sobota, 21 listopada 2009

Skąd się wzięły lemingi?

Pamiętne wybory w 2007 roku. Wybory wygrała chyba najbardziej socjalistyczna ze wszystkich partii politycznego mainstreamu (jak tak nie określać jej za rozbudowanie reglamentacji gospodarki i fiskalizmu w ostatnim dwudziestoleciu). Zagłosowano na de facto bezpłciową wydmuszkę wykreowaną przez mass-media pozbawioną jakichkolwiek poglądów politycznych poza jednym, dorwać się do władzy. W przerażającą wizję, jakoby miał nastać faszyzm, uwierzyła wielka rzesza ludzi, zwłaszcza młodych. Zwolennicy przeciwnej doń opcji nazwali tychże lemingami. Nazwa pochodzi od gryzonia, którego osobniki co kilka lat uczestniczą w wędrówkach, w których wiele z nich ginie. Analogia jest bardzo trafna: oni również reagują zbiorowo, a do tego histerycznie.

Jakkolwiek na PiS nie głosowałem, tej partii również nie popieram, uważam, że jego zwolennicy dostrzegli pewien ciekawy fenomen. Piekłoszczyk Edward Bernays byłby zachwycony, gdyby mógł dożyć tego momentu. Ludzie zachowywali się, jakby zostali spuszczeni z linii produkcyjnej. Uwierzyli w pewne slogany, więcej, zaczęli te klisze traktować jak pierwotne pojęcia. Siłą ich była jakaś forma niezrozumiałej z mojej perspektywy paniki; a oto mamy perspektywy autorytaryzmu i upadku systemu demokratycznego! Sam tego uświadczyłem. Po pamiętnych wyborach musiałem wiele znajomości zrewidować, ponieważ wielu moich niedawnych przyjaciół traktowało mnie jak "faszystę". O nieprzyjemnościach w kontaktach z zadżumionymi umysłami pisać można bardzo wiele. Zwolennicy PiS dostrzegli lemingi, nie zauważyli jednakże samej natury tego fenomenu. Dlatego też środki, które zaproponowali w żaden sposób nie rozwiązałyby sytuacji.

Bez przerwy ubolewano na państwowy system edukacji. Zgadzam się, co do tego, że człowiek pojmuje świat przez pryzmat swojej wiedzy, o ile jest w stanie ją poszerzać ze zrozumieniem pojęć. Uważam również, że powinien być on wszechstronnie wykształcony, a przynajmniej rozumieć podstawowe pojęcia nauk przyrodniczych i humanistycznych. Należy tutaj jednak postawić pytanie, czy pewni ludzie są po prostu zdatni do tego. Przecież jak uraczymy lemingi dwukrotnie większą ilością matematyki, języka ojczystego, biologii czy też historii, to czy to wpłynie w jakiś sposób na ich sposób postrzegania rzeczywistości. Moim zdaniem będzie to zwykłe marnotrawstwo czasu i energii. Ci ludzie i tak w szkole się nudzą. Niby skąd się bierze plaga wagarów czy sięganie po dopalacze? Spędzają oni 12 lat - teraz dzięki reformom minister Hall będzie 13 - w tej szkole i czy to wpływa na ich poziom percepcji, kultury osobistej. Ależ skąd! Wracają oni do swoich wątpliwej jakości fetyszy - zilustrować to może popularne powiedzenie "skóra, fura i komóra". Wychodząc ze szkoły ze świadectwem dojrzałości, jak teraz ładnie nazywa się dokument jej ukończenia, taki osobnik wraca do stanu pierwotnego. No i po co było go uczyć tego wszystkiego, jak on tylko litery umie rozpoznawać. Tekstu bowiem nie rozumie. A tutaj chcą takiego delikwenta pomęczyć jeszcze większą ilością materiału... Moim zdaniem to, co proponują tutaj zwolennicy PiS jest zwyczajną drogą donikąd. Problem rozwiązałaby bowiem dopiero prywatyzacja szkolnictwa oraz zniesienie przymusu szkolnego. Wówczas takie jednostki zwyczajnie by do szkoły nie trafiły, tylko zajęłyby się po prostu czym innym.

Istnienie państwowego systemu szkolnictwa to jeden z ubocznych skutków demokratyzacji. Bez niej również coś takiego jak lemingi w ogóle by nie mogło istnieć. Każda demokracja bowiem polega na demagogii skierowanej do takich indywiduów. Czy oni rozumieją, co to znaczy dajmy na to konserwatyzm, liberalizm, socjalizm czy nacjonalizm? Odpowiedź jest, rzecz jasna, przecząca. Ale reagują na to, jeżeli niski polityk założy buty na koturnie, wtedy wydaje się im wyższy. Innym sposobem to szkła kontaktowe z innym kolorem oczu niż naturalny: wypróbowany zresztą przez Al-Kwaskiego. Jeszcze inny to rzucanie w przeciwnika anatemami typu "faszyzm". Ludzie to bardzo chętnie kupują. Nie liczy się merytoryczna dyskusja, tylko gra na uczuciach tłumu. A teraz pytanie do zwolenników demokracji i związanej z nią partyjniactwa: czy dobrze, że taki tłum rządzi w państwie. Dodam, że on nawet nie rozumie, jak ten organizm państwowy działa... Jak on może zatem decydować o bycie lub niebycie państwa? Równie dobrze moglibyśmy posadzić za sterami samolotu osobnika z zaawansowaną pląsawicą Huntingtona.

Skutki są potem takie, że rządzą ludzie krańcowo niekompetentni. Ostatnie dwa lata można by określić mianem tragifarsy, gdyby nie zamieszkiwanie na terenie Priwislanskiego Kraju. Wynika z tego, że obecnie panującym ustrojem jest alkoholowa pajdokracja. Poszła masa młodzieży, no i zagłosowała tak, a nie inaczej. Ale to wszystko uboczne skutki istnienia ustroju demokratycznego. Nie to, żebym uważał, że wcześniejsze ekipy były lepsze. Po prostu tak to wygląda: obecny rząd jest jeszcze gorszy niż gabinety postkomunistów, obiektywnie rzecz oceniając. W końcu PiS różni się od PO w końcu tylko tym, że ta pierwsza nie zrobiła dekomunizacji, a ta druga - liberalizacji. Również przywódcy obydwu partii tak samo opowiedzieli się za kasacją Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

W każdym razie problem lemingów powinien zostać zwalczony u podstaw. Najlepsze ku temu jest zniesienie przymusu szkolnego oraz eliminacja ustroju demokratycznego. Wszelkie inne rozwiązania to półśrodki lub wlewanie benzyny do ognia.

Brak komentarzy: