja w kwestie wewnętrzne państwa we wszystkich kwestiach - od kształtu ogórka po "a u was pedałów biją". Nie wspominano również o centralistycznym i skrajnie socjalistycznym charakterze tej organizacji, o połajankach jak za Breżniewa o braku postępów w budowie jedynego właściwego systemu. Teraz ludzie twierdzą, że im w UE (pozwolę sobie chwilowo tak nazwać ten neontologiczny ZSRR) dobrze. Mogą sobie jeździć za granicę, nie ma jakiś dziwnych przepisów wjazdowych. Ogórki, banany, rtęciowe termometry, głosy o podatkowym dumpingu już nikogo nie przejmują.

Teraz zastanówmy się. A po co nam to wszystko było? Śmiem twierdzić, że wynikało to raczej z umysłowości naszych polityków. Nie mogli oni za długo wytrzymać bez prowadzania na smyczy. Wcześniej jeździli do ojczyzny wszystkich partyjniaków (według Moczara), teraz homines sovietici musieli znaleźć sobie jej ekwiwalent. Nie przywykli do tego, żeby państwo było samodzielnym podmiotem polityki. Dla nich może ono być co najwyżej jakimś satelitą siedzącym grzecznie pod butem kogoś większego i nie wychylającym się za bardzo. Nam wmówiono nieprawdopodobne korzyści wynikające z UE. I nic dziwnego - teraz wielu z nas myśli, że bez dotacji zejdziemy do epoki kamienia łupanego. Ergo, umrzemy z głodu w Priwislanskim Kraju. Imaginacja tych wszystkich korzyści to efekt myślenia życzeniowego. Ludzie nie mający odpowiedniej wiedzy dali sobie, mówiąc kolokwialnie, wcisnąć popelinę. Zadziałały prawidła demokracji - kto tam się przejmuje rozsądkiem, jeżeli liczy się głupia większość - no i wstąpiliśmy do tego trockistowskiego molocha.

A dlaczego UE nam nic nie daje? Przede wszystkim to bizantyńska biurokracja. Urzędnicy tamtejsi mają totalitarną obsesję regulowania każdej błahostki. Nawet Hitler czy Stalin nie mówili, jak ma wyglądać ogórek. Nikt też nie mówił, że socjalistyczne, ociężałe molochy pokroju Niemiec czy Francji wymyślą idiom o nazwie "podatkowy dumping". Przez to musimy mieć odpowiedni VAT, właściwe akcyzy, ponieważ neokomunistyczna tłuszcza z Brukseli się na nas obrazi. Ktoś powie, że dzięki UE można sobie jeździć po całym kontynencie. Norwedzy czy Szwajcarzy też mogą, a ich państwa mają UE w bardzo głęboko w rzyci. Żeby przynależeć do strefy Schoengen nie trzeba być w ZSRE. Inna sprawa, oni bez przerwy się obrażają na nas, że mamy niewłaściwą, ciemnogrodzką obyczajowość. Dostajemy połajanki od różnych dziwnych instytucji, które mieszają z błotem ludzi mających odwagę myśleć inaczej niż lewicowy mainstream. Nie muszę tutaj przytaczać słynnej sprawy Rocco Butiglione...

Tak więc UE jest nam w ogóle nie potrzebna do życia. Uważać ją za konieczną mogą osoby albo nie rozumiejące geopolityki (nikt nie uważa nas za braci, tylko za materiał na państwo satelickie), albo o umysłowości pochłoniętej lewicowością zarówno światopoglądową jak i ekonomiczną (wiadomo, że lewicowi pożyteczni idioci cierpią na uwiąd moszny). Po co nam ta cała biurokracja? Po co nam tyle regulacji w sferach, które w ogóle jej nie wymagają? Jak już wyżej napisałem, do strefy Schoengen moglibyśmy się przyłączyć bez uprzedniego przynależenia do UE. Oni uniemożliwiają również nam wprowadzenie odpowiedniego systemu ekonomicznego; przecież byłyby zaraz śpiewki o tzw. podatkowym dumpingu.

Co powinniśmy zatem zrobić?

Wystąpić z ZSRE. Innego wyjścia nie widać. Po co nam centralnie sterowana gospodarka jak w ZSRR czy Trzeciej Rzeszy? Tak samo kasta biurokratyczna jak w Chinach za dynastii mandżurskiej. Bez tego wszystkiego możemy żyć. Dlaczego zatem siedzimy po uszy w tym samym bagnie, co reszta kontynentu? W Najjaśniejszej Rzeczypospolitej nie ma teraz patriotycznych elit. Jest natomiast banda sprzedawczyków i zdrajców, którzy pragną tylko stolca i wynikającej z niego władzy, nie wspominam już o środkach pieniężnych.

Ktoś powie, że to niemożliwe. Nie jest to prawdą. Taką możliwość daje nam traktat lizboński. Skoro możemy się wypisać, to dlaczego mamy tego nie zrobić? Ktoś powie, że nie ma to sensu. To wypada się tutaj zapytać: dlaczego istnieją państwa, które ani myślą o tworzeniu takich struktur. Mają one bowiem wolnorynkową gospodarkę. Tamtejsze elity polityczne również siebie na tyle szanują, że nie mają ochoty słuchać jakiś ponadnarodowych biurokratów.

Często przed Anschlussem poruszany był aspekt uzależnienia od Rosji. Ten argument to wierutna bzdura. UE nie stanowi żadnej zapory przed zapędami tego państwa. Więcej, mamy przecież przyjaźń niemiecko-rosyjską. Nie wiadomo również, jaki jest udział Rosji w tworzeniu samej UE. Gdyby się okazało, że np. Bukowski ma rację, to weszliśmy z deszczu pod rynnę. Jak się sami nie ochronimy przed Rosją (np. przed agenturą), to nikt nam nie pomoże.

Ale z UE, niestety, nie wyjdziemy. Wszystkie obecne partie polityczne są za tym, żeby brać grube miliony z Brukseli. Nikt nie ma na tyle ikry, żeby wziąć sprawy we własne ręce oraz zabrać manatki z UE. Poza tym rzesze są tak naprawdę ślepe i tego świata rodem z Limes inferior nie chcą albo nie mogą dostrzec. No i to jest w tym wszystkim najgorsze. Prawdopodobnie będziemy musieli doczekać końca tego międzynarodowego tygla.

8 komentarzy:

Kuman pisze...

Wiesz Kirker, z tą Unią to nie jest do końca tak jak to się przedstawia przeważnie w prawicowej publicystyce. Tak między nami możemy sobie chyba powiedzieć, że sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. Sam nie jestem pewien czy rzeczywiście tracimy suwerenność. Suwerenność to nie jest to co ktoś tam napisał na jakiejś kartce papieru tylko zdolność przeprowadzania swojej woli politycznej. Pozostając poza UE stracilibyśmy całkowicie wpływ na to co dzieje się teraz w Europie, będąc w UE taki wpływ możemy mieć, przynajmniej mamy po temu jakieś narzędzia.

Czyli paradoksalnie być może jest tak, że wstępując do UE zwiększyliśmy naszą "ilość suwerenności". Spójrz na Białoruś - kraj formalnie suwerenny, ale de facto całkowicie uzależniony gospodarczo od Rosji. Zupełnie bez przyszłości.

Z tymi żarówkami, bananami też sprawa ma się inaczej. Nie jest tak, że ktoś tam w Brukseli ma jakąś chorobliwą pasję, żeby to koniecznie kontrolować. Banany wymyśliła sobie Francja, po to, żeby do Europy importować je tylko z Gujany Fr., żarówki z kolei to sprawa Philipsa i innych koncernów, którym sprzedawanie tylko energooszczędnych było też na rękę. Ale w rzeczywistości nie są to przecież nawet sprawy trzeciorzędne, jest masa innych, kluczowych rzeczy.

No i z Unii, na dobrą sprawę, nie możemy wyjść. Musielibyśmy negocjować to wyjście tak samo jak wejście, z każdym państwem z osobna. Prawdopodobnie zażądano by od nas zwrotu pieniędzy jakie dostaliśmy, co czyni całe przedsięwzięcie nierealnym. Poza tym, tak jak pisałem wcześniej, jestem zdania, że lepiej byśmy w tej UE jednak byli.

Pozdro Don Kichocie.

Anonimowy pisze...

Dwu wrogów juz mieliśmy- w 1939r i jak na tym wyszlismy wiadomo.
Po wyjściu z Unii nawet Ukraina sama moglaby sie posunąć do Wisły, przecież oni utrzymują , że to ich ziemie. Kto by im przeszkodził?
Chyba nie Klich.
Od 1939r Polska jest tylko przedmiotem polityki światowej, czy europejskiej, nie jej podmiotem. Możemy sie tylko łudzić, że mamy coś do powiedzenia dla lepszego samopoczucia.
Ostatnim politykiem, który nas poważnie traktował był....Hitler, bo chciał sie dogadać w kwestii wspólnej wojny z bolszewizmem. Wolelismy zaufać "Zachodowi". Ale mielismy wybór. Teraz żadnego wyboru nie mamy.
Możemy tylko starać się ograniczyć
rządy wewnetrzne złodziei i postkomunistów przez wybór JK.
I czekać aż eurokołchoz sam padnie.

Anonimowy pisze...

Jak widać po dwóch poprzednich komentarzach, samodzielność nie mieści się w głowach Paliacziszków.

Za to skądś bierze się naiwna wiara że mamy coś do powiedzenia w UE. Tak, mamy tyle ile mieliśmy do powiedzenia w sprawie stoczni.

Kirker pisze...

Kumanie,

Pozostając poza UE stracilibyśmy całkowicie wpływ na to co dzieje się teraz w Europie, będąc w UE taki wpływ możemy mieć, przynajmniej mamy po temu jakieś narzędzia.

Nic nie mamy do gadania. UE służy załatwianiu interesów przez Niemcy i Francję. Nie byłoby rozszerzenia na wschód w 2004 roku, gdyby państwo niemieckie nie miało tam interesów. Mamy zatem robić tam za satelitę, płatnika netto i nic więcej.

O potędze państwa decyduje armia i gospodarka, a nie przynależenie do struktur międzynarodowych. Gdybyśmy mieli bombkę A, wąglika i jadu kiełbasianego w ilości potrzebnej do wytrucia połowy ludzkości, do tego VX (a tak to,dobrze jeszcze, że nie podpisaliśmy papierów o zakazie użycia bomb kasetonowych), to wszyscy by się z nami liczyli. A tak to jesteśmy popychadłem takim jak Lesotho czy Bhutan.

Banany wymyśliła sobie Francja, po to, żeby do Europy importować je tylko z Gujany Fr., żarówki z kolei to sprawa Philipsa i innych koncernów, którym sprzedawanie tylko energooszczędnych było też na rękę.

No właśnie, piszesz najpierw o *wzroście suwerenności*, a teraz podajesz, że musimy się dostosowywać do humorów państw stosujących praktyki protekcjonistyczne czy wielkich korporacji korumpujących urzędników. Czy nie można zatem tego całego konglomeratu olać?

No i z Unii, na dobrą sprawę, nie możemy wyjść. Musielibyśmy negocjować to wyjście tak samo jak wejście, z każdym państwem z osobna.

A to na jakiej podstawie? Przecież według TL Unia jest podmiotem prawa międzynarodowego, ma mieć swojego prezydenta i ministra spraw zagranicznych. To czy nie wystarczyłoby do nich wystosować odpowiednie pismo?

Wówczas moglibyśmy się spodziewać wariantu Czechosłowacji z 1968 roku lub Węgier z 1956 roku. Ale przecież nikt nie mówi, że mamy rzucać od razu zabawki. Można się uzbroić (tego nam zabronić nie mogą).

Prawdopodobnie zażądano by od nas zwrotu pieniędzy jakie dostaliśmy, co czyni całe przedsięwzięcie nierealnym.

A to na jakiej podstawie? Dotacja to chyba nie to samo, co pożyczka. Jeżeli w kraju X pan Y dostał dotację, a później z niego się zabrał, nikt nie będzie go ścigać. Tak samo w tym przypadku.

Poza tym, tak jak pisałem wcześniej, jestem zdania, że lepiej byśmy w tej UE jednak byli.

A to dlaczego?

To przykład myślenia życzeniowego.

pozdrawiam

Kirker pisze...

Anonimowy 1:

Dwu wrogów juz mieliśmy- w 1939r i jak na tym wyszlismy wiadomo.

A teraz nie mamy. Co UE ma do tego, że z jednej strony żywioł niemiecki, a z drugiej wszechruski. UE nam nic nie daje w tym zakresie.

Po wyjściu z Unii nawet Ukraina sama moglaby sie posunąć do Wisły, przecież oni utrzymują , że to ich ziemie. Kto by im przeszkodził?

Teraz też może. Eunuchy w Brukseli wyraziłyby co najwyżej ubolewanie na piśmie.

Poza tym, jak sami o siebie nie zadbamy, to nikt o nas nie zadba. Prosta zasada.

Od 1939r Polska jest tylko przedmiotem polityki światowej, czy europejskiej, nie jej podmiotem. Możemy sie tylko łudzić, że mamy coś do powiedzenia dla lepszego samopoczucia.

Jak mieliśmy najpierw rząd, który przyszedł na sowieckich bagnetach, a potem rządziła nami banda eunuchów, to co mamy się dziwić takiemu stanowi rzeczy?

Ostatnim politykiem, który nas poważnie traktował był....Hitler, bo chciał sie dogadać w kwestii wspólnej wojny z bolszewizmem.

To się muszę zgodzić. Kiedyś napisałem tekst na ten temat.

pozdrawiam

Kirker pisze...

Anonimowy 2:

Jak widać po dwóch poprzednich komentarzach, samodzielność nie mieści się w głowach Paliacziszków.

To przykład życzeniowego myślenia, a także niby-realizmu politycznego. Ktoś tu naiwnie myśli, że pewne rzeczy zrobi ktoś za nas. A to oczywista nieprawda. Na arenie międzynarodowej nikt się o nikogo nie troszczy. Mamy bezwzględną grę interesów. I tyle.

Za to skądś bierze się naiwna wiara że mamy coś do powiedzenia w UE. Tak, mamy tyle ile mieliśmy do powiedzenia w sprawie stoczni.

I tak stocznie należało sprywatyzować, podobnie jak wszystkie państwowe przedsiębiorstwa. Tutaj jednak mieliśmy do czynienia z protekcjonizmem - Niemcy i Francja mają państwowy przemysł okrętowy. No i już wiadomo, co jest grane.

A w UE to mamy robić jako niemiecki satelita. Gdyby Niemcy nie miały interesów w Europie Środkowej, to podejrzewam, że w UE byśmy się nie znaleźli.

pozdrawiam

Michał Gackowski pisze...

Mówiąc szczerze przeraża mnie owczy pęd do UE.
I jakie mamy argumenty? Obrona? Każdy kto widział zachodnie armie wie że banda obdartusów z kijami by ich przegoniła (vide rozstrzelanie jeńców przez Serbów na oczach przerażonych żołnierzy Holenderskich czy świeższe zabójstwo ochroniarzy ochranijących jednostkę wojskową w Ulstrze, tak tak brytyjkich żołnierzy ochraniają prywatne firmy ochroniarskie!!!!)
Atak Ukrainy?
Ten kraj się rozłazi. Mają większe problemy niż nasze kresy.

Bez Unii sobie nie poradzimy? Tfu a co to za bzdura. Diś mamy mniej do powiedzenia niż Leichtenstein, który mimo swego niewielkiego potencjału potrafi się skutecznie stawiać wielkiej Unii.

Oddawać dotację? Dotację bralismy z organizacji międzynaodowej o nazwie UNIA Europejska a od kilku miesięcy mamy państwo UE

Kirker pisze...

Panie Michale,

wojsko w Niemczech to ponoć odmiana wakacji. Panienki, wódzia, trawa... tak to ponoć wygląda rok po szkole dla każdego osobnika płci męskiej. I nic dziwnego, że niemiecka armia pojechała do Afganistanu, to się zdziwili, że mają strzelać.

Holenderska armia... co to za żołnierze w ogóle.

Ukraina ma problem z rosyjskojęzycznym Donbasem, do tego jeszcze Krym, który może zostać zasiedlony przez Tatarów, Ormian i Turków.

Dotacje... argument z oddawaniem obaliłem wyżej. Nikt nie może na nas tego wymusić.

pozdrawiam